19. Na rozłące (+ogłoszenie!)

355 64 30
                                    

NOTKA POD ROZDZIAŁEM!
MUSISZ TO PRZECZYTAĆ!
MEGA WAŻNE INFO!

(Rozdział z dedykacją dla @yenneferslut za te cudowne komentarze *.* – Oznaczę jak tylko dorwę się do kompa :D).

.

.

Zmierzchać zaczęło po około dwóch godzinach. Przez ten czas nie nadeszły żadne wieści o Dartinie. Mimo zapewnień staruszki, Avalon zaczynała się już poważnie niepokoić. W zasadzie to wcale nie przestała, ale poddenerwowanie wzrastało z każdą chwilą. Mimo to zdołała dowiedzieć się kilku ciekawych informacji, dotyczących narodu Izjopenundów. Co prawda niewiele z monologu kobiety nadawałoby się do powtórzenia, dziewczyna wyłapała jednak wartościowe wiadomości.
Małe stworzonka żyły w społecznościach, czymś na wzór miast. Miały swoją stolicę, której nazwa była zbyt trudna do zapamiętania przez staruszkę, a swój kraj nazywały Izjopią. W większości miasteczek przewodziła nimi najstarsza osoba, która dodatkowo umiała wolno mówić. Było to bowiem oznaką stateczności, dostojeństwa i powagi; takie osoby były bardzo szanowane. Średnio dożywali do pięćdziesięciu lat, czasem sześćdziesięciu. Potem, według opowieści starowinki, ich duchy wędrowały w głąb ziemi. Po drugiej stronie płaszczyzny ziemskiej miał znajdować się kraj wiecznego szczęścia i spokoju, Palinonium. Tam nikt nie musiał pracować i zawsze był młody. Wyjaśniła też, że właśnie dlatego mieszkają w norach i jaskiniach. Chcą być bliżej krainy radości. W stolicy rządziło Zgromadzenie. Kilkanaście razy do roku zjeżdżali się tam wszyscy przedstawiciele miast, by wspólnie podejmować różne decyzje. Mieli jednak króla, który wprowadzał w życie decyzje Zgromadzenia i rządził krajem pod nieobecność w stolicy jego członków. Kobieta krytykowała nieco obecnego króla, gdyż jej zdaniem był zbyt młody na sprawowanie tak odpowiedzialnej funkcji. Nieszczęśliwie jego imię również wyparowało jej z głowy.
Wśród małych ludków dzieci uchodziły za błogosławieństwo, dlatego wszyscy starali się mieć ich jak najwięcej. Niestety, bardzo często umierały tuż po porodzie.
Stworzonka hodowały lub zbierały drobne rośliny, a także polowały. Głównie na owady. Krety lub norki był dla nich o wiele za duże, z tego powodu uchodziły za niezwykły przysmak.
Niektórzy trudnili się wyrobem różnych narzędzi, ubrań czy przedmiotów codziennego użytku, pozostali zajmowali się żywnością. Nie znali pieniędzy, dlatego kwitł handel wymienny. W wielu społecznościach i tego nie stosowali, po prostu sobie pomagali. Traktowali siebie nawzajem jak jedną wielką rodzinę. To było największym zaskoczeniem dla Avy, która nie do końca pojmowała zasady takich relacji.
Mniej więcej tyle zdążyła się dowiedzieć, gdy kobieta zwyczajnie... zasnęła.
- No to sobie pogadałyście - podsumowała rozbawiona Rina. - Ale wiesz... trzeba mieć wyjątkowy talent, żeby tak zasnąć w środku zdania, nie sądzisz?
- Tak - mruknęła Avalon. W tym momencie uznała za błogosławieństwo nagłe umilknięcie staruszki. Naprawdę martwiła się o Dartina. Jako że zapadł już zupełny zmrok i noc spowiła świat, dziewczyna, chcąc nie chcąc, udała się na spoczynek. Nie miała nawet ochoty nic jeść, jednak wmusiła w siebie kromkę chleba — po długich namowach jej nieziemskiej towarzyszki. Ułożyła się na ziemi, pod głowę podłożyła skórzaną torbę - z braku koca wszystko jest dobre - i tak leżała, wpatrując się w migoczące na niebie gwiazdy, dopóki nie zmorzył jej sen.

