XIV

291 16 3
                                        

Katherina

Właśnie wróciłam ze szkoły. Myślałam o tej karteczce. Czy to miała być groźba? Chciałam pogadać o tym z mamą, albo kimkolwiek.  Ale postanowiłam powiedzieć o tym tylko Lucy i Leonardowi. Dziś mieli przyjść i chciałam im o tym powiedzieć. Co jeśli ktoś mi grozi? Albo im?

Musiałam odpędzić myśli, więc poztanowilam posprzątać dom. Dom był dwu piętrowy. Dosyć duży. Na parterze był mały korytarz, kuchnia, łazienka, wejście do piwnicy, i duży salon. U góry cztery sypialnie i dwie łazienki. Nie wiem po co.

Sprzątałam około dwóch godzin. Moi przyjaciele nie pojawili się jeszcze, więc postanowiłam iść na szybkie zakupy. Poszłam do pobliskiego supermarketu. Idąc, czułam na sobie czyiś wzrok. Strasznie niekomfortowe uczucie. Zaczęłam się rozglądać lecz nikogo nie zauważyłam. Kupiłam chipsy i żelki. Wyszłam ze sklepu nadal czując to dziwne palące uczucie.

Szłam i myślałam, czy nie zadzwonić do Lucy. Żałowałam, że nie pojechałam samochodem. Poczułam ucisk na nadgarstku. Odwróciłam się, za rękę trzymał mnie dobrze zbudowany mężczyzna. Nie widziałam jego twarzy.

-Hola hermosa mi jefe te necesita- nie wiem co powiedział, to był chyba hiszpański. Przestraszyłam się, miał na sobie komin i kaptur więc mało widziałam. Na szczęście nie złapał mnie mocno i udało mi się wyrwać i uciec. Nie biegł za mną, stał w tym samym miejscu. Nie wiem czy chciał mnie nastraszyć, czy to był jakiś głupi żart. Ale bałam się. Bardzo się bałam..

Wbiegłam do domu, napisałam Lucy, że ma się pospieszyć. Bałam się być sama. Weszłam do kuchni by napić się wody. Na środku był bukiet zwiędłych róż. I karteczka. Znowu.

„Te mataré, Katherina, si me suplicas clemencia, pero no tendré piedad de tu desgracia."

Straszne było nawet to, że było tam moje imię.
Lucy i Leonardo, weszli rzuciłam się na blondynkę.

-Boże Lucy! Umiesz hiszpański prawda?- zapytałam zdesperowana.

-Nie Kath, nie umiem. Coś się stało?- odpowiedziała i zapytała z troską.

-Ja... Dostałam listy.. Nie jestem pewna czy są po hiszpańsku. Dzisiaj idąc do sklepu spotkałam jakiegoś mężczyznę, złapał mnie za nadgarstek ale wyrwałam się i uciekłam. Wydaje mi się że mówił coś po hiszpańsku. Sama nie wiem.

-Czemu mówisz to dopiero teraz?- dodał Leo.

-Nie chciałam was obarczać moimi problemami. Sami macie swoje.- chciałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji.

-Obarczać? Napewno dobrze się czujesz?- zapytała Lucy.

-Po to się przyjaźnimy Kath.- wtrącił się Leo. Naprawdę dziękuję, że ich mam. Postanowiłam nie drążyć tego tematu. Uważałam, że to może być pomyłka, albo jakiś głupi żart. Przynajmniej chciałam...


Minął tydzień. Często czułam to dziwne uczucie, które nie było komfortowe. Chodziłam na treningi, i do szkoły. Żyłam normalnie. Dzisiaj poszłam na trening, i wyżyłam się na worku. Nie miałam ochoty na sparingi. Wróciłam do domu, odłożyłam torbę na kanapie i poszłam do kuchni. Wstawiłam wodę na herbatę i czekałam.

Po pięciu minutach już zaparzałam herbatę. Wypiłam ją, wzięłam prysznic i poszłam do łóżka. Myślałam kim i po co ktoś wysyła mi pogróżki.
W końcu zasnęłam. Z niewiedzą co się dzieje gdy śpię...

_________________________________

Witajcie kochani!
W końcu coś zaczyna się dziać! Ogólnie postaram się dodać do końca tego tygodnia jeszcze dwa rozdziały, a w wakacje będę chciała dodawać je jeszcze częściej!
Ogonie możecie się już domagając kim będzie osoba która zostawia pogróżki i grozi Kath, i napiszcie jak myślicie😝
Dziękuję za czytanie i jesteście wspaniali🤍!!

Without A Shadow Of Fear Where stories live. Discover now