Chapter 1.

3.4K 319 56
                                    

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

Draco Malfoy. Czwarty rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Śniadanie przed pierwszymi zajęciami. Czwartek, godzina około 8:30.

Draco, jak zazwyczaj o tej porze, siedział przy stole Ślizgonów w Wielkiej Sali. Przed nim, na białym talerzu, leżały dwa tosty posmarowane dżemem truskawkowym a obok nich stała filiżanka gorącej herbaty. W dłoniach blondyna znajdował się Prorok Codzienny, dostarczony chwilę temu przez specjalną sowę.

Przez kilka pierwszych minut Pansy próbowała jakoś go zagadać, jednak chłopak uparcie ją ignorował, dlatego w końcu odpuściła, zajmując się swoim śniadaniem.

Postronny obserwator powiedziałby, że śniadanie wyglądało normalnie, co właściwie odpowiadało oczekiwaniom młodego Malfoya. Nikt nie musiał wiedzieć, że od poprzedniego wieczora czeka na odpowiedź na wysłany wcześniej list. Miał nadzieję, że przyjdzie tego samego wieczora, jednak Potter zawiódł jego oczekiwania. Nic dziwnego, na Gryfonach przecież nie można polegać.

W końcu zwinął gazetę i z głębokim westchnięciem odłożył ją obok talerza. Ugryzł kawałek tosta i rozejrzał się po sali. Skupił się na Potterze, który aktualnie gawędził z Granger, i mimowolnie wrócił myślami do poprzedniego wieczora.

Blondyn od obiadu zastanawiał się, jak "zagadać" Pottera. Choć nie przyznał tego nikomu, i nawet sam nie do końca przyjmował to do wiadomości, zielonooki delikatnie mu zaimponował. Oczywiście, wciąż był dla niego potulną maskotką Dumbledore'a, jednak w jakiś sposób Draco uparł się, że musi gryfona poinformować o swoich przemyśleniach.

Kiedy niemal wydeptał dziurę w dywanie, w swoim dormitorium, olśniło go. List! To przecież takie banalne. Mógł napisać do niego tylko kilka zdań, pokazując czarnowłosemu, że dalej jest nikim, a jednocześnie zasygnalizować jego minimalny wzrost w oczach Ślizgona.

Przysiadł przy biurku, przygotował wszystkie potrzebne rzeczy i zamyślił się. Tak, niby super, ale co ma napisać? "Gratulacje, Potter"? "Niezła wygrana, śmieciu"? Po niemal półgodzinnym maratonie myśli w końcu wpadł na jakiś sensowny pomysł. Napisał to, co przyszło mu do głowy i przeczytał treść ponownie. Nie było źle, więc wsadził wszystko do koperty i nim zdążył się rozmyślić, przywołał sowę i posłał ją do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.

Od tamtego czasu z napięciem czekał na odpowiedź. Był niemal pewien, że ją dostanie, jednak... siedząc na śniadaniu dopadły go wątpliwości. Wciąż zamyślony, zastanawiał się, jak Potter zareagował. Czy powiedział komuś o liście? Własnie decydował, że ten pomysł był potwornie głupi, kiedy Blaise szturchnął go w ramię.

– Draco, ocknij się. Sowa – mruknął i wrócił do czytania swoich notatek. Blondyn spojrzał na ptaka i po kilku sekundach odwiązał z jego nóżki list. Nie znalazł nadawcy, a jedynie własne imię i nazwisko. Domyślając się, od kogo jest przesyłka, prostym ruchem złamał pieczęć i zagłębił się w treści. Nie poświęcił na to zbyt wiele czasu; odpowiedź była niewiele dłuższa od tego, co on sam napisał. Podniósł głowę i odruchowo przeczesał wzrokiem stół Gryffindoru, zatrzymując wzrok na Chłopcu-Który-Jakimś-Cudem-Przeżył. Ten jednak nie zauważył żadnej zmiany.

W końcu Malfoy odwrócił głowę. Dokończył śniadanie jako ostatni i wszyscy poza nim byli już gotowi do wyjścia. W drodze na zielarstwo Pansy i Blaise wciąż omawiali Turniej. Rozpatrywali, kto ma większe szanse na wygraną - Diggory czy Krum. Blondyn jednak nie pomagał im w rozstrzygnięciu sporu. Szedł przed nimi i analizował treść listu Pottera. Później całą lekcję zastanawiał się, czy powinien mu odpisać. Kolejne dwie lekcje poświęcił na potwierdzenie słuszności swojej decyzji i ułożenie w głowie wstępnej formy tego, co zamierzał napisać. Zachowywał się dziwnie cicho i spokojnie jak na zwyczaje Malfoya, nikt jednak nie chciał go denerwować, toteż wszyscy udawali, że nie widzą żadnych zmian. Jak zwykle.

– Hej, Draco... – W czasie obiadu Pansy przyglądała się chłopakowi badawczo – Nic ci nie jest? Przez cały dzień wyglądasz, jakbyś kogoś szukał. – Zatrzymała się na chwilę, i po kilku sekundach dodała:

– I jeszcze na nikogo nie nakrzyczałeś.

Młody Malfoy spojrzał na nią obojętnie i szybko wrócił do jedzenia. Skupiony na dobieraniu surówek, odpowiedział jej tylko krótko.

– Tak ci się tylko wydaje – i zajął się kulturalną konsumpcją.

Wiedząc, że zwraca na siebie uwagę, Draco przez resztę dna próbował zachowywać się nieco... normalniej. Odzywał się w trakcie rozmów i od czasu do czasu rzucał do pierwszorocznych jakimiś złośliwymi tekstami.

W końcu, po długim i jakże męczącym dniu, wylądował w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Wykręcając się złym samopoczuciem, szybko wymknął się z tłumu i skrył w swoim dormitorium. Aż do kolacji uczył się (tak, jasne), porządkował najważniejsze sprawy... no i oczywiście myślał o liście. Oczywistym było, że ktoś tak ważny, jak Malfoy, nie powinien poświęcać tyle uwagi plebsowi, toteż aż do kolacji młody arystokrata oddawał się przyjemności, jaką było czytanie. Nie miał ochoty na spędzanie czasu w rozgadanym towarzystwie.

Po posiłku, z którego dość szybko się wykręcił, usprawiedliwiając się zaległymi esejami, ponownie wylądował w swojej sypialni. Zirytowany tym, że tak wiele czasu poświęcił tego dnia Potterowi, co oznaczało jedynie marnowanie czasu, przysiadł do stolika z arkuszem pergaminu, piórem i silnym postanowieniem, że nie ruszy się z miejsca, dopóki nie skończy pisać.

W ten oto sposób spędził w jakże niewygodnej, siedzącej pozycji niemal trzy godziny. Około dwudziestej trzeciej westchnął głęboko i jednocześnie wkurzony i zmęczony, powędrował do łazienki, wziął niedługą kąpiel i wpadł do łóżka, zasypiając po kilku minutach. Żeby było jeszcze zabawniej, śniły mu się wielkie, pawie pióra, goniące go do pisania znienawidzonych esejów z transmutacji. Następnego dnia obudził się wcześnie rano, potwornie zmęczony i nadal zły jak osa. Żeby ułatwić sobie życie i oszczędzić sił, zaczepił jakiegoś pierwszoroczniaka i posłał go do sowiarni, by ten wysłał ową przesyłkę, i sam skierował się do wielkiej sali na śniadanie.


✖✖✖✖


Malfoy,

ty złośliwa fretko. Nie jestem pewien, czy Twoja wiadomość była komplementem, mimo wszystko - dziękuję? Nie mam już ochoty powtarzać, że nie zgłaszałem się do tego Turnieju, mogę Ci więc tylko powiedzieć, że postaram się nie tylko przeżyć, ale i wygrać tę okropną farsę. Możesz się o to założyć ze swoim kochanym ojcem. I obiecuję Ci wygraną.

Miłego dnia,

Harry J. Potter.

PS To raczej oczywiste. Przez jeden list nie przestanę Cię nienawidzić. 


Listy | DrarryWhere stories live. Discover now