Rozdział 5. Stars Dance

1.8K 89 8
                                    

- Ktoś tutaj był na randce! - Krzyknęła z ekscytacją Rebecka Torres.

Jej powitania zawsze były fantastyczne.

- Na jakiej randce dziewczyno? - Zdziwiłam się.
Byłam wdzięczna, że Darren pożegnał się ze mną w drzwiach do mojego mieszkania, gdyż mogłoby być niezręcznie przez moją ciekawską współlokatorkę. Mimo wszystko uwielbiałam to, że traktowała mnie jak najbliższą osobę.

- Wróciłam do domu wcześniej niż ty, to już dużo znaczy - uniosła brew.

- Cóż, może to, że chyba właśnie znalazłam wspaniałego przyjaciela - powiedziałam zgodnie ze swoimi uczuciami.

Kilkanaście dni później.

- Demi, widzisz?! Słońce! Przestało padać i wiać! - Krzyczała Rebecca.

- Super - zgasiłam jej entuzjazm. Obudziłam się ze złym nastawieniem i nawet fakt, że w końcu pogoda zaczynała nas rozpieszczać nie zadziałał na mnie motywująco.
- A tak poza tym byłaś wczoraj u Liam'a? - Zapytałam.

- Demi! Pamiętasz, jak mówiłam Ci, że dawno go nie całowałam? Powiem Ci, że fajniej robi się z nim coś jeszcze... - Rozmarzyła się.

- Jak dla mnie to juz seksoholizm - pokręciłam głową z udawanym przekąsem.

- Fajniej się z nim rozmawia! - Dodała, ale obie wiedziałyśmy, że to nie było to. - A ty jak z Darrenem? - Zapytała po chwili.

- Jak ja z Darrenem? Widzieliśmy się jakiś tydzień temu, bo musiał gdzieś wyjechać. Myślałam, że Liam ci powiedział, ale właśnie udowodniłaś, że nie macie czasu porozmawiać - zachichotałam.

- Dobra, Sherlock, masz mnie. No, ale jak sprawy pomiędzy wami? - Drążyła. - Iskrzy?

- Słuchaj, głupku, bo coś sobie wszyscy ubzduraliście. Nie ma mnie z Darrenem ani Darrena ze mną. Nie ma nas - wyjaśniłam.

- Nawet się o siebie nie staracie - powiedziała pewnie.

- Nie czujemy niczego do siebie, uważam go za kogoś w rodzaju przyjaciela.

- Oj, bo wiesz, my wszyscy widzimy, że coś między wami jest - westchnęła.

- Ale na pewno nie miłość czy coś z tych rzeczy. Nie szukam mężczyzny - zaprzeczyłam szybko. Ona tylko kiwała swoją głową w przód i w tył. Oczywiście, że wiedziałam, że nie uwierzyła w ani jedno moje słowo.

Musiałam iść na uczelnię i słuchać wykładowców. Zawsze mieli dużo do powiedzenia. Szkoda, że to, co mówili, nie było ciekawe. Wykłady przypominały męczarnie.

- Styles! Czekaj! - Krzyknęłam, kiedy zauważyłam wysokiego chłopaka z rozwianymi, brązowymi loczkami, ubranego w jego ulubioną parkę. Harry był ze mną na jednym roku i na jednym kierunku. Przynajmniej to. Becc chodziła na administrację, a Rose na dziennikarstwo.

- Hej Demi! - Krzyknął przyjaźnie.
- Jezu, kilka godzin nudy. Znów. Dzięki Bogu dzisiaj piątek - dodał.
Szliśmy obok siebie i rozmawialiśmy. Potem weszliśmy na uniwersytet. Sześć godzin zabranych z życia, bo jak inaczej to określić?

- Odpadam - westchnęłam ciężko i rzuciłam się na fotel obok automatu z kawą.

- Nie łam się, pomogę Ci podając kawę? - Zapytał, a ja pokiwałam głową. - Mocha z podwójną czekoladą, Styles zawsze do usług - uśmiechnął się z charyzmą i kupił kawę.

- Dziękuję pięknie Panie Styles, będę pamiętała - puściłam oczko.

- Lovato? Czy ty z kimś kręcisz? - Zapytał niespodziewanie.

- Nie, Harry, dlaczego pytasz? - Zaciekawiłam się.

- Wiesz... Darren to fajny koleś. Widać, że jest ustatkowany, cała nasza czwórka twierdzi, że pasujecie do siebie. Po prostu, gdybyś się w nim zakochała...

- ... To on osuszyłby łzy po Justinie. Taa, słyszałam to już kilka razy - prychnęłam.

