XXIII. Ashley + informacja

1K 71 1
                                    

To się robiło naprawdę ciężkie. Starałam się unikać Blake'a z całych sił, jednak myśl, że mam trzymać się z dala... było jak sztylet wbijany w moje serce. Niewiele pomagała obecność Shane'a. nie byłam pewna, czy domyśla się, że pomiędzy mną a jego przyjacielem coś jest, ponieważ nie poruszał tego tematu.
Zachowywał się wspaniale, jak wzorowy chłopak. Otwierał mi drzwi, rozmawiał ze mną na różne tematy, chodził ze mną i moim braciszkiem na spacery, zajmował się nim, nie przymusu... był po prostu wspaniały.
Ale miałam wrażenie - nie, byłam co do tego pewna - że Blake byłby w tym jeszcze lepszy.
Nie widziałam go już więcej z Donną. Chociaż bliźniaczki uskarżały się, że dość często przychodzi do ich domu, żeby porozmawiać z Blakiem. Te wizyty ponoć bardzo szybko się kończą.
No a Mia... Cóż, ja, Avril, Ricki i Chandra przycisnęłyśmy ją. Okazało się, że ona naprawdę wyczuła w Johnie partnera duszy. I dodała, że chce z nim być, tak samo jak on z nią.
Cieszyłam się razem z nią. Tak samo szczerze jej tego zazdrościłam, jednak starałam się tego nie okazywać w swoim zachowaniu. Nie chodzi o to, że pragnęłam jej partnera; brakowało mi tego, że ja nie mam prawa wyboru. Przecież ona nie skrzywdziłaby swojego partnera. Ja takiej gwarancji nadal nie posiadałam.
- Jesteś pewna, że chcesz iść dzisiaj sama? - spytała mnie Ricki, gdy szłyśmy korytarzem akademii.
- Tak - odpowiedziałam.
Tego dnia miała być pełnia. Noc z księżycem w pełni zawsze jest bardziej magiczna. I nie mówię tu tylko w sensie romantycznym. Pełnia dodaje siły, energii, tak jak napój energetyczny, tylko, że jest jeszcze mocniejsza. Dlatego zawsze w pełnię zmiennokształtni nie kontrolują przemiany, a wilkołaki stają się krwiożercze i chętne do walk i krwawych jatek.
W takie również dni moja klątwa była silniejsza, z czego często akurat korzystałam.
- Nie wyglądasz najlepiej. Może jednak z tobą pójdę, tak na wszelki wypadek? - przekonywała moja przyjaciółka. - Albo po prostu nie idź dzisiaj, pójdziesz w następnym miesiącu. Babcia to chyba zrozumie.
- Wszystko jest w porządku - zapewniłam ją. - Z resztą, ja potrzebuję się z nią spotkać.
- Ashley. - Ricki złapała mnie za ramię. - Ja wiem o tej sprawie z Blakiem. Wiem, że jesteście partnerami duszy.
Zesztywniałam.
- Wiesz? - spytałam głucho, chcąc się upewnić.
Pokiwała głową.
- Tak, wiem. Nie martw się, bliźniaczki nie wiedzą - uspokoiła mnie od razu, rozpoznając obawę malującą się w moich oczach. - Ale one też nie domyśliły, że coś z tobą ostatnio jest nie tak. Sądzę, że Mia jest blisko odgadnięcia prawdy, odkąd jest z Johnem.
- O Boże - wymamrotałam, przerażona. - One nie mogą...
- One nie mają prawa decydować, czy się z nim zwiążesz, czy nie - powiedziała stanowczo. - Tak samo nie ma prawa o tym decydować Dan, ani twój ojciec. Nawet ta głupia klątwa nie powinna wam przeszkodzić. Nie powinnaś się tym zamartwiać, kochana.
- Właśnie, jest Dan - przypomniałam - i ta głupia umowa. No i mój ojciec, a dobrze wiesz, że jego nie łatwo do takich rzeczy przekonać. Jego zdaniem można przetrwać ten ból.
Pokręciła głową.
- Mówi tak tylko dlatego, bo nigdy nie musiał się obchodzić bez twojej mamy. Od razu się związali, niedługo po swoim pierwszym spotkaniu. To już Mia i John krócej się znają, a już się związali i przeszli tą inicjację. - Przybrała zmartwioną minę. - A ty i Blake znacie się dłużej. Do tego ta Donna, a teraz Shane... Widać, że oboje czujecie się coraz to gorzej. Jak myślisz, dasz radę bez niego.
Kiwnęłam bez przekonania głową.
- Tak, dam radę.
- Bzdura! - wypluła z siebie. - Rozsypiesz się jeszcze przed swoją piętnastką!
- Ricki, proszę cię, przestań w końcu. - Spojrzałam na zegarek, wskazujący dziesiątą wieczór. - Muszę iść. Powinnam jeszcze wpaść do domu, a potem zacząć wszystko szykować.
Westchnęła i mnie puściła.
- Dobrze, idź. Obiecaj jednak, że przemyślisz to wszystko, co ci powiedziałam.
- Obiecuję - powiedziałam i zostawiłam ją samą w korytarzu.

Wzięłam głęboki wdech i weszłam do grobowca, w którym znajduje się grób mojej babci. Drogę oświetlały mi świeczki, które wcześniej tu rozstawiłam i zapaliłam. Teraz, blisko północy i podczas pełni, moja klątwa była naprawdę silna. Nigdy nie lubiłam, gdy ktoś ze mną w tym czasie przebywał, poza Białym Kłem i moją zmarłą babcią, do której właśnie teraz szłam. Od zawsze obawiałam się, że w tym czasie klątwa może zerwać się spod mojego władania i narobić szkód, które będą opłakane w skutkach.
Pod wpływem niewytłumaczalnej siły gdy przechodziłam obok świec, ich płomienie zamierały i stawały się błękitne. To zawsze mnie fascynowało, jak i przerażało. Tym razem nie było inaczej.
Gdy stanęłam przed grobem, na którym pisało imię i nazwisko mojej babci, słabo się uśmiechnęłam i uklękłam przed nim.
Tak naprawdę nie zdążyłam jej poznać. Zginęła, gdy miałam zaledwie dwa miesiące. Ale mama mówiła, że babcia oszalała na moim punkcie.
Szkoda, że musimy poznawać się dopiero teraz, i to w takich okolicznościach.
To jeden z niewielu plusów tej klątwy. Mogłam dzięki niej co pełnię rozmawiać z babcią i poznawać ją. To było niesamowite.
Zapaliłam znicz dla babci. Był on w złotym pucharze, a obok niego położyłam kwiat frezji. Kwiat, który moja babcia uwielbiała. A ja najwyraźniej miałam to po niej, bo też kocham ten zapach.
W kraniec zastygniętego wosku świecy wbiłam patyczek kadzidełka, a dookoła pucharu rozsypałam zasuszoną szałwię i wrzos. Podpaliłam rośliny, tak samo, jak kadzidełko. Nie zajęło długo, aż poczułam znajomą mieszankę. Zaciągnęłam się znajomym zapachem, rozkoszując się.
Nie przyniosłam zdjęcia babci, ponieważ ono stało już na jej grobie wcześniej. Tak samo, jak sztylet z najczystszego srebra, które wykonały elfy, z rękojeścią z diamentów.
Podniosłam go i umieściłam na swoich udach. Powoli wyplątałam go z chusty, w którą był owinięty i chwyciłam pewnie rękojeść.
Tego kroku akurat nigdy nie lubiłam. Patrzyłam na ostrze, jak by było moim wrogie i wybawieniem w jednym. Bo pewnie tak właśnie było. Mogło mi pomóc. Wystarczyła jedna rana nim zadana, parę kropel mojej krwi wylanej przez to ostrze, a mogłam zobaczyć osobę mi bliską, której normalnie zobaczyć bym nie mogła.
A mimo to, ostrze zadaje głębokie rany, gładko, głęboko i bardzo boleśnie tnie skórę. Za każdym razem, gdy to robiłam, obawiałam się, że zatnę się za głęboko, że wypłynie ze mnie za dużo krwi, nim zdążę zatamować krwawienie.
Ale potem przypominałam sobie, że to niemożliwe. Nie mogę od tego umrzeć. Nie mogę umrzeć od niczego, ale osoby dookoła mnie zginąć mogą bardzo szybko i łatwo.
Dlatego nigdy nie będę z Blakiem, myślę gorzko, patrząc się na błyszczące w blasku błękitnych i pomarańczowych płomieni ostrze.
Po raz kolejny nabrałam powietrza głęboko w płuca i wysunęłam lewą rękę przed siebie, nad puchar ze świecą i kadzidłem. W prawej zaś mocno trzymałam sztylet. Opuszczałam go coraz niżej, szybko oddychając.
- Ashley! - Sztylet został mi wytrącony z ręki, a ja zostałam pochwycona w ramiona. - Do cholery, chcesz się zabić?!
Zszokowana patrzyłam na twarz Blake'a, wykrzywioną przez złość i zmartwienie.
- Blake - wyjąkałam. - Nie, to nie tak, jak myślisz.
- A jak? - warknął, odsuwając mnie od grobu, pod ścianę grobowca.
- Wszystko ci wyjaśnię, tylko...
- Czas najwyższy - stwierdził. - Chcę wiedzieć wszystko o tej klątwie, o tobie i Shanie, o tym, co tutaj właśnie robiłaś. - Wskazał na grób mojej babci. - I chcę wiedzieć to TERAZ.

*****

Hej,
a więc informacja pierwsza: do końca zostały nam jakieś 2-3 rozdziały.
Informacja druga: zawieszam na czas nieokreślony historię Białego Kła, z braku pomysłów.

Daniela

Miłość według czarownicy ✓Where stories live. Discover now