"Walczę i zwyciężę" Rozdział 4(2)

117 13 4
                                    

*

Technicy przyjechali po godzinie. Zabezpieczali wszystkie ślady, rozglądali się gruntownie po każdym pomieszczeniu, przeglądali rzeczy osobiste Raina. Zamierzali dokładnie zbadać wszystkie okoliczności tej śmierci i ustalić, czy osoby trzecie nie brały udziału w zdarzeniu.

Porucznicy przypomnieli sobie, że składając zeznania, mężczyzna był okropnie zdenerwowany. Bał się, wyglądał na rozhisteryzowanego i głęboko dotkniętego widokiem trupa, a oni nie mogli pozbyć się wrażenia, że nie zareagowali tak, jak powinni. Nie przyjrzeli mu się dokładnie, nie zbadali, czy jego stan związany jest z przykrym znaleziskiem, czy chodzi o coś więcej.

— Daliśmy dupy, Catia — powiedział Colin, siadając na schodach na zewnątrz domu.

Był przygnębiony. Widok wisielców zawsze wywoływał w nim wspomnienie śmierci Marca. Choć starał się udawać, że wszystko jest w porządku, Catherina od razu dostrzegła zmianę w jego zachowaniu.

— A co mieliśmy zrobić? Skąd mogliśmy wiedzieć, że ten facet ma ze sobą jakiś problem?

— Przecież to było widać...

— Tylko że to nie była nasza sprawa.

— A jeśli wiedział o czymś ważnym? Może zobaczył coś na miejscu zbrodni i to nie dawało mu spokoju?

— A co on mógł zobaczyć kilka dni po morderstwie? — prychnęła. — Tylko trupa, nic więcej. Chociaż powiem ci, że wcale bym się nie zdziwiła, jakby się okazało, że to wcale nie jest samobójstwo.

Wzruszyła obojętnie ramionami, a Colin przez moment uważnie jej się przyglądał.

— Powiedz, Catii, kiedy ty tak zmężniałaś? — zapytał całkiem poważnie.

Myślał, że Catherina staje się coraz odporniejsza na widok śmierci, a ona po prostu nie potrafiła użalać się nad samobójcami.

— A co to za pytanie? — zaśmiała się.

— Adekwatne do sytuacji.

— Zawsze byłam mężna.

— Nie, nie zawsze. Gdy po raz pierwszy przyszłaś do departamentu, starałaś się grać twardą sukę, ale twoje oczy od razu zdradzały, że jesteś wystraszona i niepewna. Mnie nie zdołałaś oszukać.

— Nawet nie wiesz, jak potem żałowałam, że już pierwszego dnia musiałam trafić na takiego buca, jak ty! — rzuciła ze śmiechem.

Teraz — po czasie — bardzo miło wspominała dzień, w którym po raz pierwszy spotkała Colina i poznała wredną część jego charakteru. Dzień, w którym zapewnił, że prędzej, czy później się w nim zakocha i w jakimś stopniu spełnił tę obietnicę. Kilka miesięcy później coś zaczęło ich łączyć, a potem skończyło się tak szybko, jak zaczęło.

— A kto inny lepiej by się tobą zaopiekował w tym najtrudniejszym czasie?

— Już ja wiem, jak ty się chciałeś mną zaopiekować — zaśmiała się.

— Ej, bez przesady! Nie zawsze myślę tylko o jednym — oburzył się.

— Akurat! — skwitowała. — Lepiej mi powiedz, gdzie jest samochód Raina... — zmieniła temat.

Uświadomiła sobie, że do tej pory zupełnie nie zainteresowali się jego autem. Nie było istotne dla sprawy masowego morderstwa, ale skoro należało do mężczyzny, to powinno przecież stać gdzieś w okolicy. Zaczęli uważnie przeszukiwać podwórko i ulicę, ale nie dostrzegli modelu, którym poruszał się Albert.

"Walczę i zwyciężę"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz