In the club...

151 24 39
                                    

~*~

Głośna muzyka dudniła mi w uszach, a barwy rozmazywały się przed oczami. Nie wiedziałam, czy przyczyną tego były spływające mi z oczu łzy, czy wypity alkohol.

Wpadłam na kogoś i omal nie straciłam równowagi. Ciała obijały się o siebie w rytm muzyki. Bezradnie przeciskałam się między gorącymi, pijanymi ludźmi. Było mi duszno i jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie.

W końcu udało mi się dostać do łazienki. Ostre, halogenowe lampy zaświeciły mi w oczy.

Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do dużego, brudnego lustra. Oparłam się rękoma o niewielką umywalkę.

Było mi niedobrze, a zapach panujący w pomieszczeniu nie pomagał. Wzięłam jednak kilka głębszych wdechów, by się uspokoić. Nie mogłam się rozkleić. Nie mogłam dać im tej satysfakcji.
Pokręciłam głową, by odgonić od siebie obraz, który ujrzałam kilka chwil wcześniej.

— Nienawidzę cię... — szepnęłam cicho, a ręce mi się zatrzęsły.

Chciałam zapaść się pod ziemię. Zniknąć...

Spojrzałam w lustro. Lewe oko było rozmazane. Jak zwykle. Lewe oko zawsze bardziej mi łzawi. Jest zmutowane?

Wierzchem dłoni otarłam policzek. Odkręciłam wodę i delikatnie przemyłam twarz. Na ręczniki oczywiście nie mogłam liczyć.

„In the club..."

Po cholerę ja tu przyszłam? Gdybym została w domu, nie dowiedziałabym się o tym i wciąż żyłabym nadzieją. A teraz? A teraz muszę po prostu zaakceptować to, co widziałam na własne oczy.
To się musiało stać. Prędzej, czy później...

Złapałam się za głowę. Muzyka dudniła zbyt głośno. Nie chciałam tam wracać. Nie chciałam znów ich widzieć. Nie zniosłabym tego.

Ale nie mogłam też zostać w śmierdzącej ubikacji.

„A może się utopić..?"

Spojrzałam przelotnie na umywalkę, po czym westchnęłam głęboko.

Oparłam się o zimną ścianę.

Nie było tak najgorzej. Najwidoczniej jeszcze to do mnie nie dotarło.

Ostre światło mnie oślepiało, więc zamknęłam oczy i od razu wrócił ten okropny obraz.

Ta kukła... i on...

Od miesięcy byłam w nim skrycie zakochana, ale nie miałam nic prócz wyobrażania sobie, jakby to było, gdybym zdobyła się na odwagę i wyznała mu, co czuję. A teraz jest już za późno, bo wybrał ją.

„Szmata. Deska. Kukła. Nienawidzę jej."

Chciałam wyjść z tego przeklętego klubu, ale bałam się, że na nich wpadnę. Poza tym, nie powinnam wracać sama. Było późno, ciemno i niebezpiecznie.

„A może to i dobrze? Pójdę, napadną mnie, zgwałcą i zabiją. Nie będzie problemu. Jestem w końcu kuso ubrana, bezbronna i pijana. Łatwy cel."

Widzę to. Widzę, jak znajdują moje ciało. Leżę gdzieś w rowie, pobita i na wpół rozebrana. Na białej sukience są ślady krwi.

Może myślą, że byłam prostytutką. Nie mam przy sobie dokumentów. Stoją nade mną, kolejną ofiarą Detroit i zastanawiają się, co się stało. A ja leżę z szeroko otwartymi, nic już nie widzącymi oczami...

Mam nadzieję, że on szybko się o tym dowie. Ciekawe, jak zareaguje. Niech wie, że to przez niego. Niech ma poczucie winy, że nie był wtedy przy mnie. Że pozwolił mi wyjść samej. Że był wtedy z nią... Dobrze mu tak...

In the club...Where stories live. Discover now