"Walczę i zwyciężę" Rozdział 1(3)

158 25 6
                                    

*

Czekanie dłużyło się porucznikom coraz bardziej. Kilkukrotnie zastanawiali się, czy obrana metoda rzeczywiście przyniesie oczekiwane skutki i czy poszukiwany mężczyzna przebywa w ogóle w domu. Mieli nadzieję, że nieświadomie naprowadzi ich na jakiś trop i da twarde dowody swojej winy. A w najlepszym wypadku, wyda również kumpli. Niestety, na razie się na to nie zanosiło.

— Naprawdę uważasz, że twój czterdziestoletni klasyk amerykańskiej motoryzacji — wyraźnie to zaznaczyła — rzuca się w oczy mniej niż radiowóz policyjny? — zapytała z rozbawieniem. Nie mogła nie zauważyć zaciekawionych spojrzeń przechodniów i ich zainteresowania zadbanym Dodge'm.

— Przynajmniej nie wzbudza nienawiści. Poza tym nie wyglądamy w nim jak para glin. Bardziej jak dziani dilerzy albo ktoś tego pokroju.

— Dziani dilerzy — zaśmiała się. — Chyba się trochę zagalopowałeś, przyjacielu.

Powróciła do obserwowania domu. Z zamyślenia wyrwał ją dopiero dźwięk nadchodzącego SMS-a.

Była to wiadomość od Jacoba, w której informował, że dostał propozycję współpracy przy sztuce wystawianej w Portland w stanie Oregon, co wiązało się to z krótkotrwałym wyjazdem do innego miasta. Catherina wiedziała, że Jacob zasługuje, by występować na największych scenach i miała nadzieję, że będzie to punkt zwrotny w jego karierze. Cieszyła się z szansy, którą otrzymał, ale nie potrafiła nie skrzywić się na myśl o jego wyjeździe.

Dziwne stany porucznik nie pozostały niezauważone. Colin od dłuższego czasu czujnie spoglądał na partnerkę. Wiedział, że rozmawia z narzeczonym, dlatego nie odzywał się ani słowem. Obawiał się, że Catherina zaczęłaby o nim opowiadać, a tego wolał uniknąć.

— Patrz! — krzyknęła nagle kobieta.

Bonnet od razu otrząsnął się z przemyśleń i spojrzał w wyznaczonym kierunku. Dokładnie widział, jak podejrzany mężczyzna w kapturze zbliża się do posesji należącej do Grega Campela. Był podobnego wzrostu, miał te same ubrania, co na nagraniu i charakterystyczny plecak z liczbą 666. Śledczy nie mieli wątpliwości, że patrzą na poszukiwanego mężczyznę. Na razie nie zamierzali jednak wychodzić z samochodu, tylko obserwować go z odpowiedniej odległości.

Gdy wszedł na posesję, a potem zniknął w domu, śledczy mogli wreszcie wymienić się uwagami.

— Był zdenerwowany, zauważyłaś?

Potwierdziła ruchem głowy.

— Chyba sprawy wymykają mu się z rąk. Myślę, że po tej nieudanej próbie opchnięcia fantów, będzie chciał skontaktować się z kumplami. Możemy ich wszystkich zgarnąć za jednym zamachem.

— Nie napalaj się tak — ostudził jej zapał, ale zrobił to z uśmiechem. — Mógł właśnie wrócić ze spotkania z nimi.

— A no, mógł.

Po kilku minutach zdenerwowany Greg w pośpiechu opuścił dom, a za nim wybiegł młodszy, szczuplejszy i niższy chłopak, którego C&C nigdy nie widzieli na oczy. Starał się za wszelką cenę zatrzymać Campela, krzyczał coś w jego kierunku, łapał za łokieć i wskazywał palcem, by wrócił do domu. Podejrzany wyraźnie odrzucał towarzysza, nie chciał go słuchać, a po chwili zniknął z posesji. Młodszy z kwaśną miną i wyraźnym smutkiem wrócił do domu, wcześniej mocno trzaskając drzwiami.

— Rozdzielmy się — zadecydowała pośpiesznie Catia.

— Słucham?!

— Jedź za Gregiem, a ja pogadam z tym młodym. Może mi coś powie.

"Walczę i zwyciężę"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz