Chapter 5

65 10 1
                                    



Po wypłakaniu z siebie dziennej dawki wody i wypaleniu dwóch paczek papierosów, Sylvain ulotnił się za potrzebą pójścia do toalety. Byłam mu wdzięczna, że nie zostawił mnie podczas ataku, który tak naprawdę widział po raz pierwszy.

Po ogarnięciu swojego makijażu, który delikatnie poturbowałam, opuściłam sypialnię. Zaskoczyła mnie cisza panująca w domu. Najwyraźniej było już dosyć późno i domówka się skończyła. Powoli zwlokłam się na niższe piętro, a moim oczom ukazał się tłum ludzi zgromadzonych na podłodze. Część z nich nie nadawała się do życia, a część skupiała na jakimś w filmie. No tak, zapomniałam. W Los Angeles taki sposób zakończenia imprez był popularny.

- Vivi, gdzieś Ty się podziewała?!- Patrick ujął moją twarz w dłonie i z dezaprobatą pokręcił głową.- Nie zdążyłem nawet z Tobą zatańczyć.

- Tak, wiem. Przepraszam. Innym razem.- Wysiliłam się na lekki uśmiech i westchnienie.

- Wybaczę Ci tylko dlatego, że poleciałem z samym Johnem Waltonem.- Tryumfalnie uniósł pięść i zachichotał jak pięcioletnie dziecko.

Moje oczy diametralnie się zwiększyły, a usta przybrały kształt litery 'o'. John Walton, jest zastępcą przewodniczącego drużyny football'owej, który w mniemaniu wszystkich uczniów, jest stuprocentowym hetero. Podbijający serca nastolatek, zaliczający kobiety z całej szkoły. Nawet młode nauczycielki.

- Jak.. Nie rozumiem.- Zdezorientowana pokręciłam głową, która nadal pobolewała mnie od płaczu.

- Nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Żyjemy w tajemniczym związku.- Klasnął w dłonie i przymknął oczy, pogrążając się w typowej dla siebie refleksji.

- Możesz na mnie liczyć. Chętnie poobserwuję gejowskiego Waltona.- Mrugnęłam do loczka i po cichu oddaliłam się od tłumu oczarowanego dziwną fabułą wyświetlanego filmu.

* * *


Impreza okazała się być niezaprzeczalnym sukcesem. Pomijając kilkanaście potłuczonych szklanek, które stały się świetną imitacją piłki nożnej, oraz zepsutego głośnika, który dziwnym trafem wylądował w wannie. Niezmiernie ucieszył mnie fakt, iż sprzątania również nie było tak wiele. Goście skutecznie wbili sobie do głów słowa Patricka dotyczące worków na śmieci. Co więcej, niektóre osoby o świcie zaczęły uprzątać dom. Nie wiem kim byli, ale lokaty zdradził, że warto ich zapraszać, bo robią za ekipę sprzątającą na wszystkich domówkach.

- Kawy?- Kubek po brzegi wypełniony brązową cieczą, wylądował na blacie tuż przed moim nosem.

- Moje zmęczenie jest aż tak widoczne?- Z trudem uniosłam ciążącą głowę i wysiliłam się na niepewny uśmiech. To dziwne, ale z samego rana, po nieprzespanej nocy, Sylvain nadal wyglądał nieprawdopodobnie świeżo. Nawet jego włosy zdały się nie ulec poturbowaniu, mimo że Stella mocno się nimi zajmowała.

- Jak mam być z Tobą szczery, a wiem że tego chcesz, to tak. Wyglądasz jakbyś nie spała dwadzieścia cztery godziny.- Parsknęłam śmiechem, słysząc oczywiste słowa chłopaka. On również się uśmiechnął i zajął miejsce naprzeciw mnie. Przypatrywał mi się z zatroskaniem wypisanym na twarzy. Zapewne nadal rozmyślał o tym, jak beznadziejnie wyglądałam podczas płaczu z gustownie rozmazanym tuszem na policzkach. Możliwe, że był też zażenowany moim atakiem, o którym nie miał najmniejszego pojęcia.

- Twoja mama napisała, że wrócą dopiero jutro.- Położył mój telefon na blacie i delikatnie podsunął go w moim kierunku.- Pomyślałem, że zostanę dziś na noc. Spędzimy razem dzień. Ogarniemy ten bajzel. Może gdzieś wyskoczymy?

Ilość pytań, która nasunęła mi się w tamtym momencie była nieprawdopodobna. Począwszy od zagadki z moim telefonem w jego dłoni, aż po jego dziwnie opiekuńcze zachowanie. Lecz jedyne, o co rzeczywiście chciałam go spytać to kłamstwo i dziewczyna, o której zapomniał mi wspomnieć. Czułam, że nie jest to odpowiedni moment. Po domu wciąż przechadzały się zwłoki imprezowiczów, a roztrząsanie takich spraw na forum nigdy nie było korzystne.

- Widzę, że dobrze dogadujesz się z moją mamą.- Uniosłam komórkę i cicho westchnęłam. Przeczytałam kilka ostatnich wiadomości i ponownie spojrzałam na siedzącego przede mną chłopaka.- Ale musisz się jeszcze sporo nauczyć. Nie piszę emotikonek.

Twarz chłopaka momentalnie zajaśniała pięknym uśmiechem, a oczy aż prosiły się, by w nich zatonąć. Żałowałam, że to nie było już takie proste. Chciałam nie czuć. Nie patrzeć na niego w ten oczywisty sposób. Uniknąć niezręcznego drżenia, niezrównoważonego oddechu za każdym razem, gdy mnie dotykał. 

Przysięgam, w tamtym momencie oddałabym serce i nawet za nie dopłaciła.

- Uznam to za zgodę. A teraz, musimy wygonić tych truposzy i dokończyć sprzątanie. Reszta dnia należy tylko do nas. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tym razem znacznie krótszy rozdział. Nie jest to jednak spowodowane brakiem pomysłów, gdyż kolejne rozdziały już czekają na swoją kolej! Buuuziak



SWEARNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