/muszę być skałą trwałą [całą energię kierować na nią]/

63 8 0
                                    

Weszłam do pokoju po cichu, wpuszczając do środka sztorm i kłęby piachu ciągnące się za moimi stopami, owijające mnie w cienki, skrystalizowany całun. Odetchnęłam, gdy zobaczyłam cię z kubkiem kawy (już pewnie stygnącej) i z rozczochranymi włosami gotowymi na wczepienie się w nie palcami.
Uśmiechnęłam się lekko i dotknęłam swoich policzków, ale ty tego nie widziałeś, siedziałeś przygarbiony, gubiąc się w swoich myślach, wymięty, zmęczony, posklejany jak kartki starej książki.
Poszłam do kuchni, zostawiając cię samego, bo wiem, że tego potrzebowałeś. Nie chciałam ci zakłócać spokoju, nie chciałam wymuszać na tobie niczego, co sprawiłoby ci trudność. Kiedy przestąpiłam próg kuchni, miałam zamiar zaparzyć tylko drugą kawę, usiąść obok ciebie w salonie i siedzieć tak, aż w końcu pożegnałoby nas nocne niebo rozświetlone milionami gwiazd. Ale jednak zrobiłam ci jajecznicę, bo to zawsze jest lepsze na chwilę wytchnienia, niż milczenie przy zimnych popłuczynach.
Przy krojeniu pomidorów nóż upadł mi na podłogę, muskając w ostatnim momencie moją kostkę. Syknęłam z bólu. Z drugiego pokoju doszło mnie niespokojne poruszenie sprężyn w kanapie. Zrozumiałam, że chciałeś przez to zapytać, czy coś mi się stało, lecz pewnie już dawno zabłądziłeś w labiryncie zwojów mózgowych i tego nie zrobiłeś. Dlatego też odkrzyknęłam na twoje nieme pytanie
Wszystko w porządku
i zaczęłam szukać bandaży, którymi owinęłam nogę.
Odstawiłam talerz z parującymi jajkami na stół. Chciałam do ciebie w końcu przyjść, jednak po drodze zauważyłam twoją schnącą nad wanną koszulkę. Wzięłam ją do ręki i wtuliłam się mocno, zaciągając zapachem twojego ciała, zapachem każdej sekundy, która posunęła twoje komórki do pogłębienia zmarszczek, zwiotczenia mięśni, rozkładu ciała na drobny pył. Jesteśmy jeszcze młodzi, a to przecież nic wiecznego i właśnie to wszystko poczułam w zapachu twojej koszulki, a najbardziej ulatującą z nas szczenięcość.
Wymięłam palcami materiał, dlatego szybko go odprasowałam i skierowałam się w stronę salonu, by chociaż na trochę pobyć z tobą w zaduchu uśmiercania się naszych organizmów. Z kieszeni wysypało mi się parę bursztynów, a ja to zignorowałam i usiadłam ci na kolanach. Założyłam koszulkę na twoje mlecznobiałe, stężałe ramiona. Ostatnio się w nich rozrosłeś i wyglądały przez to, jakby zostały wyrzeźbione przez jakiegoś antycznego twórcę. Wyciągnąłeś swój palec i pogładziłeś mnie po wargach i zrozumiałam, że chciałeś mi podziękować, więc odpowiedziałam uśmiechem.
Kiedy spojrzałeś na mnie stalowymi tęczówkami, zaszklonymi przez nieprzespane noce wydałeś mi się piękny. W tamtym momencie taki po prostu byłeś i dlatego powiedziałam ci to wszystko, nawet na ciebie nie patrząc, bo w brzuchu ktoś właśnie rozcinał mój żołądek na pół i zawiązywał wokół niego kokardkę z jelit.
Chciałam ci przez to powiedzieć, że wiem, co masz na myśli. I że naprawdę ci wszystko wybaczyłam.

/understatements/Where stories live. Discover now