-***-

Zrezygnowany Dartin siedział na chłodnej ziemi. Nie miał zielonego, fioletowego ani nawet czerwonego pojęcia, co robić. Już od kilku godzin błądził wśród traw, ostatecznie gubiąc orientację w terenie. Nie wiedział nawet, skąd przyszedł. Nic nie wiedział. Ani gdzie jest, ani dokąd zmierza. Ani co robić. Najchętniej uderzyłby w coś teraz głową, niestety pod ręką nie było żadnej ściany.
- Nie poddawaj się chłopie - szepnął mu do ucha Teodor, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że myśliwy go nie usłyszy. Bardzo tęsknił za Riną, a szanse na ich ponowne spotkanie malały z każdą chwilą. Jeśli Ava ruszyła dalej, nie wiadomo, gdzie doszła. Czy opuściła już tę okropną „łąkę"? Co, jeśli na nich nie poczeka, a jego ukochana z braku lepszej możliwości ruszy dalej razem z nią? Nie chciał o tym myśleć, ale po prostu nie potrafił. Jego umysł wariował, myśli, straszne myśli, mknęły z prędkością błyskawicy, ale nie znikały jak ona. Zostawały, świecąc jasno i mocno, niepokojąc jego przerażoną duszę. Bo właśnie to odczuwał najmocniej. Strach. Paraliżujący, obezwładniający strach. Wspomnienie Riny i możliwość, że już nigdy jej nie ujrzy były dla niego nie do zniesienia. Od szaleństwa oddzielało go tylko jedno: nadzieja. Co prawda niknęła ona i bladła z każdą chwilą, lecz wciąż jeszcze jej nie utracił. Nie mógł. Jedynie to utrzymywało go jeszcze przy zdrowych zmysłach.
- Och, Avalon. Dlaczego to jest takie niesprawiedliwe? Ledwie cię odzyskałem, ledwie się przede mną otworzyłaś, ledwie zdążyłaś okazać mi choć trochę zaufania... już cię straciłem. I wiesz co? Może nawet już cię nie spotkam. Może już nigdy nie zobaczę twojego uśmiechu, nie pokłócę się z tobą, ani nie powiem, jak bardzo cię polubiłem. W sumie nawet nie wiem dlaczego. Cały czas byłaś dla mnie niemiła, odtrącałaś moją pomoc, jednak... jakimś dziwnym, niezrozumiałym trafem polubiłem cię. I przywiązałem się do ciebie. Bez twojego towarzystwa jest tak nudno. - Uśmiechnął się smutno. Tego wywodu nie usłyszał nikt - z wyjątkiem Teo, ale o jego obecności chłopak nie mógł wiedzieć - lecz Dartin poczuł się lepiej, wyrzucając z siebie część smutków.
Z ciężkim westchnieniem wstał i podszedł do Safira, który spokojnie skubał sobie trawę. Powoli, mimo smutku i przygnębienia, zaczynał odczuwać głód. Toteż, gdy zorientował się, że wszelkie zapasy jedzenia zostały u Avy, jego frustracja osiągnęła granice wytrzymałości. Zaczął trząść się w bezgłośnym płaczu. Z jego oczu co prawda nie wypłynęła ani jedna łza, jednak czuł, że powoli zaczynają go opuszczać siły. Opadł na ziemię bez najmniejszej chęci ponownego wstania.
- A więc przyjdzie mi tu umrzeć. Pośród traw, gdzie nie mam najmniejszej szansy zdobycia pożywienia. Śmierć głodowa... nie tak to sobie wyobrażałem - mruknął pod nosem. Przeszedł do pozycji leżącej, ale nie mógł zasnąć. Dopiero zaczynało się ściemniać. Do nocy pozostało jeszcze trochę czasu. - Czy właśnie tak to się skończy? - szepnął.
- Nie, nie, nie! - Teodor nerwowo wykręcał sobie palce. - Weź mi tu nie udawaj! Nie umiera się z powodu jednodniowego postu! Człowieku!
Myśliwy jednak nie mógł tego usłyszeć. Zajęty był wpatrywaniem się maleńki, ciemniejący już skrawek nieba nad swoją głową. Nie chciał już o niczym myśleć, bo... nie byłyby to przyjemne myśli. Przez krótką chwilę po prostu patrzył. Nie mógł zdobyć się na choćby najmniejszy ruch. Ogarnęła go melancholia. Był w stanie tylko leżeć. Sam nie wiedział, gdy po prostu zamknęły mu się oczy. Zasnął. Ale był to sen niespokojny i kruchy. Pełen strachu, smutku i bólu. Słowem: najgorszy koszmar. Nic więc dziwnego, że po kilku godzinach obudził się z krzykiem.
Przez pierwszą chwilę nieprzytomnie rozglądał się dookoła. Wszędzie panowała ciemność. Z początku napawało go to jeszcze większym lękiem. W końcu właśnie obudził się z przerażającego snu, a wokół - nieprzenikniona czerń. Nic przyjemnego. Dłuższy moment zajęło mu poukładanie sobie wszystkiego w głowie. I cóż... rzeczywistość okazała się być jeszcze bardziej przerażająca i przytłaczająca niż senne mary.
- To chyba jakiś żart - jęknął, przypominając sobie wszystko.
- Nareszcie żeś się obudził, chłopie - mruknął Teodor. Całą noc czuwał nad nim. Zasadniczo mogłoby się wydawać, że i tak nic by nie zdziałał w razie zagrożenia. Poza tym i tak nie miał nic lepszego do roboty. Choć drugie stwierdzenie było prawdziwe, pierwsze nie do końca. Przecież konia udało się mu zatrzymać, na tygrysa czy inne groźne zwierzę także mogłoby to zadziałać. Jednak większość czasu duch spędził na zamartwianiu się, co w sumie nie było dziwne.
- Co mam robić? - Dartin zwrócił głowę w stronę gwiazd. - Czy zawrócić? Iść dalej? Jeśli tak, to w którym kierunku? - pytał. Jednak Gwiazdy milczały. Jak zwykle. Były to w końcu jedynie jasne, zimne punkciki na czarnym firmamencie nieba. W końcu dotarło to także i do naszego myśliwego. Zrozumiał, że czegokolwiek by nie zrobił, szanse na ponowne spotkanie dziewczyny były niemalże równe zeru. W którą stronę by nie wyruszył, była to wyłącznie kwestia przypadku. Zupełnie stracił poczucie kierunku, nie wiedział nic. Tu każde miejsce wyglądało niemal identycznie. Był zupełnie sam. Bez jedzenia, z resztką wody, w miejscu, gdzie mógł nigdy się nie odnaleźć.
Łzy pojawiły się w jego brązowych oczach. Już ich nie powstrzymywał. Wiedział, że to nic nie da. Słona ciecz powolnymi strużkami spływała po jego policzkach. Nie trwało to jednak długo, może kilka minut. Po tym czasie spojrzał ponownie w górę. Niebo nie było już tak czarne jak chwilę wcześniej.
„Świt już blisko" - pomyślał. Postanowił jeszcze na chwilę przymknąć oczy. - „Potem wyruszę... przed siebie". Z tą myślą przeniósł się w świat sennych marzeń. I tym razem nie były to koszmary.