- Nie o to chodzi. Może wtedy poczułabyś prawdziwą miłość?

- Czuję i dobrze znam miłość. Darzę nią moją rodzinę, mimo wszystko. Darzę nią was i nikomu więcej nie jest potrzebna. Ja też czuję się przez was kochana i mi więcej nie potrzeba - wyznałam. W odpowiedzi przyjaciel przytulił mnie i dodał do tego „Wszyscy chcemy Twojego szczęścia, Demi."

Wróciliśmy do swoich mieszkań, więc postanowiłam zrobić małe porządki.
Rebecki nie było, dlatego właczyłam głośną muzykę i przebrałam się w legginsy i szary top z jakimś napisem.
Następnym dniem miała być sobota, a w każdą sobotę wychodziłyśmy z Becc na imprezy. Po kilku godzinach mieszkanie lśniło. Opadłam na łóżko i zamknęłam oczy, a po kilku chwilach uśpiłam się.

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałam na telefon i zdałam sobie sprawę, że spałam ponad cztery godziny, które zdawały się trwać kilka krótkich chwil.

- Zapomniałaś klucza? - Krzyknęłam pewna, że to Rebecka i otworzyłam drzwi, uprzednio odchrząkując.

- Niestety zapomniałem. Już się to nie powtórzy - oddał z głupim uśmieszkiem Darren. Za oknami było już ciemno, a on miał ze sobą jakiś koszyk.
- Jest godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści. Za pół godziny i kilkanaście minut zaczną spadać gwiazdy. Idziemy do parku - zarządził.

Rebecki nie było jeszcze w mieszkaniu. W zasadzie nawet nie nastawiałam się na to, że wróci. Od jakiegoś czasu lubiła spędzać czas w mieszkaniu Liama, a zwłaszcza noce.

- Ale jak to? - Zapytałam. Nie wiedziałam, o co mu chodziło, po co to było i dlaczego.

- Mówiłaś, że patrzenie na gwiazdy Cię uspakaja. A jak jest z patrzeniem na spadające gwiazdy?

- Nie wiem, widziałam to tylko raz w życiu, kiedy miałam kilkanaście lat. Zawsze brakowało mi czasu akurat w te piękne wieczory.

- To dzisiaj Ci nie braknie. Ubierz się trochę cieplej - rozkazał, patrząc na mnie.

- W takim razie poczekaj chwilę - oddałam. Wskazałam ręką na kuchnię, a on wszedł do niej i czekał.

Ubrałam ciepłą bluzę i jeansy. Poczesałam włosy i zostawiłam je w stanie delikatnych fal.
Zmyłam mascarę, gdyż przypominałam pandę, i nakładając nową warstwę na rzęsy żałowałam, że przyszedł.

Byłam zaspana, zapuchnięta, zaśliniona i nieogarnięta. Był tylko i wyłącznie moim dobrym znajomym, ale zależało mi, żeby nie uważał mnie za brzydką dziewczynę.

Później umyłam zęby i nałożyłam rozświetlacz na wybrane partie twarzy.

- Idziemy? - Zapytałam rzucając ostatnie spojrzenie do swojego odbicia.
Kiedy przytaknął mi na głos i podszedł do drzwi, wyjęłam z szafki czarne vansy, nałożyłam je na stopy i wyszliśmy.

Była już za dziesięć dziesiąta. Szliśmy do parku wolnym krokiem i praktycznie w ogóle nie rozmawialiśmy.
Dziwne, zawsze mieliśmy dużo do powiedzenia. Ale to nie była niezręczna cisza. To było coś w rodzaju „Nie mów nic. Muszę się wyciszyć przed tym, co stanie się za moment".

Na miejscu nie było nikogo - tylko ja i on. Rozłożył koc na zielonej trawie, wyjął termos z kawą i jakieś rogaliki. czy cokolwiek to było.

- Demi! Patrz! Spada! - Zachwycił się mój towarzysz.

- Widzę! - Oddałam z ekscytacją. - A teraz tamta! - Wskazałam palcem.

- Spójrz na tę dużą - powiedział.

Nalałam kawy do plastikowego kubeczka. Po chwili powtórzyłam czynność i podałam kubeczek Darrenowi.

- Nawet Justin się tak nie zachowywał - przyznałam.

- Czyli nie jestem nieznośny? - Zapytał.

- Nie, nie jesteś - uśmiechnęłam się, a gwiazdy odbijały się w jego oczach.

- Teraz popatrz na tę - wskazał, ale nie zrobiłam tego. Patrzyłam na niego.
- Co za zjawisko - dodał. Też tak myślałam.

O nim...







For you I could do everything || Demi Lovato, Darren CrissOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz