"pamiętam was razem"

Bắt đầu từ đầu
                                    

Cała się trzęsłam kiedy szliśmy do sali, na której leżała Monika. Przy drzwiach przywitał nas lekarz.
- Dzień dobry - przywitał się. - Państwo do?
- Monika Ferst. - powiedziała mama.
- Dobrze, kim państwo dla niej są?
- Rodzicami. - odpowiedziała.
- Ja siostrą. - oznajmiłam po chwili ciszy.
Rozglądałam się dookoła. Staliśmy w dość szerokim korytarzu, ale bez przesady. Ściany były niebieskie, jasnoniebieskie.
W końcu weszliśmy do sali. Były tam tylko dwa łóżka - jedno puste, a na drugim leżała ona. Nie była już nieprzytomna. Rozmawiała z brunetem, który siedział koło niej.Kiedy weszliśmy odwróciła wzrok w naszą stronę. Rodzice podeszli do jej łóżka.
- Cześć - przywitała ich dość słabym, ale miłym głosem.
- Cześć kochanie jak się czujesz? - zapytała mama siadając koło niej.
- Już lepiej, tylko trochę mnie boli głowa - uśmiechnęła się do nich i spojrzała na Jasia. On wstał i podszedł do moich rodziców.
- Dzień dobry, Jan - przedstawił się i podał im rękę.
- Ewa.
- Ryszard.
Po chwili chłopak spojrzał na mnie. Uśmiechnął się. Chyba chciał w ten sposób powiedzieć, że "wszystko będzie dobrze".
Zdecydowałam się podejść, przecież to moja siostra. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to pare siniaków i opatrzonych ran, które miała na rękach. To nie wyglądało na wypadek.
- Cześć - przywitałam się z nią.
- Yy.. Cześć? - zmarszczyłam brwi i popatrzyłam się na nią.
- Co jest? To ja.. Elizabeth twoja siostra, pamiętasz? - mówiłam spokojnie, ale w głębi czułam niepokój.
- Tak nie za bardzo.. Chyba się pomyliłaś. Ja nie mam siostry. Mam trzech braci.. ale skądś cię kojarzę.. Jaś to twoja dziewczyna? - jej wzrok powędrował na piwnookiego, który spojrzał na mnie.
- Nie - odpowiedział krótko.
- Z jakiegoś powodu, pamiętam was razem. Pasujecie do siebie - TO NIE JEST MOJA SIOSTRA, CO RZEŚCIE Z NIĄ ZROBILI?!
Wszedł lekarz, ten sam, którego spotkaliśmy przy wejściu.
- Państwo Ferst? - zapytał.
- Tak?- odezwał się tata.
- Córka jest w dobrym stanie. Nie ma jakiś rzadnych trwałych uszkodzeń. Jedynie pare siniaków, ran no i jeszcze może mieć tymczasowe zaniki pamięci, ale kiedy wróci do domu napewno wszystko sobie przypomni. - teraz rozumiem, ale jak mogła mnie zapomnieć?
- Kiedy będzie mogła wyjść ze szpitala? - mama skierowała wzrok na Monikę.
- Już jutro około południa.
- To świetnie. - ucieszyła się kobieta. - A zna pan może przyczynę tego wypadku? - dodała po chwili.
- Podejrzewamy pobicie, ale nie jesteśmy tego pewni.
Pobita? Przez kogo? W naszej okolicy nie mieszka nikt, kto mógłby.. chyba, że to ktoś z poza.
- Dobrze, ja państwo zostawiam, tylko proszę o wyjście ze dwie osoby. Może nie w tej chwili, ale za jakieś dziesięć minut. Do widzenia - wyszedł.
- Wy zostańcie, my pójdziemy - popatrzyłam na tego debila, a później na rodziców.
- Dobrze. - odpowiedziała mama.
Chwile jeszcze posiedzieliśmy, aż w końcu wyszliśmy.

- Jak się trzymasz? - zapytał brunet kiedy wyszliśmy ze szpitala.
- Okej. Trochę się o nią boję, ale już jest lepiej.
Nastała cisza. Szliśmy przed siebie. Czułam na sobie jego wzrok, ale nie chciałam dać to po sobie poznać.
- Mogę cię o coś zapytać? - odezwałam się wreszcie.
- Jasne, tylko wiesz nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania - zaśmiał się, a ja razem z nim.
- Dlaczego mi pomagasz? Dlaczego w ogóle ze mną rozmawiasz? - popatrzyłam na niego, a że był ode mnie wyższy, musiałam unieść głowę do góry.
Było ciemno. Co jakiś czas mijaliśmy tylko jakąś latarnie, która dawała żółte światło. Nie widziałam praktycznie żadnych ludzi. Cóż najwyraźniej nikt nie idzie na spacer o dwudziestej drugiej.
- Wiesz.. - zastanawiał się nad odpowiedziął - Czasem ludzie robią coś od tak. Pomyśl czy ty masz jakiś interes w tym, że martwisz się o swoją siestrę? Czy w tym, że wiesz, że będziesz tęsknić za braćmi?
- A skąd ty wiesz, że moi bracia się wyprowadzają? - zmarszczyłam brwi.
- Trochę rozmawiałem z Moniką - uśmiechnął się.
- Tylko kiedy? - z powrotem zaczęłam patrzyć przed siebie.
- Jak czekałem na ciebie w szpitalu. Zapytała się gdzie jest, a ja jej wszystko opowiedziałem. Chciała wstać, a jako powód podała, że jej bracia się wyprowadzają i chce się z nimi porzegnać - pokiwałam głową.
Doszliśmy na przystanek.
- Mój autobus będzie za pięć minut - oznajmiłam. - A twój? - chłopak się do mnie usmiechnął.
To było dziwne. On nie był taki straszny, nie był wkurwiający. Znaczy się wiadomo czasem wkurzał, ale to jak karzdy.
- Jadę z tobą. Odprowadzę cię i pojadę do siebie.
- Po co?
- Ktoś pobił Monikę. Nie chcę, żeby coś ci się stało - on naprawdę się o mnie martwił.
Czuje się głupio. Ja go wyzywałam od downów, debili itd., a on tak się o mnie troszczy. To słodkie.
- Ale nic mi się nie stanie - uśmiechnęłam się do niego, ale on pokręcił głową.
- Autobus jedzie.

W pojeździe nie było prawie nikogo oprócz nas, kirowcy i jakichś dwóch dziewczyn może troche starszych od nas. Zawzięcie ze sobą rozmawiały i tylko co jakiś czas patrzyły na Jasia.
- Jesteś zmęczona?
- Żebyś wiedział jak bardzo. - zaczęłam patrzeć przez okno.
- To masz szczęście, że do domu masz niedaleko.
- Racja. A ty jesteś zmęczony?
- Nie. - oznajmił, ale ja wiedziałam, że kłamał.

|Notka|
Rozdział spóźniony, przepraszam. Mam tyle nauki, że nie wyrabiam. Jeszcze w mojej szkole nie można używać telefonu nawet na przerwach i są za to punkty minusowe :///.
Za to nie musicie wbijać określonej ilości komentarzy i votes :33 (ale miłoby było gdybyście coś po sobie zostawili).
Kolejny rozdział też może być spóźniony, bo musze się uczyć :(

PS: Przepraszam za błędy, ale pisałam na telefonie :(

Pierwsza // J.D. ffNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