-***-

Obudził się wkrótce po wschodzie słońca. Spakował wszystkie rzeczy - nie było ich zbyt wiele - i wspiął się na konia.
- Gdzie jedziemy, Safir? - spytał, choć nie oczekiwał odpowiedzi. Zamknął oczy i zakręcił w powietrzu ręką. - Tam - stwierdził i skręcił lekko w lewo. - To i tak nie ma znaczenia - szepnął.

.

.

.

.

Uwaga, uwaga!
W sumie to hejka :D
Zanim ogłoszę najważniejszy punkt programu, powiem Wam, że jestem strasznie zadowolona z dodania dziś rozdziału! Do najdłuższych nie należy, ale cały dzień nie mogłam dorwać się do kompa, bo ŚWIĘTA. Czyli choinka, ciastka, zakupy... Sami wiecie :P Nogi odpadają... Więc nie bardzo było kiedy.

A teraz czas na MEGA WAŻNE INFO.
Ok, może to trochę wygórowane określenie, ale słuchajcie:
Z okazji świąt Bożego Narodzenia w Wigilię (jeśli ktoś nie wie jest to czwartek 24 grudnia :D) na moim profilu dokłakdnie o 12.00 w południe (a przynajmniej w okolicach :P) pojawi się specjalny świąteczny One Shot, na który już teraz serdecznie Was zapraszam! :) Będzie to taki mój mały prezencik dla Was, więc... nie przegapcie :D

(Nowy rozdział planuję na 25 grudnia ;) ).

Ściskam Was mocno

diffciara xx

Wieczna podróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz