× V ×

5.5K 262 25
                                    

Od balu minęły dwa tygodnie. Isaac i Allison oficjalnie zostali parą, ku niezadowoleniu Scotta. Jednak alfa nie miał nic do gadania w tej kwestii, w końcu nie byli już razem.
Niewiele się zmieniło. Szkolne życie toczyło się dalej. Zauważyłam, że Scott zaczął traktować mnie jak kogoś bliskiego. Czułam się w pełni akceptowana w wilczym towarzystwie, nawet przez Lydię, która również zmieniła się w stosunku do mnie.
Przez cały ten czas Stiles prawie w ogóle nie pojawiał się w szkole. Był obecny na nielicznych lekcjach, zazwyczaj na angielskim. Starał się rozmawiać ze mną gdy tylko mógł. Mniej się uśmiechał. Na zajęciach był rozkojarzony. Często popadał w zadumę. Scott bardzo martwił się jego stanem i próbował z nim rozmawiać, jednak Stilinski zbywał go. Dopiero po jakimś czasie dotarł do niego, ale nie chciał mi powiedzieć o co chodzi. A martwiłam się, i to cholernie mocno.
Któregoś dnia rano nie mieliśmy pierwszej lekcji. Scott pojechał na chwilę do mamy do szpitala, Isaac i Allison gdzieś się zaszyli, tak samo Lydia i jeden z bliźniaków. Było zbyt zimno by wyjść na dwór, więc schowałam się na sali gimnastycznej. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam się nim bawić. Niechcący włączyłam kontakty. Zauważyłam, że zadzwoniłam do Stilesa dopiero, gdy rozległ się dźwięk połączenia. Zrobiłam to, lecz bez udziału mózgu. Po trzech sygnałach odebrał. Miał zaspany głos. Poczułam wyrzuty sumienia, bo prawdopodobnie go obudziłam.
- Halo? - powiedział. Wyobraziłam sobie, jak przeczesuje palcami włosy i przeciąga dłonią po twarzy.
- Hej. Obudziłam cię? Jeśli tak, to przepraszam...
- Nie, to nic - przerwał mi. - I tak już musiałem wstawać. Coś się stało?
Poczułam ucisk w żołądku. Miałam ochotę mu wygarnąć, że tak, stało się. Opuszczał zajęcia, stał się milczący, odizolowuje się. Westchnęłam w duchu, by się uspokoić.
- Nic się nie stało, po prostu... martwię się. - odparłam. Objęłam rękami kolana.
- Nie musisz, wszystko jest dobrze. Po prostu mam dużo zajęć, pomagam tacie i tak dalej. Niedługo wracam.
Czułam, że nie mówi mi wszystkiego, jednak postanowiłam nie drążyć dalej. Powie mi, gdy będzie chciał.
- Więc... dobrze. Powodzenia. Miłego dnia.
- Dziękuję i wzajemnie. Do zobaczenia. - powiedział. Wyczułam w jego głosie, że się uśmiecha. Pożegnałam się z nim i rozłączyłam. Odłożyłam telefon na bok. Wsunęłam palce we włosy.
Nie odważyłam się powiedzieć mu, że tęsknię, brakuje mi go i myślami ciągle wracam do naszego tańca. Żałowałam, że nie udało nam się pocałować. Chciałam to powtórzyć.
W ostatnich dniach czułam się cholernie samotna. Szczególnie, gdy Steve wracał późno do domu. Często był zmęczony, po powrocie jadł i szedł spać. On też coś przede mną ukrywał. Jednak jemu nie chciałam zawracać głowy.
Wstałam i wyszłam z sali. Po chwili zadzwonił dzwonek.

Stiles rzucił telefon na łóżko. Z wściekłością zacisnął pięści. Miał ochotę uderzyć w ścianę, jednak ojciec był na dole i nie chciał go wystraszyć.
Czuł się okropnie okłamując Marie, lecz nie miał wyboru. W końcu pomagał szeryfowi i panu Nash w wyśledzeniu dawnych oprawców dziewczyny. Nie chciał jej niepokoić i przypominać o przeszłości. Okropnie za nią tęsknił, ale nie mógł jej zobaczyć. Przynajmniej na razie.
W jego umyśle pojawiło się wspomnienie balu. Trzymanie jej w ramionach; ciepłe ciało wciśnięte w niego, delikatne muśnięcia włosów na policzku, wsłuchiwanie się w pojedyncze oddechy. Dotyk jej palców na karku, głowa oparta na jego ramieniu, delikatne zagryzanie ust. Przypomniał sobie, jak usiłował ją pocałować. Żałował, że to się nie stało. Miał nadzieję, że jednak się stanie.
Usłyszał wołanie z dołu. Otrząsnął się z zamyślenia, sięgnął po ubrania i poszedł do łazienki.

Minęło kilka dni. W tym czasie Stiles ani razu nie pojawił się w szkole. Cała paczka była spokojna, zachowywali się, jakby wszystko było w porządku. Jednak wiedziałam, że coś tu nie gra i nie mówią mi całej prawdy. Ta sytuacja wywoływała we mnie niepokój. Na domiar złego, wydarzenia z przeszłości zaczęły do mnie wracać. Przez całą piątkową noc wierciłam się w łóżku i miałam niespokojne sny. Tuż nad ranem zaczęłam śnić o ucieczce. Biegłam przez las, boso, w białej koszuli nocnej. Miałam potargane, krótkie włosy i połamane kajdanki na nogach. Przez nie ciężko było mi uciec (nawet nie mogłam się przemienić), ale cudem udało mi się wybiec z lasu. Znalazłam się na skraju miasteczka. Wbiegłam w jakąś uliczkę, nie zmieniając tempa i prędkości; w każdej chwili mogli mnie dorwać. Kluczyłam między budynkami, aż usłyszałam, że niedaleko za mną coś biegnie. Obejrzałam się tylko raz; był to ogromny, czarny wilk z błękitnymi ślepiami, takimi samymi jak moje. Starałam się przyspieszyć, jednak było to trudne. Przez chwilę miałam pewność, że zostanę złapana i ukarana, mocniej niż wcześniej. To dało mi determinację, przyspieszyłam tempa. Z nieba zaczął padać deszcz, przez co moje serce podskoczyło; spadające krople utrudnią tropienie mnie. Moje szanse ucieczki wzrosły. Wilk stracił mnie z oczu.
Jednak nie dane mi było cieszyć się z przewagi; trafiłam na ślepy zaułek. Spanikowałam. Nie miałam dokąd uciec. Modliłam się do Boga z prośbą, by moja kara nie była zbyt długa i dotkliwa. Zwierz przystanął u wylotu uliczki. Zaczął warczeć. Skuliłam się ze strachu. Zasłoniłam oczy. Ostatnie, co ujrzałam, to błysk ostrych kłów tuż przed moją twarzą.

batman [1] // stiles stilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz