× II ×

5.9K 335 45
                                    

Wpatrywałam się w szybę auta, myślami błądząc we wspomnieniach z wczorajszego wieczoru.
Gdy razem ze Steve'm wróciliśmy z obiadu, usiedliśmy w jadalni - ja z pracą domową, on wypełniając papiery do pracy. Zaczęliśmy od standardowej rozmowy dotyczącej szkoły. Później opowiedziałam mu o wilkołakach i tajemniczym pniu. Wujek był trochę zły, bo poszłam do lasu całkiem sama, ale przecież powinnam być bezpieczna. Nie znajdą nas tak szybko. Poza tym, moi pobratymcy nie lubią wilków i stronią od kontaktu z nimi, więc nie mają powodów, by podejrzewać nas o przeniesienie właśnie tutaj. Teraz już to czułam; śmierdzi tu wilkołakiem w obrębie kilometra od granic miasta.
Steve w gruncie rzeczy nie był zdziwiony obecnością tych istot właśnie tu. Kiedyś w rezerwacie żył cały ród wilków, lecz został wybity przez łowców (dom w środku lasu należał do nich). Podobno żaden potomek nie przetrwał, ale kto wie? Możliwe, że jednym z nich jest ktoś, kto chodzi ze mną do szkoły.
Potem wujek zapytał mnie o powód mojego zainteresowania dawną nauczycielką angielskiego. To proste: zdążyłam już zauważyć, że miasto kryje w sobie wiele niespodzianek, jak na przykład mnóstwo morderstw, często niewyjaśnionych. Moje pytanie było kierowane czystą ciekawością dotyczącą wilków, a reakcja szeryfa utwierdziła mnie w przekonaniu, że zamieszanie wokół pani Blake jest związane z wilkołakami. Jak pewnie wiele innych zabójstw.
Oboje byliśmy ciekawi wydarzeń z przeszłości tego miasta. Steve wiedział, że jedną z moich najmocniejszych cech jest upór i będę szukać informacji dotyczących morderstw. Postanowił, że spróbuje zbliżyć się do szeryfa, by dowiedzieć się więcej. Uważaliśmy, że nie będzie to trudne, skoro sam Stilinski skarżył się na zbyt małą ilość ludzi do pomocy.
Więcej nie rozmawialiśmy na ten temat.
Dziś rano wstałam lekko spóźniona. Narzuciłam na siebie szeroki, kremowy sweter i ciemne spodnie, a włosy związałam w kok. Szybko zjadłam śniadanie przygotowane przez Steve'a i nałożyłam płaskie, czarne buty. Wzięłam z wieszaka moją skórzaną kurtkę i wybiegłam na dwór, do czekającego na mnie wujka.
- Księżniczka dziś zaspała, co? - zapytał z uśmiechem, gdy gramoliłam się do samochodu.
- To przez ogromną ilość pracy domowej z matematyki, którą robiłam do późnych godzin nocnych - odparłam, zapinając pas. Oboje zaczęliśmy się śmiać, bo wiedzieliśmy, że to nieprawda; czas przed snem spędziliśmy na siedzeniu w ogrodzie i podziwianiu nieba.
Myślami wróciłam do aktualnej chwili. Zauważyłam, że Steve parkował auto pod szkołą. Założyłam słuchawki i wyszłam z samochodu, na odchodne życząc wujkowi miłego dnia. Gdy odjechał, włączyłam empetrójkę i ruszyłam w kierunku szkolnych drzwi wejściowych.
Przesuwając wzrokiem po parkingu ujrzałam jasnoniebieskiego jeepa. Uświadomiłam sobie, że jest mi skądś znany. Dopiero po chwili przypomniało mi się, że taki sam stał wczoraj przed komisariatem. "To musi być jeep Stilesa", doszłam do wniosku, czując, jak moje serce przyspiesza. W myślach skarciłam siebie za tę reakcję i weszłam do szkoły.
Po wejściu od razu do moich nozdrzy dotarł wilczy zapach. Ignorując go, dotarłam do szafki i wrzuciłam tam książki potrzebne na późniejsze lekcje.
Gdy zastanawiałam się nad tym, czego jeszcze będę potrzebować, coś uderzyło w szafkę po mojej prawej stronie. Przymknęłam drzwiczki swojej i ujrzałam... Stilesa masującego ramię (którym zapewne uderzył się, wbiegając w szafkę). Roześmiałam się i spojrzałam na niego. Ten wpatrywał się we mnie jak zahipnotyzowany. Czekałam, aż się odezwie i gdy już pomyślałam, że "zapomniał języka w gębie", ten zapytał:
- Co tak późno, królewno? - uśmiechnął się głupkowato, zadowolony nie wiadomo z czego. Westchnęłam w duchu, myśląc: "co wy macie z tymi księżniczkami i królewnami?"
- Księżniczki potrzebują długiego snu - odparłam, mrużąc oczy z uśmiechem. Jego niezdarność sprawiała, że wydawał się jeszcze bardziej uroczy. Uśmiech sięgał mu do oczu. Zaopatrzona w nie, wyszeptałam:
- Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?
- Ja... eee... coo?
Roześmiałam się.
- Zaszczyt rozmowy ze mną. - dodałam, wrzucając kurtkę do szafki i zamykając ją.
- Eee... Chciałem ci powiedzieć, że... - chłopiec jakby otrząsnął się. - Że nie mamy pierwszej lekcji. Pan od matematyki zachorował.
Jęknęłam.
- To po co wczoraj tyle się uczyłam? - westchnęłam. Nagle poczułam na sobie czyiś wzrok. Odwróciłam głowę i ujrzałam te same wczorajsze stadko, powiększone o jakąś ciemnowłosą dziewczynę. McCall piorunował mnie wzrokiem, jakbym zabiła całą jego rodzinę i pół miasta. Na twarzy Martin ujrzałam... zazdrość? No no, sądziłam, że dziewczyna gustuje w pustogłowych mięśniakach, jak na przykład w tym wilczym bliźniaku numer jeden. Moje brwi powędrowały w górę i znów spojrzałam na Stilesa.
- Twoim przyjaciołom niezbyt podoba się to, że się ze mną zadajesz. Gdyby można było zabijać wzrokiem, McCall byłby już w więzieniu. Więc oddalę się i zejdę wam z oczu... - powiedziałam. Zbliżyłam się do chłopca i szepnęłam mu na ucho:
- I dziękuję za miłe powitanie, jako jedyny zlitowałeś się nade mną. - dodałam, posyłając mu uśmiech i odchodząc. Ostatnie, co usłyszałam, to sapnięcie Stilinskiego.

batman [1] // stiles stilinskiWhere stories live. Discover now