Rozdział 19

45 3 4
                                    

- Dzisiaj pełnia, pamiętaj gdzie masz się stawić.- Scott powiedział odchodząc do domu, a ja tylko pokiwałam głową.
- Scott ja chyba wiem kto zabił Kate.- na koniec dnia zdecydowałam się powiedzieć.
- Kto?- spojrzał sie na mnie. ( patrz obrazek).
- Myślę, że to Courtney.- powiedziałam i spowodowałam jego jeszcze większe zdziwienie.
- Czemu tak myślisz?- zapytał z podniesionymi brwiami.
- Ciagle chce mieć lepszą pozycje w stadzie, jakby zabiła mnie to nic by nie zyskała, ciebie nie da sie zabić, ale da się osłabić np. Śmiercią Kate, a tylko ona to wie.- usiadł na ławce.
- A czm nie podejrzewasz naprzykład Theo albo Liama?- przeanalizowałam.
- A po co mieliby to robić, nie wyglądają na nieszczęśliwych, więc po co.- powiedziałam, a Scott przytaknął.
- Pogadamy o tym dzisiaj. Bądź o 22 w kościele.- powiedział, a ja już chciałam sie odwrócić, ale jeszcze chciałam o cos zapytać.
- Scott! Kto z nas nie potrafi nad sobą panować?- zaciekawiło mnie.
- Wszyscy potrafimy, ale lepiej mieć pewność.- powiedział i się uśmiechnął.
Odeszliśmy do swoich domów, zdziwiłam sie bo mój miał otwarte drzwi, a moja mama o tej godzinie jeszcze pracuje.
Rzuciłam torbę pod drzwiami i zaczęłam dokładnie wąchać. Czułam zapach wilkołaka, ale taki który już kiedyś czułam. Rozejrzałam sie po dolnej części domu i pewna, że nikogo nie ma weszłam do góry. Wszystkie drzwi były pozamykane, tylko te z mojego mojego pokoju były otwarte.
Weszłam powoli, ale nikogo nie widziałam dopiero, kiedy się odwróciłam wyskoczył na mnie Theo. Zaczęliśmy sie śmiać, a ja uderzyłam go w ramie.
- Co ty tu robisz?- uspokoilam się.
- Chciałem chwile z Tobą posiedzieć poznać się i wogóle.- powiedzial, a ja się zarumieniłam.
- Cicho.- powiedziałam nagle, bo usłyszałam głos mojej mamy i jakiegoś mężczyzny.
- Chodź sprawdzić.- poszedł szybko w strone pokoju mojej mamy, ale ja szybko wciągnęłam go z powrotem do pokoju, kiedy usłyszałam jak moja mama wchodzi na górę.
On wciągnął nas do szafy, była ciasna, ale jakoś musieliśmy wytrzymać.
- Kto to?- zapytał szeptem.
- Nie wiem, ale rzadko się zdarza, że moja mama przyprowadza jakiegoś faceta do domu, więc bądź cicho.
Czułam sie niezręcznie stojąc tak ciasno i to w dodatku przodem do niego.
Nagle poczułam jak coś wbija sie w miej udo. Spojrzałam w dół i zobaczyłam wybrzuszenie w jego spodniach.
- Co to ma być?- odniosłam sie do sytuacji w jego dolnych partiach ciała.
- No ja tego nie kontroluje.- powiedział, a ja sie zaśmiałam.
- Wiesz co odwrócę się, może pomoże.- powiedziałam i odwróciłam sie tyłem jak najciszej mogłam.
Minęły dwie minuty, ale ja nie czułam, żeby coś się poprawiło.
- Allison?- odezwał sie po chwili.
- Hmm.- chciałam być cicho.
- Tak jest gorzej.- powiedział, a wraz z tym głosu ucichły, więc wyszłam powoli z szafy, ale Theo kazałam tam zostać.
- Allison, gdzie byłaś?- moja mama nagle wyszła ze swojego pokoju, a ja się wystraszyłam i upadłam na podłogę.
- Mamo ja...-
- Przepraszam to moja wina.- nagle Theo wyszedł zza mnie i mnie podniósł.- Chciałem tylko, żeby pomogła mi z zadaniem, ale Alli była zawstydzona.- powiedział, a ja miałam ochotę jednocześnie go zabić, ale i zapaść się pod ziemie.
- Dobrze w takim razie ja wam nie przeszkadzam.- moja mama się odwróciła, a on mnie objął, ale szybko wzięłam jego rękę.
- Idiota.- powiedziałam wchodząc z powrotem do pokoju.

Po kilku godzinach rozmowy zdaliśmy sobie sprawę, że trzeba jechać do Scotta bo zbliża się zachód.
- Mam samochód chodź.- powiedział i pokazał na swojego jeepa.
- A masz prawko?- zaśmiałam sie, a on pokiwał przecząco głową.
- W takim razie musisz iść piechotą.- zaśmiałam sie i weszłam do samochodu.
- No wsiadaj.- zapięłam się.
- Jakoś dziwnie szybko mi zaufałaś.- powiedział, a ja przestałam sie uśmiechać.
- A nie powinnam?- zapytałam, kiedy on wsiadał do samochodu.
- Tego nie powiedziałem, ale w moim przypadku to nie spotykane.- spojrzałam się na niego.
Znam go dopiero 24 godziny, a czuje się jakbym znała go o wiele dłużej. Jakby był moim przyjacielem.
- Jedźmy.- powiedziałam.

Dojechaliśmy w ciszy i bardzo szybko. Wysiadłam z samochodu i rzuciłam sie na Scotta. Nie wiem czemu, ale musiałam go przytulić. Potrzebowałam tego.
- Ej co się stało?- zdziwił się.
- Nic. Boje się.- powiedziałam i spojrzałam sie w jego oczy.
Były takie piękne, już wiem na co Kate poleciała. Dopiero od paru dni zaczynam dotrzegac, jak drogi jest mi Scott, jak bardzo mi na nim zależy i co by się ze mną stało jakby go zabrakło.
To głupie, bo czuje sie jakbym zdradzała przyjaciółkę, ale miłość nie wybiera.
- Chodź Wszytko Ci wytłumaczę.- jego głos wyrwał mnie z zamyśleń.
- Jasne.- wziął mie za rękę i zeszliśmy do katakumb.
- A gdzie Courtney?- zapytałam myśląc też o oskarżeniu.
- Nie widziałem jej.- powiedział przesuwając wielki kamień.
Chłopacy było dzisiaj wszyscy ubrani w podkoszulki i wyglądali tak bosko i seksownie. Po chwili zrozumiałam czemu są tak lekko ubrani, bo ja dole jest tak duszno i ciepło, że można się ugotować.
Liam usiadł przy ścianie, a Scott go zapiął, potem to samo zrobił z Theo, ale kiedy przyszedł czas na mnie, przestraszyłam się.
- Wszystko będzie dobrze.- Scott powiedział i zapiął moje sznurki.
- Wiem.- powiedziałam i oparłam sie o ścianę.
Scott rozmawiał z innymi i kilka razy próbował ze mną, ale byłam tak skoncentrowana, żeby się nie przemienić i, żeby to nie przejęło nade mną kontroli, że nawet średnio słyszałam co mówią.
Nagle Scott wstał, a ja od razu się na niego spojrzałam.
- Coś mi nie pasuje.- powiedział, bo chyba poczuł tem sam zapach co ja.
Śmierdziało mi tu Harrym, nie dosłownie, ale miałam wrażenie, że to niczego dobrego nie wróży.
Scott zniknął za włazem, a ja zaczęłam ske coraz bardziej martwić.
Nagle wszyscy usłyszeliśmy ryk, który słyszymy tylko, kiedy Scott atakuje albo chce nas zmienić.
- Scott czekaj!- zaczęłam krzyczeć i się wyrywać, z reszta reszta tez próbowała się oswobodzić.
- Scott!- zaczęłam sie drzeć.
Boje się, że coś mu się stanie, że to Harry.
-Scott!- krzyczałam najgłośniej jak potrafiłam.
Nagle wszyscy spojrzeli sie na mnie, bo mi jako jedynej udało się wyrwać trochę łańcuchy ze ściany.
Zaczęłam sie wyrywać jeszcze mocniej, ale zawiasy nie chciały puścić, więc dałam się ponieść mojemu wilkowi i zaryczalam, jednocześnie wyrywając łańcuchy.
- Allison nie idź tam sama!- Theo krzyczał, ale ja nie zawracałam na nic uwagi, bo liczył się tylko Scott.
Biegłam wciąż słysząc krzyki za mną, ale nie zatrzymywałam się, biegłam coraz szybciej za zapachem.
- Scott?!- w pewnym momencie sama zaczęłam krzyczeć.
- Allison?!- usłyszałam jego głos zbliżający się.
Nagle poczułam dziwny zapach, więc się odwróciłam.
To co zobaczyłam mnie przeraziło.
Był to wielki człowiek z twarzą wilkołaka. Nie miał czerwonych ani innych standardowych oczu. Miał jasno zielone. I nie był to żaden ze znanych mi dotąd stworzeń. Był jak mieszanina wilka i jaguara. Stał przede mną i patrzył sie na mnie. Nagle zaatakował, a ja zrobiłam unik. Wyciągnęłam pazury i zadrapałam go w brzuch, skąd nagle zaczęła lecieć para. Chciał mnie zdzielić wielką łapą, ale ja wskoczyłam na nią, a potem na jego kark. Wykręciłam mu głowę, a on opadł na ziemie martwy.
- Może i są wielkie, ale głupie.- odwróciłam sie słysząc głos Soctta za sobą.
- Nic Ci nie jest?- pierwsze co zapytałam..
- Nie, ale ty krwawisz.- pokazał na moją nogę, a ja oparłam się o niego.
- Wyleczy się.- powiedziałam.
- Jak się uwolniłaś?- zapytał nagle biorąc mnie na ręcę.
- Nie mogłam pozwolić Ci zginąć.- zaśmiałam się i zeszłam z niego.
- Allison ja tak nie potrafię. Jestem dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką, ale wiem, że ty...- podeszłam do niego i go pocałowałam. To właśnie to co chciałam usłyszeć.
Mam wyrzuty sumienia, ale nie chce z tym walczyć całe życie. Kocham go i to jest prawda.

Unbelievable || T.P. H.S ( zawieszone)Where stories live. Discover now