Klub AA?

957 97 7
                                    

Obiecałam, więc dodaję aż dwa rozdziały ^.^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przyjaciel - ktoś, na kogo zawsze możesz liczyć. Ktoś, kto zawsze będzie przy tobie. Znajdziesz w nim wsparcie i pomoc. Nigdy nie masz go dosyć.

Zgodziłabym się ze wszystkim, poza ostatnim zdaniem. Odkąd Wiktoria zamieszkała z nami, minęły dopiero dwa dni, a ja już przestaję nadążać za jej pomysłami. Każdy dzień zajęty miałam co do minuty, często dość męczącymi czynnościami, jakim jest przykładowo robienie zakupów w towarzystwie jasnookiej. Wierzcie mi, jest to coś, czego nikt nie chciałby przeżyć.
Wyszłam z pokoju, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Z korytarza zdążyły już zniknąć wszelkie kosztowne przedmioty, a w ich miejsce pojawiły się kieliszki wypełnione mieszanką piwa i jakiejś taniej wódki.
- Wika! - wrzasnęłam, starając się przekrzyczeć odbywającą się na parterze ,,próbę nagłośnienia".
- Jest na dole - poinformował mnie Sebastian, roznosząc po domu kolejne litry alkoholu. Chcąc jak najszybciej dopaść nastolatkę, niemal zjechałam po poręczy schodów.
- Czyś ty już kompletnie oszalała?! - w końcu ją dorwałam. - Rób sobie tę cholerną imprezę, ale taki jazgot już o dziewiątej nad ranem to przesada! Zdajesz sobie sprawę, że ja w ciąży jestem? Spokoju potrzebuję i snu, a nie dyskoteki od białego rana!
- Nic ci nie będzie. - Ściszyła muzykę. - Jesteś w ciąży, a to nie choroba. Wstawać rano możesz.
- Nie o tej godzinie! Chcę spać! A myślisz, że dziecku podobałby się taki... Taki... Ugr, po prostu to ścisz! - Zachowywałam się jak mała dziewczynka... Tak właśnie działa na mnie moja najlepsza przyjaciółka...
- Panienko, myślę, że nie powinnaś się tak denerwować w tym stanie. - Obok pojawił się Sebastian, próbując załagodzić całą sytuację. -Próba nagłośnienia za krótką chwilę dobiegnie końca i będzie panienka dalej wypoczywać. Wiktoria i ja zajmiemy się przygotowaniami.
Czy on właśnie powiedział coś o niej bez ,,panienkowania"? Spojrzałam na nich podejrzliwie, po czym odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam z powrotem do pokoju. Przez ten cały czas zdążyłam już przywyknąć do tego, że gdy ta dwójka się na coś uprze, to nie mam szans. Zanim zatrzasnęłam za sobą drzwi, z salonu nagle doszło wielkie ,,krach" i byłam już pewna, że nim zdążą przybyć jacykolwiek ludzie, cały dom będzie już w rozsypce. Jedyną reakcją, jaką usłyszałam, był wybuch śmiechu Wiktorii.
Padłam na łóżko wciąż wykończona po wczorajszym wypadzie na miasto, zafundowanym mi przez moją ,,cudowną, dbającą o mnie przyjaciółkę", jak sama się z resztą nazwała. Odwiedziłyśmy jedno z pobliskich muzeów, po czym autorka planu wycieczki stwierdziła, że chce jej się biegać, oczywiście w moim towarzystwie. Skończyłam więc, biegając przy zachodzącym słońcu. Cudownie. Ja - leń - całe życie tylko o tym marzyłam.
