Przestań... Przestań natychmiast o tym myśleć... to nigdy dobrze się nie kończy. Oparłem się o parapet próbując się uspokoić. Spojrzałem na stojącą na nim doniczkę z jakąś rośliną. Była zielona, i tyle wystarczyło. Dlaczego wszystko musi mi o nim przypominać?! Strąciłem to zielsko na podłogę. doniczka rozbiła się na drobne kawałki, a ziemia rozsypała po całej kuchni.

-Dlaczego liście są zielone?! Dlaczego trawa jest zielona?! Dlaczego te wszystkie rośliny zawierają pierdolony chlorofil?! Cholera!!!!!!!!!

Pewnie krzyczałbym tak dalej gdyby nie dzwonek do drzwi. Zajebiście. Obiad. Szybkim krokiem podszedłem do drzwi. Nie patrząc przez wizjer otworzyłem.

- Tetsuya... - powiedziałem jakby sam do siebie.

- Cześć Akashi-kun - wszedł do mojego domu i polazł do kuchni.

- Nie wchodź tam - potraktowałem go tym samym zimnym tonem co zwykle.

Ta mała niebieska gnida nie posłuchała mnie. Wszedł do kuchni z jakąś torbą i zaczął wyjmować z niej rzeczy.

- Zjemy razem obiad? - nie miał dzisiaj tego swojego standardowego pokerfejsa. Wręcz przeciwnie. Cały chodził w skowronkach i z uśmiechem na ryju. Przerażało mnie to.

- Już zamówiłem pizze.. Po co przyszedłeś?

- Aaaa... - momentalnie posmutniał.

- A..ale jak chcesz możemy zjeść razem... - wypaliłem z nerwów. Uśmiechnął się znowu.

- Czemu tu taki bajzel? - spytał i zaczął zbierać śmieci z podłogi.

- Zostaw to...

- Pomogę Ci Akashi-kun.

Powrócił do wykonywanej przez siebie czynności. Tym razem zbierał odłamki szkła. Jak chciał wyrzucić zobaczyłem małe ślady krwi na jego rękach.

- Zostaw to do cholery! - przyciągnąłem go do siebie i zacząłem oglądać jego dłonie - widzisz... pokaleczyłeś się...

Zrobił się czerwony.

-N..nic mi nie jest. T..to tylko szkło Akashi-kun..

- Kiedy mówię Ci że masz czegoś nie robić to tego nie robisz, jasne?! - spojrzałem w jego błękitne oczy... próbowałem patrzeć na niego tak jak zawsze, z dystansem, ale tak uroczo się zarumienił, a uśmiech sam wkradł się na moją twarz . Roześmiał się.

-Akashi Seijuro się uśmiechnął! Ludzie! Ludzie Akashi-kun się uśmiechnął! - zaczął się wydzierać.

...i to było tyle z mojego uśmiechu.

- Jeszcze chwila a twoja urocza mordka nie uśmiechnie się nigdy więcej - powiedziałem zakrywając mu usta dłonią.

- Urocza mordka?

Spojrzał na mnie jakbym był duchem. Albo gorzej.. dziwnie. Pewnie musiałem wyglądać jak idiota kiedy zrobiłem się cały czerwony.

- Ta.. - puściłem go.

- Ty też masz uroczą mordkę jak jesteś w kolorze swoich włosków - no i jego uśmiech wrócił..

Resztkami sił powstrzymałem się od spoliczkowania go...

- Nie denerwuj mnie.

Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Zanim zdążyłem się zorientować Tetsuya pobiegł do drzwi i odebrał pizzę. Zapłacił za nią, polazł do salonu i włączył TV.

Zacząłem szukać jakichkolwiek pieniędzy żeby mu oddać.

- Cholera... muszę iść do bankomatu... - powiedziałem sam do siebie.

- Nie oddawaj mi. Chodź zjemy.

Ruszyłem powolnym krokiem w stronę salonu.

- Tetsuya... nie należę do biednych ludzi. Po prostu dawno nie wypłacałem pieniędzy. Później wszystko ci oddam.

Usiadłem na kanapie obok niego. Ale bez przesady... pół metra odstępu między nami.

- Wiem Akashi-kun. Ale nie oddawaj mi kasy.

Podał mi pizzę do ręki. Nałożyłem obydwa sosy i ugryzłem kawałek.

-Tetsuya...

- No? - powiedział z pełnymi ustami.

- I tak wiesz że ci oddam...

- Nie -pokiwał przecząco głową.

Co za idota... Upaprał sobie nos i policzek sosem czosnkowym. Wyglądał tak... uroczo... Nie! Seijuro! Obiecałeś sobie że to koniec! Że przestaniesz tak o nim myśleć... Ale Boże... on wyglądał tak uroczo... Popatrzył się na mnie. Chyba myślał, że tego nie widzę. Cholera! Znowu zrobił się czerwony. Miałem nadzieję, że ja nie jestem w kolorze moich włosów. Sięgnąłem po jedną z leżących na stole chusteczek i delikatnie wytarłem sos z jego policzka i nosa. Cały czas patrząc w jego piękne oczy. Zrozumiałem co znaczy 'hipnotyzować kogoś spojrzeniem'.

- S..Se... Akashi-kun.. - zrobił się tak cholernie czerwony..

- Ubrudziłeś się troszkę Tetsuya..

- P..przepr..raszam...

- Za co niby?

- Że r..robię c..ci problem..

- Tetsuya.. Ja tylko wytarłem Ci twarz...

- M..mogę ci zadać pytanie? - spojrzał na podłogę.

- Oczywiście... - nareszcie udało mi się oderwać od niego wzrok. Niemal wzdychając z ulgą zacząłem patrzeć na jakiś nudny program lecący w telewizji.

- Co o mnie myślisz? Wszyscy mają mnie za słabe ogniwo.. mówią, że jestem mały.. i słaby.. mogą mną pomiatać jak nie ma nikogo z mojej drużyny przy mnie.. - Miał załamany głos.. starał się grać silnego. No ale.. to Tetsuya.. Nie wychodziło mu to. Pogłaskałem go delikatnie po policzku.

- Uważam, że jesteś wspaniałym człowiekiem Tetsuya. Nikt nie ma prawa Tobą pomiatać. Jesteś silny na swój własny niepowtarzalny sposób.

Spojrzał na mnie tymi swoimi wielkimi błękitnymi oczami. Załzawionymi, ale na prawdę cudownymi.. Nie wiem co sobie myślałem przytulając go, głaszcząc go po głowie.

- A..A..Akashi..-k..kun?

- Tak?

- C..c..co t..ty ro..robisz...?

- Przepraszam.. - odsunąłem się od niego. Cholera, jestem idiotą.. - zapomnij o tym

- N..nie.. N..nie zapomnę...

AKAKURO: "Jesteś dla mnie wszystkim"Där berättelser lever. Upptäck nu