Rozdział Dziesiąty

5.5K 445 17
                                    



— Co twoja siostra robi na naszej kanapie?

Mruczę kilka przekleństw pod nosem i naciągam kołdrę na głowę, za wszelką cenę chcąc powrócić do krainy snów. Dorrit jest jednak wredna i ściąga ją ze mnie bezlitośnie. Chłodne powietrze owiewa całe moje ciało. Krzywiąc się i psiocząc, siadam na łóżku.

— Śpi? — odpowiadam głupio, przecierając oczy.

Dorrit prycha głośno. Ma na sobie jedną ze swoich okropnych koszulek. Dzisiejszego ranka głosi mądrość „Na co komu duże cycki". Czekoladowe włosy związała w niezgrabny koczek na czubku głowy. Kilka prostych kosmyków postanowiło się jednak zbuntować i teraz przesłaniało jej szare oczy.

W ręku trzyma kubek parującej kawy. Przyjemny zapach kofeiny powoli przywraca mnie do krainy żywych.

— Myślałam, że jest w Nowym Jorku.

— A kto tak nie myślał? — pytam zaspana. — To Lin.

— A gdzie młoda Rousseau tam kłopoty — rzuca z przekąsem.

— Nie przesadzaj, Dor — mówię. — Zresztą... zjawiła się tu w środku nocy, co miałam zrobić?

Dorrit wzrusza ramionami.

— Przecież nic nie mówię. Może zostać ile chce. Po prostu byłam ciekawa.

Zerkam na nią niepewnie.

— Będziesz dla niej miła? Przynajmniej się postaraj, co?

Dorrit wywraca oczami.

— Jeśli ona będzie miła... to się postaram. — Wstaje z łóżka, jakby specjalnie machając mi przed nosem kawą. — Z tobą ledwo wytrzymuję, a ty jesteś tą znośniejszą Rousseau.

Rzucam w nią poduszką, kiedy ze śmiechem zamyka za sobą drzwi. Cóż, przyjaciół to ja umiem sobie dobierać. Nie ma co.

Zegar w moim telefonie wskazuje kilka minut po dziewiątej i mimowolnie zastanawiam się, kiedy ostatnio wstałam o takiej późnej porze. Bycie bezrobotnym ma jednak swoje plusy. Kiedy jednak zaczynam myśleć o rachunkach i innych wydatkach, mam ochotę się rozpłakać. Potrzebuję nowego angażu i to już. I tak całe szczęście, że rodzice dokładają się do mojego utrzymania.

Patrząc na telefon, przypominam sobie wczorajszy wieczór i to okropne pragnienie żeby zadzwonić do Sama. Zastanawiam się co powinnam zrobić. Gdyby chodziło o mojego ojca, chciałabym wiedzieć. Może nie był idealny i nie dogadywaliśmy się za bardzo, ale koniec końców był moim ojcem. Chciałabym wiedzieć, że umiera. Chciałabym mieć szansę się pożegnać.

Niewiele myśląc i analizując wysyłam do Sama smsa. Nie mija kilka sekund a dostaję odpowiedź.

Bar. 16".

Nie ma to jak wylewność.

*

— Ona tańczy w naszej kuchni w samych majtkach i wyjada moje płatki śniadaniowe.

Odwracam się od szafy, żeby spojrzeć na Dorrit stojącą z założonymi na piersiach rękami, w progu moich drzwi. Nie jestem pewna czy jest wściekła.

— Nie mów, że ty nigdy nie tańczyłaś w bieliźnie w naszej kuchni — mówię, wyrzucając jednocześnie z szafy obcisłą małą czarną. Za cholerę nie wiem czemu się tak denerwuję i od dobrej godziny wybieram ubranie.

— Kluczowym słowem jest tutaj „nasza" — odpowiada Dorrit, siadając na moim łóżku. Patrzy krytycznym wzrokiem na bałagan. Ubrania zajmują niemal każdą wolną powierzchnię.

Nasze nigdy (The Strangers, #1)Where stories live. Discover now