Kiedy w końcu wstałam, postanowiłam do wieczora nie wychodzić z własnego pokoju. Posiłki przynosił mi kamerdyner, co wydało mi się już od początku co najmniej dziwne. Po południu przyszła Wiktoria i poinformowała mnie, że to już czas, żeby zacząć się szykować. Wyciągnęła z mojej szafy prostą, białą sukienkę sięgającą połowy ud.
- Zdajesz sobie sprawę, że już mi brzuch widać? - spytałam.
- Jasne, że nie. Masz jakieś zwidy. Zresztą jest luźna, więc co narzekasz?
Tym właśnie sposobem już godzinę później byłam gotowa na pełnienie roli pani domu podczas imprezo-dyskoteko-spotkaniu anonimowych alkoholików.
- Po co mam się tak starać, jeżeli nikogo nawet znać nie będę? Zresztą, oni wszyscy już po dziesięciu minutach pewnie pijani będą.
- Nie narzekaj mi tu! - upomniała mnie Wiktoria, dodając ostatnie wsuwki w lekkiego koka na mojej głowie. - Gotowe!
- Czuję się, jakbym zamiast włosów miała głazy - kto powiedział, że rozwalony kok to ten bez tony lakieru? Na pewno nie autorka tego mojego...
- Trudno. Chcesz być piękna, musisz cierpieć.
- Co jest między tobą a Sebastianem? - postanowiłam zmienić temat, zanim powiem o kilka słów za dużo. Odpowiedziała mi cisza.
- To nic poważnego - odpowiedziała w końcu. - Ani dla mnie, ani dla niego. Nie musisz się martwić.
- Ja po prostu - zacięłam się, szukając odpowiednich słów - nie chcę, żeby spotkało cię coś złego. Nie chcę, byś popełniła mój błąd.
- Nie martw się. Za mądra na to jestem - dodała złośliwie.
- A co to niby miało znaczyć? - udałam obrażoną.
- Dokładnie to, co myślisz - zaśmiała się i opuściła pomieszczenie. Przed wyjściem dodała jedynie, że mam zaczekać, aż pośle po mnie Sebastiana.
Gdy wreszcie dostałam pozwolenie, zeszłam ze schodów. Kiedy byłam w połowie zejścia, muzyka nagle ucichła.
- A teraz powitajmy gwiazdę wieczoru i jednocześnie organizatorkę dzisiejszego spotkania - przez głośniki oznajmiła Wiktoria. - Przed wami Zuzanna Phantomhive, dziś tylko szlachcianka, lecz już za niedługo dumna matka!
Przez chwilę myślałam, że spadnę z tych schodów. O ile pierwsza część jej wystąpienia nie zrobiła na nikim wrażenia, o tyle wiadomość o ciąży wprawiła w osłupienie zarówno tych, którzy mnie nie znają, jak i moich byłych kolegów z klasy. W końcu która przyszła młoda matka tak łatwo mówi innym o swoim stanie? Która urządza z tego powodu przyjęcie? W ich oczach pewnie jestem kosmitą. Gdyby tylko wiedzieli, że nie miałam z tym nic wspólnego... Nie potrafiłam jednak gniewać się zbyt długo, bo następną rzeczą, o której pomyślałam, była mina wściekłego Ciela, który gdzieś schowany dostaje pewnie teraz nerwicy. Cisza zdawała się ciągnąć w nieskończoność, aż w końcu jeden z gości postanowił dla żartu zagwizdać, a w ślad za nim poszli i inni. Po chwili wszyscy skończyli klaskać i wrócili do tańczenia.
Jeszcze przed północą część przybyłych była nieprzytomna. Z obrzydzeniem omijałam zataczających się nastolatków i przeskakiwałam nad tymi leżącymi bezwładnie na podłodze. W poszukiwaniu organizatora popijawy weszłam do kuchni i doznałam szoku.

