Rozdział 1

781 33 2
                                    


Autobus zbliżał się do celu. Prócz niej były jeszcze cztery osoby i oczywiście kierowca. Na uszach miała słuchawki, a kaptur zasłaniał jej pół twarzy. Patrzyła w Las, jakby kogoś szukała... Za szybką wręcz lało. Lubiła taką pogodę, chociaż sama nie widziała, czemu.

Kiedy dotarła na miejsce udała się pod wyznaczony adres. Czekała tam na nią nowa współlokatorka. Poznały się przypadkiem w Indiach. Polubiły się, chociaż właściwszym określeniem będzie... Zrozumiały i znalazły wspólne cechy... Budynek był ogromny i stary. Mieścił się na obrzeżach miasta.

- Hej -usłyszała głos po jej prawej.

Caterina stała w cieniu oparta o jakiś pręt.

- Hejj... To tu? -spytała lekko zziębnięta.

- Mhmm... Chodź. Śnieżny wilczek, a zaraz mi zamarznie... - zażartowała.

Ktoś mógłby uznać to za kpinę, ale Elizabeth wiedziała, że to żart... Zdarzyła ją trochę poznać.

Mieszkały na czwartym piętrze. W budynku nie było windy, ale Elizabeth stwierdziła, że trochę ruchu dobrze jej zrobi.

- Czy ktoś tu jeszcze mieszka?

- Nie... To znaczy nikt prócz nas i właściciela... - powiedziała Cat otwierając drzwi.

Mieszkanie było idealne. Przestronne, dobrze urządzone... - Właściciel się postarał - powiedziałam Elizabeth kładąc walizki obok sofy.

- Nooo.... - powiedziała Cat pół szeptem siadając obok.

- Myślisz, że będzie tu bezpiecznie?

- Tak Liz... Spokojnie... Nie martw się. Jutro pierwszy dzień szkoły!

- Lepiej mnie od razu zabij...

Catrine zaśmiała się głośno i poszła zrobić kawę. Liz postanowiła się rozejrzeć po mieszkaniu. Od razu spodobał jej się jej Nowy pokój. Duże okno, a w oddali las. Niczego więcej nie potrzebowała.. Czuła spokój. Usiadła się na parapecie i zamknęła oczy.

- Myślisz, że mogę żyć normalnie? - nie musiała nic robić żeby wiedzieć, że Cat stoi w drzwiach z kubkiem gorącej kawy z dodatkiem karmelu.

- Tak... Tylko ty sama musisz w to uwierzyć.

6:30... Znienawidzona godzina wybiła. Cat jeszcze spała. Nie miała serca jej budzić. Dosyć szybko się ogarnęła i zrobiłam śniadanie. Pogoda znacznie się poprawiła. Wychodząc zostawiła karteczkę na stole kuchennym z napisem Miłego dnia śpiochu xx

- Dzień dobry -usłyszała zza pleców męski głos, gdy zakluczala mieszkanie.

- Dzień dobry... Pan jest pewnie właścicielem -przywitała się.

Mężczyzna był... Przystojny... Seksowym.... Po prostu WOW!

- Tak... I nie żaden Pan tylko Derek. Miło mi -wyciągnął rękę w moją stronę.

- Elizabeth -uśmiechnęłam się delikatnie i uścisnęliśmy sobie dłonie.

- Przyjacilka w mieszkaniu?

- Śpi...

- Okay... No nic przyjdę później. Powodzenia w szkole. O i jak spotkać Scotta McCalla do go pozdrów -uśmiechnął się szeroko i poszedł do siebie.

Wydawał się być miły, ale coś w nim było nie tak. Przynajmniej takie odczucia miała Liz po pierwszym spotkaniu, ale szybko o tym zapomniała i ruszyła w stronę szkoły.

Snow Wolf|Teen WolfWhere stories live. Discover now