Rozdział 3.

12.5K 1.1K 17
                                    

Po całym tym zdarzeniu na placu byłam na przesłuchaniu, otrzymałam "ostatnie" ostrzeżenie i odprowadzono mnie do pokoju, zakazując wyjść do końca dnia. Ucieszyłam się z takiej kary. Zyskałam dużo czasu na oddanie się myślom, które mimowolnie uciekały do czasów jeszcze sprzed ośrodka. Wtedy przemiany były dla mnie czymś naturalnym, a nawet długo wyczekiwanym. Niegdyś uwielbiałam te kilka sekund bólu, po których następowała upragniona ulga, a wraz z nią wolność.
Wystarczyło jedno wydarzenie, jedno słowo, kilka chwil, bym znienawidziła moją prawdziwą postać. Działałam pod wpływem strachu, kierował mną instynkt, jednak nie potrafiłam sobie wybaczyć tego, co zrobiłam. Nie da się wymazać z kart historii wydarzeń, które odcisnęły na nas swoje piętno. To byłoby zbyt proste. Szybko zapomnielibyśmy o tym, co nas naznaczyło. Stalibyśmy się kimś innym, kimś słabszym. Nie bylibyśmy odporni na kolejne, podobne sytuacje.
Wzięłam głębszy oddech, pocierając ramiona, na których pojawiła się gęsia skorka. Czy to z powodu moich myśli, czy przez podmuch chłodnego wiatru. Dopiero gorący prysznic pozwolił mi w pełni się uspokoić i zrelaksować.
Kilka minut później leżałam pod ciepłą kołdrą, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że te dwa nowe Obiekty, o których wspominała Mia, odegrają kluczową rolę w naszym planie. Być może dostawałam paranoi. Wciąż zastanawiałam się nad chorobą psychiczną, kiedy przez okienko w ścianie przeszedł brązowy szczur, który niemal tonął w stercie materiału.
- Nareszcie jesteś! - zganiłam go, zrzucając kołdrę z ramion. - Co tak długo?
Zwierzę zniknęło, a na łóżku z rozmachem usiadł - ubrany - Nick. Wyglądał świetnie, a jego skóra przesiąknęła zapachem trawy i kurzu.
- Na dworze była taka piękna pogoda, że nie mogłem tak po prostu wrócić - powiedział z bezczelnym uśmiechem na ustach.
- Nie cierpię cię - fuknęłam, przytulając się do jego torsu.
- Oczywiście... - mruknął, przewracając oczami. - Mogę cię o coś zapytać?
- Już to zrobiłeś. - Zaśmiałam się. Nick w odpowiedzi posłał mi mordercze spojrzenie, przez które zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej. On po prostu nie potrafił być poważny albo to do niego nie pasowało.
- Dlaczego nie chciałaś się zmienić? Wyładowałabyś złość i po wszystkim – wypalił, kiedy wreszcie zamilkłam.
Westchnęłam głęboko i zagryzłam wargi. Nie chciałam poruszać tego tematu, ale znając Nicka, nie odpuści, dopóki wszystkiego mu nie powiem. Zawsze bardzo się o mnie martwił, choć potrafiłam o siebie zadbać.
- To trudne do wyjaśnienia... - mruknęłam, uciekając od spojrzenia jego szarych oczu.
- Wiem o tobie więcej, niż ktokolwiek inny. Rozumiem cię lepiej, niż ty sama. Chyba możesz mi to wytłumaczyć – powiedział niemal błagalnie, kładąc dłonie na moich ramionach. Westchnęłam, niemo przyznając mu rację.
- Po prostu nie chcę zmienić się w potwora - wyrzuciłam, kątem oka widząc, że jego wzrok momentalnie stwardniał.
Chwycił moją twarz w dłonie i zmusił, bym na niego spojrzała. W jego oczach była determinacja, a ja nie wiedziałam, czy zaraz przyzna mi rację, czy skarci jak małe dziecko. Jednak myliłam się, zamiast tego powiedział:
- Miałaś piętnaście lat, nie panowałaś na mocami. To nie była twoja wina.
Jak zwykle wiedział, co mnie gryzło, a powiedział to z takim spokojem, że nie miałam siły, by się sprzeciwić. Poczułam jak łzy zakręciły się w moich oczach, nie chciałam, by je widział.
- Wyjdź, chcę zostać sama - poprosiłam, odsuwając się. Nie mogłam z nim rozmawiać i zachować jasności umysłu, kiedy był tak blisko mnie – zbyt szybko przyznałabym mu rację.
- Nie myśl o tym, bo to nigdy nie pomaga – doradził, po czym niezniechęcony przybliżył się, obejmując mnie ramieniem w pasie.
- To o czym mam myśleć? - zapytałam, spoglądając mu w oczy.
Posłał mi bezczelny uśmiech i dosłownie rzucił się na mnie. Chwycił moją twarz w dłonie i pocałował tak namiętnie, że rozpłynęłam się pod dotykiem jego miękkich ust. Dobrze wiedział, jak odciągnąć moją uwagę od problemów i rozterek. Nie ważne jak bardzo to było przyjemne, byłam wściekła na siebie za to, że zbyt łatwo mu uległam. Całowaliśmy się tak długo, dopóki nie brakło nam powietrza. Spojrzał na mnie z czułością i pragnieniem, tym samym sprawiając, że chciałam więcej. Jeśli można uzależnić się od dotyku, byłam narkomanką boleśnie potrzebującą Nicka. Chyba na tym polega miłość, prawda? Na pragnieniu uwagi i bliskości drugiej osoby?
- Teraz myśl o tym, że mnie nie cierpisz - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi.
- Co ty... - Ale zanim zdążyłam skończyć, szczur Nick przebiegł już przez okienko. - Hej! - krzyknęłam za nim i uderzyłam w metalową ścianę, powodując jej wklęśnięcie.
- Wybaczysz mi to - powiedział ze śmiechem.
Naładowana pożądaniem oraz wściekłością wpadłam do łazienki, odkręciłam zimną wodę i mogłam przysiąc, że słyszałam skwierczenie na skórze, kiedy lodowate krople uderzały o nią.
- Jesteś niemożliwy – mruknęłam kilka minut później, okrywając się kołdrą
- Teraz będziesz pragnęła mnie jeszcze bardziej – odpowiedział lekko stłumionym głosem. – Dobranoc.
- Dobranoc – mruknęłam, kończąc kolejny schematyczny dzień w ZOO.

