"pamiętam was razem"

1.8K 126 8
                                    

- El?
Obudził mnie przyciszony głos Marcina.
- Co?.. - powiedziałam jeszcze zaspana.
- Przyszedłem ci tylko powiedzieć, że zaraz jedziemy.
- Nie możecie pojechać jutro?
- Im wcześniej tam będziemy tym lepiej - wyjaśnił, a ja tylko westchnęłam rozpaczliwie.
- Pójdziesz się pożegnać z resztą? Czekają na ciebie.
- Okej - podniosłam się.
- Ale zaczekaj. Chcę z tobą chwilę porozmawiać.
Skinęłam głową i z powrotem siadłam na łóżku.
- Po pierwsze proszę, żebyś tak jakby nas zastąpiła. Jak wiesz wszyscy pracowaliśmy. Teraz nie będzie to możliwe. Nie musi być to jakaś super praca. Wystarczy, że będziesz zarabiać na siebie - przypomniałam sobie, że jak w niedzielę wchodziłam do kawiarni na drzwiach była kartka z napisem "Szukamy pracowników".
Warto by było tam zajrzeć..
- Po drugie to po prostu staraj się pomagać rodzicom jak najbardziej.
- Przecież zawsze pomagam..
- Dobrze, dobrze.. Jeszcze coś.. Uważaj na tego "JDabrowskiego", okej? - otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Ja go nawet nie lubię! Co ja gadam? Ja go nienawidzę!
- Moja dziewczyna też mnie nie lubiła..
- Zaraz, chwila, ty masz dziewczynę?!
- Od tygodnia. Długa historia, nieważne. Ważne jest to, żebyś na niego uważała. Nie znam go, a nie chcę, żeby moja ulubiona siostra później płakała.
- Ulubiona? A Monika?
- Nic jej nie mów - mrugnął do mnie.
- Okej. Będę uważać - obróciłam oczami.
- To dobrze. - uśmiechnął się miło.- Chodź już.
Wstałam i razem wyszliśmy z mojego pokoju. Zeszliśmy po schodach. Przy ich końcu stali wszyscy.. Wszyscy oprócz rodziców i Moniki.
Spojrzałam na zegar wiszący nad drzwiami do kuchni. 21:12.
- Eliza! - krzyknął Michał, gdy mnie zauważył - Gdzie ty byłaś, nie widziałem cie cały dzień!
- Siedziałam w swoim pokoju, nie chciałam wam przeszkadzać w pakowaniu się.. - gówno prawda, nie byłam na siłach z nimi gadać.
- Ty nigdy nie przeszkadzasz - mrugnął do mnie. - A nie wiesz gdzie może być Monika?
- Nie ma jej w swoim pokoju? - przestraszyłam się. Jest już dość późno, a ona ma dopiero szesnaście lat.
- Nie.
Kur*a mać! Co ten debil jej zrobił?
- Dzwoniliście do niej? - w moim głosie już słychać było nutkę zaniepokojenia.
- Myślisz, że jesteśmy głupi? - powiedział sarkastycznie Łukasz.
- Nie myślę. Dzwoniliście i co? Coś wiecie?
- Nic. Jest to "abonament ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem sieci" czy jakoś tak.
Marcin nic nie mówił, ale po jego wyrazie twarzy wywnioskowałam, że strasznie się martwi.
- Kur*a mać!
Wyjęłam telefon z kieszeni. Kliknęłam "kontakty" i przejechałam prawie na sam dół.
- Do kogo dzwonisz?
- Nieważne - obróciłam oczami i kliknęłam zieloną słuchawkę przy nazwie "Wkurwiający Debil".
Po mniej więcej trzech sygnałach osobnik odebrał.
- Hej, coś się stało?
- Niee.. Znaczy się jest z tobą Eliza? - chciałam ukryć strach, ale nie udało mi się. TAK CHOLERNIE SIĘ O NIĄ BOJĘ.
- Nie, do domu poszła jakieś dziesięć minut po tobie. Nie ma jej z tobą? - serce zaczęło mi bić jeszcze mocniej.
- Chyba bym do ciebie nie dzwoniła gdyby była. Nie odprowadzałeś jej?
- Nie powiedziała "Pójdę za nią, pa pa". To co, miałem za nią biec? - TAK, CHOLERNY IDIOTO, TAK!
- Kur..
- Nie kończ - przerwał mi - Jadę do ciebie.
- Nie.. - rozłączył się, jeszcze tego brakowało.
- I? - zapytał blondyn.
- I nic - łzy napływały mi do oczu.
- Zostań tu, my jej poszukamy. - Pokiwałam głową.

Siedziałam na schodach. Od ich wyjścia minęło jakieś dziesięć minut, a mi wydaje się jakby to było z dziesięć godzin.
Postanowiłam się czymś zająć, więc weszłam na aska.
Po kolejnych dziesięciu minutach zadzwonił mój telefon.
- Znalazłem ją - powiedział Jaś dość smutnym głosem - Niestety nieprzytomną i zakrwawioną.
Wstałam na równe nogi, z jednej strony to dobrze, że się znalazła, ale.. JEST NIEPRZYTOMNA.
- Wezwałeś karetkę?! - wydarłam się na niego.
- Tak. W tej chwili ją zabierają do szpitala - ulżyło mi w jakimś stopniu.
- Powiedzieli coś? - próbowałam się uspokoić.
- Tak, że nie jest w jakimś okropnym stanie. Znaczy się, że raczej napewno przeżyje. Nie martw się.
- Raczej, czy napewno?
- Napewno. Kończę. Jadę z nią do szpitala.
- Ale tylko ktoś z rodziny może..
- Powiedziałem, że jestem jej bratem.
- Okej, ja przyjadę za jakieś dziesięć minut.
- Nawet nie wiesz gdzie.
- Wiem. - rozłączyłam się i zaczęłam ubierać.
Kiedy wychodziłam, akurat przyjechali rodzice.
- Eliza, gdzie ty idziesz o tej porze? - nie przyzwyczaili się, że mam osiemnaście lat.
- Monika jest w szpitalu - powiedziałam szybko.
- Co?!
- Wsiadaj do samochodu - powiedział tata, a ja wykonałam polecenie.
Podczas jazdy zadzwoniłam do Michała i opowiedziałam im o tym wszystkim. Powiedzieli, że pójdą do domu, a jutro przyjdą ją odwiedzić. za dużo ludzi też nie może być.

Pierwsza // J.D. ffWhere stories live. Discover now