Na jednym z blatów siedziała Wiktoria, całując się ze stojącym przed nią Sebastianem. Zanim zdążyli mnie zauważyć (choć jestem pewna, że demon wyczuł moją obecność), wymknęłam się z pomieszczenia i kontynuowałam obchód po rezydencji, wyglądając zapewne jak ochroniarz. Zauważyłam Phantomhive'a stojącego pod ścianą z założonymi rękami i poczułam wewnętrzną potrzebę dokuczenia mu. Ignorując wściekłe spojrzenie, które mi posłał, pewnie podeszłam do niego.
- Z tego, co widzę, nie masz aktualnie nic do robienia. - Przekrzywiłam lekko głowę. - No może poza straszeniem moich gości. Idź zajmij się grupką z trzeciej sypialni.
- Co masz przez to na myśli? - syknął.
- Kilku nachlanych ,,gości" tam poszło i postanowili urządzić sobie grupową orgię, czy jak kto to nazwie. Zajmij się nimi - mają zniknąć z tego domu, ale wrócić do swojego żywi. I nie chcę z ich powodu żadnej policji. - Posłałam mu dosadne spojrzenie. - To rozkaz.
Syknął pod nosem i, emanując coraz to mroczniejszą aurą, udał się we wskazanym przeze mnie kierunku. Biedni, niespodziewający się niczego nastolatkowie... Zapamiętam ich ofiarę w imię dopieczenia brunetowi.
Większość gości została do rana, choć nie ze względu na świetną zabawę. Wyłączyliśmy muzykę, kiedy Wiktoria zeszła do salonu i odkryła, że nikt nie jest na tyle trzeźwy, by dalej tańczyć. Chwilę później każdy zasnął, a mnie udało się przekonać demony, że odesłanie ich wszystkich teraz do domu byłoby co najmniej okrutne - reakcja rodziców na taki stan ich dzieci nie należałaby pewnie do najspokojniejszych.
***Czekałam na podjeździe, aż Wiktoria zejdzie w końcu na dół. Wzrok wbiłam w jezdnię, za którą właśnie wschodziło słońce, zalewając niebo swoimi promieniami. Zwróciłam głowę z powrotem do drzwi frontowych, kiedy niebieskooka nareszcie się pojawiła, ciągnąc za sobą walizkę.
- A więc - zaczęła - kiedy już mnie tu nie będzie, czyli już za chwilę, powstrzymuj się od niepotrzebnych kłótni ze Cielem, szkoda twoich nerwów, ale pamiętaj, żeby się nie dać! Jeśli będziesz potrzebować pomocy w czymkolwiek, dzwoń i przyjadę. No i... Nie szalej zbytnio z Sebastianem. - Mrugnęła do mnie okiem.
- Nie pomyliłaś mnie czasem z samą sobą? - spytałam z krzywym uśmiechem.
- Oj, cicho bądź. Chcesz stracić swojego wiernego rycerza na białym koniu?
- Że niby ciebie? Błagam cię, tak łatwo byś mnie nie opuściła. - Uśmiechnęłam się lekko. - Będzie mi ciebie brakować.
- Hej! - Spoważniała w mgnieniu oka. - Nie mów, jakbyśmy się miały już nigdy nie spotkać. Jeszcze się zobaczymy i zmuszę cię do pójścia ze mną na Gwiezdne Wojny do kina.
Oczy zaszkliły mi się ze wzruszenia. To niesamowite, tak wielu rzeczy człowiek nie dostrzega ani nie docenia podczas życia i dopiero gdy może to stracić, zdaje sobie sprawę z tego, jak ważne dla niego były. Jak chociażby przyjaźń z Wiktorią. Miałam szczęście, że udało mi się znaleźć tak dobrą przyjaciółkę. Zrobiłam krok w przód i objęłam ją rękami.
- Przepraszam - szepnęłam. - I dziękuję.
- Na to jeszcze przyjdzie czas. - Odwzajemniła uścisk.
Podjechało srebrne auto, za którego kierownicą siedział ojciec szatynki. Stałam tak jeszcze przez chwilę, wpatrując się w odjeżdżający samochód, po czym z ciężkim sercem weszłam do domu. Brama wejściowa zmieniła w moich oczach swoje znaczenie. Stała się murem, którego nie mogłam już przeskoczyć. Jedyne, co mi pozostało, to podążać ścieżką, którą obrałam, bez możliwości zawrócenia. Nawet, jeśli miałoby mnie to zaprowadzić do potępienia.



Anioły śmierci (Kuroshitsuji fanfiction)Where stories live. Discover now