Rozdział 14

1.7K 83 6
                                    

- I takim będziesz. - Szepnęłam do niego.

Blondyn podniósł głowę i spojrzał na mnie z miłością oraz oddaniem. To było najpiękniejsze w nim, iż mogłam czytać w jego oczach jak w otwartej księdze. Nie wszyscy doznawali tego zaszczytu.

- Skąd wiesz? - Zapytał zmartwiony i niepewny.

Podniosłam się powoli do pozycji siedzącej, opierając się plecami o zagłówek łóżka. Jace, widząc to, automatycznie zareagował i zaczął mi pomagać. Nie powiem, że to lekko mnie nie zdenerwowało. Przecież nie jestem oblężenie chora.

- Wiem to ponieważ cię znam. - Mówiąc to Spoglądałam w jego złote oczy. - No i cały czas próbujesz się mną opiekować. - Lekko się zaśmiałam, wypowiadając ostatnie zdanie. - Inną bajką jest to, że nie zawsze się daje i próbuje wszystko robić sama. - Blondyn również za chichotał. W jego wykonaniu było to bardzo urocze.

- Moja mała buntowniczka. - Zaśmiał się.

- Za niedługo już nie będzie taką małą. - Bez przerwy pozostawialiśmy przy tej samej reakcji. Ale teraz coś mnie od środka uderzyło. Co, jeśli on już nie będzie mnie chciał? Co, jeśli przestanie mnie kochać? Wiem, że mogę dać mu w kość, dać w kość wszystkim. Moje zachcianki, charakter, sposób patrzenia na świat. Tak na prawdę wszystko się zmieni, to ja się zmieni.

- Hej. - Szepnął do mnie, głaszcząc mój policzek. - Co się dzieje? - Jego głos była taki delikatny.

- Nic takiego. - odpowiedziałam szybko. - Po prostu naszły mnie głupie musli. - Uśmiechnęłam się smutno.

- Clary... - W jego głosie słychać było wyraźnie troskę którą kierował w moim kierunku, jednak przerwałam mu.

- Naprawdę nic mi nie jest. - Mówiąc to Spoglądałam za okno, na krajobraz rozwijający się w oddali.

Złocista jesień zaczyna pokrywać wszystko. Liście wirują na wietrze i lecą ku górze do rozświetlonego księżyca, obejmującego swoimi ramionami całą stolicę. 

- Kochanie, ja się tylko martwię o ciebie. - Powiedział to z miłością, przekładając swoje czoło do mojego.  - Martwię się o was, - w tym momencie dotknął mojego brzucha. - Nie chcę, aby któremuś z was cis się stało. Nie wybaczyłbym sobie tego.

Dzięki tym małym gestom przez mogłam odstawić  wszystkie rozterki na bok - przynajmniej na jakiś czas - i  cieszyć się wszystkim wraz z moim ukochanym. Może powinnam skupić się na przygotowaniu wszystkiego na przyjęcie na świat naszej małej fasolki. Odruchowo położyłam dłoń na jeszcze płaskim brzuszku,napotykając rękę Jace'ego.

- Kocham cię Jace. - Szepnęłam, przybliżając swoją twarz do ukochanego.

Nagle coś huknęło, a ja podskoczyłam. Hałas dobiegł z dołu. Szybko wstaliśmy. Blondyn spojrzał na mnie, wzrokiem mówiącym "zostań".

- Nie ma mowy. Zostajesz tu Clary. - Spojrzałam na niego jak na ostatniego idiotę.

On naprawdę jest takim idiotą myśląc, że go posłucham?

- Jace, nie jestem oblężenie chora tylko w ciąży... - Powiedziałam szybko i zrobiłam przerwę na wzięcie oddechu. - Wiec możesz pomarzyć, iż tu zostanę. - dodałam po chwili.

- Nie chcę, aby... - Przerwałam mu w połowie zdania.

- Nic się nie stanie. - Zapewniłam go przewracając oczami oraz podchodząc do niego i szybko musnęłam jego usta. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że właśnie tego było mi trzeba.

Blondyn westchnął z rezygnacją, a na moich ustach ukazał się uśmiech zwycięstwa.

Szybko wyszliśmy z naszej sypialni i popędziliśmy w dół schodów. Gdy dotarliśmy na miejsce z prędkością światła, zauważyliśmy mamę Jace'ego w salonie. Do około niej było mnóstwo szkła. Zakładam, że to szklany blat stolika kawowego stojącego w salonie przed kanapą. Małe kawałeczki były tak naprawdę wszędzie. Przyznaje, iż na ten widok serce zaczęło bić mi znacznie mocniej a oddech przyspieszać.

Dary Anioła - Inna Historia Część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz