rozdział 8

6.6K 486 36
                                    

- Jakim prawem ten Blond patyk zamawia już czwartego drinka? - fuknął Harry, siedzący obok mnie.

- Po co to liczysz? - spytałam zdziwiona. Odkąd Luke pojawił się na tej imprezie, Harry patrzył na niego jakby chciał go zabić. To było dość dziwne, bo jeszcze w liceum Hemmings był jego idolem...

- Płacę za to i aż mnie boli, że moja kasa marnuje się na tym kolesiu. - odparł poważnie.

- Harry, co godzinę zarabiasz tyle, że jutro twój portfel zapomni już o jakichkolwiek wydatkach na jakąś imprezę. - rzuciłam.

- Jakoś mi się nie wydaje. - fuknął, zacieśniając dłonie na szklance. - Dlaczego oni tu w ogóle przyleźli? Nie wierzę, że ktoś im wysłał zaproszenia. - dodał.

- Luke ma zespół, który podobno jest tutaj dosyć znany... - odparłam, a oczy Harrego niemal wypłynęły na wierzch.

- Co?! - pisnął. - Taki popularny, że nigdy o nim nie słyszałem. One Direction - to jest dopiero dobry zespół. Przyznaj Charlie, aktualnie lepszego nie ma. No bo, gdzie indziej w składzie jest aż pięciu przystojniaków, z czego aż trzech jest wolnych? I wcale nie daję teraz drobnej sugestii ku temu, że chciałbym mieć dziewczynę, wcale... Ale nie ważne. Jak to bunia ostatnio powiedziała: nie martw się wnusiu, kiedyś się zakochasz, nawet nie wiesz kiedy. No, i tego się trzymam. Bo nie wiem czy już kiedyś Ci o tym wspominałem, ale jeśli bunia tak mówi...

- ... To tak musi być. - mruknęłam, kończąc jego wyczerpujący monolog. Aż dziwne, że mu tlenu nie zabrakło.

- Oh, czyli już to znasz? - zapytał odrobinę zawiedziony.

- Powtarzałeś to jakieś 50 razy tygodniowo, kiedy byliśmy jeszcze w szkole. - odparłam.

- Nie ważne, zmierzam do tego, że nie podoba mi się obecność tego zarośniętego na twarzy osobnika, który psuje mi imprezowy nastrój. - oznajmił Styles, odsuwając włosy z czoła.

- Nadal nie rozumiem czemu ciągle zwracasz na niego uwagę. - powiedziałam.

- Muszę pilnować ile drinków wypije. - powiedział Styles.

- Po co? - zdziwiłam się.

- Żeby na koniec wystawić mu rachunek za zużyty alkohol. - prychnął Lokers, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Cóż, nie była...

- Wiesz, że ta impreza jest darmowa? - spytałam niepewnie, nie wiedząc czy ktoś wcześniej wspomniał o tym Stylesowi.

- Pff, nie dla niego. - syknął.

Okej, ja już skończyłam tą rozmowę...

~ * ~

Następnego dnia, byłam prawdopodobnie jedyną osobą, która obudziła się bez kaca. I to wcale nie dlatego, że wczoraj nic nie wypiłam... Chcę tylko powiedzieć, że kiedy nad ranem spotkałam się z resztą chłopaków przy śniadaniu... Każdy z nich wyglądał jak bezdomny proszący o kroplę wody.

- I jak się czują moi ulubieńcy? - zapytałam z uśmiechem, siadając z Joelem na wolnym krześle. Boże, życie byłoby prostsze, gdyby ten mały człowiek już mógł siedzieć w swoim krzesełku...

- Zniż ton swojego głosu, błagam Cię. - jęknął Louis, rozmasowując skronie.

- Dlaczego? Aż tak źle z Wami? - pisnęłam, specjalnie robiąc to trzy razy głośniej. Z ust chłopaków poleciały ciche syknięcia. Każdy z nich wręcz leżał na stole, a Liam był bliski spotkania swojej twarzy z omletem na swoim talerzu. Niall natomiast siedział zawinięty w koc i jestem pewna, że powoli zasypiał. Zayn wyglądał jakby zaraz miał spotkać się bliżej z toaletą, a Harry i Louis patrzyli tępo w jeden punkt na ścianie. Cóż, chyba dzisiaj podziękuję za ich towarzystwo...

- Zaraz rozsadzi mi głowę, przysięgam. - westchnął Tommo.

- Eh, wiecie... Nikt nie kazał Wam wczoraj tyle doić. Byliście jak konie przy wodopoju, które nie piły od dwóch dni... Teraz w zasadzie wyglądacie podobnie, z tą różnicą, że tym razem potrzebujecie wiader z wodą, a nie z piwem. - rzuciłam.

- Widzę, że koleżance się żarcik wyostrzył. - mruknął Harry, próbując dostarczyć do buzi łyżkę z płatkami, która oczywiście straciła swoją zawartość przed planowanym celem. Lokers spojrzał z niedowierzaniem na swoje ubrudzone spodenki i fuknął cicho: - Pierdolę to. - nie pofatygował się nawet, żeby jakkolwiek to wytrzeć. Lenistwo - poziom hard.

- To nie są żarty, Harry. Ja tylko mówię jak było. - zaśmiałam się, rozdrabniając widelcem jedzenie ze słoiczka dla Joela.

- Mmm, Joel... Co tak apetycznie pachnie z tej twojej miseczki? - spytał Niall, powoli robiąc się zielonym na twarzy. Cóż, przez te cztery miesiące bycia mamą nauczyłam się wielu rzeczy, m.in. tego, że mleko z proszku smakowało jak zepsute ziemniaki bez dodatku soli, a wszystkie posiłki ze słoiczków... Hm, bez komentarza. Jedynie deserki dało się jakoś przełknąć.

- To zmiksowana marchewka, Niall. Jesteś chętny? - spytałam, wystawiając pełną łyżeczkę w jego stronę.

- Charlie, jeśli nie chcesz za chwilę zobaczyć zawartości mojego żołądka to radzę Ci przestać. - rzucił Horan, chowając swoją twarz w puchatym kocyku.

- Twoja strata. - rzuciłam, próbując z pomyślnym skutkiem dostarczyć marchewkę to buzi Joela. Oczywiście, wielkim osiągnięciem byłoby, gdyby Mały nie wypluł połowy na swój silikonowy śliniaczek. Ostatnio to była jego ulubiona zabawa - jedzenie. Odkrył, że strasznie mnie wpienia, kiedy ze mną nie współpracuje, dlatego teraz przy każdym posiłku perfidnie to wykorzystywał. Czasem jednak miałam już tak dość, że karmienie Joela zostawiałam Zaynowi. Na to jednak nie miałam dzisiaj co liczyć, bo Malik ledwo siedział na krześle. Tak się zarzekał, że nie będzie dużo pił i że obudzi się bez kaca. Cóż, właśnie widać Zayn, właśnie widać...

---------------------------
krótko, krótko... wiem, ale zaraz się zepnę i choćby się paliło i waliło to jak będzie dużo gwiazdek i komentarzy, do późnego wieczora/nocy napiszę kolejny. ;)

parenthood || z.m (destiny sequel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz