× IV ×

5.8K 302 66
                                    

Dwa tygodnie później ogłoszono, że szkoła organizuje jesienny bal. Dużo osób z mojego rocznika było właśnie na sali gimnastycznej, by pomóc w dekorowaniu. Ja, Allison i Isaac staliśmy przy podium dla DJ'a i ozdabialiśmy je. Chłopiec ciągle nas rozśmieszał i brał dziewczynę do tańca za każdym razem, gdy robiono próbę głośników. Podejrzewałam, że pójdą razem na bal, a jednocześnie zastanawiałam się, z kim pójdzie Scott. On, Stiles i Lydia siedzieli na trybunach. Czułam, że na nas patrzą. Alfa był smutny, ale dał Allison wolną rękę - mogła umawiać się z kim chciała.
- Jestem pewna, że Stiles ciebie zaprosi. - powiedziała Argent, opierając się o podium obok mnie. Przeniosłam wzrok ze Scotta na nią. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Taak? A ja jestem pewna, że ciebie zaprosi Isaac. - odparłam, mierząc ją wzrokiem. Ta zachichotała.
- Właściwie... - opuściła głowę w dół.
- Coo? Już zaprosił?! - zapytałam, oburzona, że dowiaduję się dopiero teraz. Objęłam ją. Cieszyłam się jej szczęściem.
Nagle tuż obok nas pojawił się jeden z najprzystojniejszych chłopców w szkole. Andrew Hustler, gracz lacrosse i orzeł z fizyki, podszedł do nas i zaczął rozmawiać. Potem zwrócił się bezpośrednio do mnie.
- Marie, masz już parę na bal? - zapytał, posyłając mi olśniewający uśmiech. Posłałam Allison zdziwione spojrzenie. Takie ciacho zaprasza mnie? Facet kompletnie nie był w moim typie, ale miał ciekawą osobowość. Już miałam mu odpowiedzieć, ale jakaś nauczycielka poprosiła wszystkich o wyjście. Dałam mu znak, że pogadamy później i dołączyłam do Allison i Isaac'a.
- Andrew Hustler zaprasza cię na bal! Nieźle - wykrzyknęła, obejmując mnie. - Pewnie nie zauważyłaś, ale Stiles ciągle na was patrzył.
Uniosłam brwi do góry. Zaczęłam szukać go w tłumie. Był przy drzwiach i rozglądał się, przeczesując wzrokiem salę. Wyglądał na zaniepokojonego. Nagle poczułam szarpnięcie; Isaac wyciągnął nas z tłumu i skierował do bocznego wyjścia.
Weszliśmy do klasy od języka angielskiego i usiedliśmy przy swoich miejscach. Po chwili dołączyła reszta klasy i nauczycielka. W połowie lekcji na mojej ławce wylądowała zwinięta kartka. Rozwinęłam ją. Rozpoznałam pismo Stilesa.
"Możesz poczekać na mnie po lekcjach pod szkołą?"
Spojrzałam na niego. Miał uśmiech na twarzy, puścił mi oczko. Kiwnęłam głową i z powrotem skupiłam się na słowach nauczycielki.
Po ostatnim dzwonku poszłam do szafki. Wzięłam książki i kurtkę i ubierając się, wyszłam przed szkołę. Stiles rozmawiał z bliźniakami. Przystanęłam i czekałam, aż skończą. Kątem oka zauważyłam, że ktoś idzie w moim kierunku; był to Andrew. Przeniosłam wzrok na przyjaciół; Stiles, widząc Hustlera, zaczął iść w moją stronę. Zdążył parę sekund przed nim.
- Mary, pójdziesz ze mną na bal? - zapytał na tyle głośno, że usłyszał cały tłum zebrany pod szkołą. Bliźniacy zaczęli się śmiać i bić brawa, ja się zaczerwieniłam, a Stilinski uparcie wbijał we mnie wzrok. Zerknęłam na Andrew; widząc całe te przedstawienie, machnął ręką i odszedł. Stiles, widząc to, odetchnął i rozluźnił się.
- Twoje sposoby odstraszania ludzi są niesamowite. - zaczęłam się śmiać.
- No tak, szkoda, że działają tylko na ludzi - odparł, rozglądając się. - Chodź, zabierajmy się stąd. - położył rękę na moich plecach i lekko mnie popchnął.
- Jestem dziś cały twój. - szepnął mi do ucha. Po moim ciele przeszedł dreszcz.
- Tak? W takim razie jedziemy do supermarketu. A potem pomożesz mi zrobić obiad.

Piętnaście minut później chodziliśmy już między półkami sklepu. Stiles trzymał koszyk i zagadywał mnie, gdy wybierałam produkty. Pomyślałam, że skoro dziś mam do nakarmienia dwóch "samców", na obiad zrobię duży garnek spaghetti. Stilinski zobowiązał się, że mi pomoże, więc pójdzie mi szybciej niż zazwyczaj.
Właśnie zastanawiałam się, jakich ziół i przypraw będziemy potrzebować, gdy Stiles umilkł w połowie zdania. Spojrzałam na niego i zauważyłam, że wbił wzrok w punkt za mną. Odwróciłam się. Przy regale z napojami stały Allison i Lydia. Argent pomachała mi, lekko unosząc rękę. Martin szepnęła jej coś na ucho i odwróciła się.
- Chodź. - szepnął Stiles. Pociągnął mnie za ramię. - Zapomniałem, że Lydia mieszka tu niedaleko.
Jakiś czas później wyszliśmy i skierowaliśmy w stronę samochodu. Musieliśmy przejść między straganami z ręcznie robionymi przedmiotami. Zauważyłam panią, która sprzedawała kolorowe wełniane rękodzieła. Miałam ochotę przystanąć, jednak Stilesowi było już ciężko i musieliśmy szybko dojść do auta.
Zapakowaliśmy zakupy do bagażnika. Usiadłam na fotel pasażera i zamykałam drzwi, gdy chłopiec przytrzymał je. Oparł się o samochód i pochylił.
- Wiesz... Zapomniałem czegoś. Zaraz wracam. - powiedział. Posłał mi uśmiech i skierował się w stronę supermarketu.
Zamknęłam drzwi. Oparłam głowę o zagłówek i zamknęłam oczy. W myślach ułożyłam listę pracy domowej, którą muszę odrobić. Kilka minut później postanowiłam, że poinformuję Steve'a o chłopcu, który zostanie na obiad. Gdy kończyłam wystukiwać wiadomość, Stiles wszedł do jeepa. Posłał mi szeroki uśmiech i ruszył.
Opowiedziałam mu, jak dojechać do naszego domu. Po kilku minutach zaparkował na podjeździe.
Wybiegłam naprzód, by otworzyć drzwi. Zapaliłam światło w holu i wpuściłam go do środka, by zostawił zakupy na blacie w kuchni. Położyłam torbę przy kanapie, zdjęłam buty i powiesiłam kurtkę. Poszłam za Stilesem i minęłam się z nim w kuchennym wejściu, bo ten poszedł zrobić to co ja wcześniej. Umyłam ręce, po czym zaczęłam rozkładać produkty na stole. Po chwili dołączył Stilinski. Spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Wiesz... ja niezbyt znam się na gotowaniu.
Roześmiałam się.
- Wystarczy, że ugotujesz makaron. - powiedziałam, wręczając mu opakowanie długich nitek. Westchnął z ulgą i posłał mi uśmiech.
Włączyłam radio i wzięłam się do pracy. Kiwając się w rytm muzyki smażyłam wieprzowinę na patelni. Później zabrałam się za sos. Stiles podśpiewywał, błądząc po kuchni, widziałam, że co chwilę na mnie zerkał. Udawałam, że tego nie zauważam. Poczułam wibracje w tylnej kieszeni spodni. Poprosiłam chłopca, by przeczytał mi smsa na głos. Przez chwilę krępował się. Ponagliłam go ze śmiechem. Okazało się, że Steve wróci z pracy później i mamy zjeść bez niego. Byłam ciekawa, czy zrobił to specjalnie, bym więcej czasu spędziła sam na sam ze Stilinskim.
Po kilkudziesięciu minutach skończyliśmy. Nałożyłam dwie porcje, obie tak samo duże, bo jadłam więcej niż przeciętna dziewczyna. Usiedliśmy przy stole i jedliśmy, wygłupiając się. Skończyło się na pustych talerzach i sosie na policzku chłopca. Starłam plamę kciukiem, a on zaoferował pomoc w zmywaniu.
Przenieśliśmy się do salonu. Właśnie sięgałam do torby po podręczniki, gdy Stiles oznajmił:
- Masz fortepian.
Spojrzałam na niego. Patrzył na instrument stojący na końcu pomieszczenia.
- No tak. Chcesz zagrać?
- Nie umiem. A ty? - przeniósł wzrok na mnie; w jego oczach tliły się iskierki.
- Trochę się uczyłam... - odparłam wymijająco. Sądziłam, że mam zbyt małe umiejętności, by grać. Chłopiec wziął mnie za rękę, zaprowadził na pufę i usiadł obok. Jego twarz rozjaśnił uśmiech. Uniosłam klapę i przesunęłam palcami po klawiszach. Próbowałam się skupić mimo Stilesa, który spojrzeniem chciał chyba wywiercić dziurę w mojej twarzy. Przypomniałam sobie melodię, której kiedyś się nauczyłam. Zaczęłam grę od delikatnych i cichych tonów. Powoli przechodziłam w wyższe, manewrując palcami obu rąk. Zatraciłam się w dźwiękach, zapomniałam o wszystkim wokoło. Melodia mówiła o skomplikowanej i głębokiej miłości, między dwojgiem całkiem różnych ludzi. Wzbudzała we mnie poruszenie i tęsknotę. Słysząc ją, w wyobraźni widziałam ogromne, rozległe świerkowe lasy i tajemnicę skrytą pomiędzy drzewami. Dopiero teraz przypomniałam sobie, ile przyjemności dawał mi fortepian.
Wraz z ostatnią nutą moje palce znieruchomiały. Opuściłam ręce na kolana. Przez dłuższą chwilę wstydziłam się spojrzeć na chłopca, lecz gdy już to zrobiłam, na jego twarzy ujrzałam zachwyt. Zaczerwieniłam się. Opuściłam klapę instrumentu. Nie wiedziałam, co mam zrobić lub powiedzieć, lecz Stiles wstał i oznajmił, że musimy wziąć się za lekcje. Z wdzięcznością przyjęłam propozycję.
Godzinę później dzięki niemu moje zadania z matematyki było zrobione, a jego z angielskiego. Poszłam na chwilę do kuchni. Usłyszałam chłopca z salonu.
- Wiesz, że moje zaproszenie na bal jest aktualne?
Pudełko z herbatą wypadło mi z ręki na blat. Myślałam, że to, co zrobił wcześniej to były żarty...
- Jesteś? - zapytał, wchodząc do kuchni. Miał nałożone buty. Wbiłam w nie wzrok.
- Już wychodzisz...?
- Tak. Muszę wracać, niedługo tata będzie w domu. - odparł. - Coś się stało?
- Nie, nic. Odprowadzę cię.
Wróciłam z nim do holu. Unikałam jego wzroku. Tak naprawdę nie miałam zamiaru iść na bal i spławić Andrew... Bardzo chciałam iść, ale po prostu nie mogłam.
Stiles nałożył kurtkę i narzucił plecak na ramię. Otworzyłam górny zamek drzwi.
- Ach... jeszcze jedno... - odparł. Zauważyłam, że trzyma coś w ręce. Wyciągnął ją w moją stronę. Spojrzałam na niego; miał delikatny uśmiech i zarumienione policzki. Uniosłam brew. Sięgnęłam ku niemu, nasze palce zetknęły się na chwilę. Podał mi coś zrobionego z materiału. Gdy go rozłożyłam, okazało się, że były to wełniane rękawiczki bez palców.
- Wiesz... widziałem, że ci się spodobały. Zauważyłem, że często masz zimne ręce, a ciągłe korzystanie ze zwykłych rękawiczek jest niewygodne.
Zamurowało mnie.
- Och, Stiles... Nie trzeba było... Pewnie kosztowały majątek...
Były czarne i miały wyszyty tęczowy wzorek. Od razu się w nich zakochałam.
- Daj spokój. Wiedziałem, że ci się spodobają.
Nie mogłam się powstrzymać i przytuliłam go. On otoczył mnie ramionami i uścisnął. Poczułam przysłowiowe "motylki w brzuchu". Trwaliśmy tak przez kilka sekund, aż chłopiec przerwał ciszę.
- To co, zgadzasz się? Chcesz iść ze mną na bal?
Moje serce krzyczało "tak!", jednak rozum "nie". Posłuchałam tego pierwszego.
- Dobrze, pójdę z tobą na bal.
Stilinski odsunął się i wziął mnie za ramiona.
- To cudownie! - odparł. Jego oczy błyszczały z radości.
Dopiero, gdy wyszedł, uświadomiłam sobie, jak wielki błąd popełniłam.

batman [1] // stiles stilinskiWhere stories live. Discover now