~•~

Wszędzie wokół szalał ogień. Drzewa przypominały ogromne pochodnie, dym unosił się jak czarne chmury, a popiół pokrywał spaloną ziemię. Cała moja rodzina powstrzymywała wyniszczający żywioł. Las płonął, rozszerzając pasmo zgliszczy z każdą minutą. Otaczające mnie ruchome ściany czerwieni i pomarańczy oślepiały swoim blaskiem, a powodowany przez nie szum zagłuszał wszystko inne. Unosząc się pośród ognia, wchłaniałam go do swojego ciała. Robiłam wszystko, by go powstrzymać.
- Nie damy rady! – krzyknął mój bart. Nie zareagowałam, musiałam to skończyć. – Raven, ojciec czeka.
Znów nic. W końcu Michael złapał mnie za ramię i już chciał odlecieć, ale wyrwałam mu się.
- Nie zostawię tak tego! Wiesz, ile zwierząt zginie?! – krzyknęłam z wyrzutem. Podleciałam bliżej i kontynuowałam swoje zadanie.
- Raven, wracamy! – Dołączyła do nas moja mama. Jej wielkie skrzydła lekko przytłumiły płomień, ale ja nie dałam za wygraną.
- Zaraz do was dołączę, proszę! - szlochałam.
- Czekamy na skraju lasu. Masz kilka minut – zgodziła się, odlatując wraz z Michaelem. Obserwowałam jak dwie pary pomarańczowych skrzydeł znikają w kłębach dymu.
Nagle w powietrzu pojawiło się coś nowego – gęsta para. Nieznany zapach zaczął mnie paraliżować, dusić. Wylądowałam na ziemi i mocno machałam skrzydłami, by pozbyć się trującej mgły. Ciężko opadłam na spaloną glebę i spanikowałam. Zaczęłam szlochać i kaszleć. Zobaczyłam niewyraźne kształty pięciu osób, ubranych w wojskowe mundury. Ich twarze ukrywały upiorne maski z wielkimi pustymi oczami. Chciałam przybrać ludzką postaci, by nie dowiedzieli się kim naprawdę jestem, ale instynkt mi na to nie pozwalał. Temperatura była zbyt wysoka.
Nagle poczułam zimne łańcuchy, krępujące skrzydła. Szarpałam się, a mężczyźni podnieśli mnie na nogi. Warknęłam gardłowo, ale nic sobie z tego nie robili. Z krzykiem wyzwoliłam ogień, który pochłonęłam. Opadli na ziemię, jęcząc i wijąc się w agonii. Przerażona zrzuciłam łańcuchy i wzbiłam się w powietrze.
Wystrzał i palący ból w prawym skrzydle.
Pęd powietrza.
Uderzenie w twardą ziemię.
Widok moich bliskich ponad linią drzew.
I to wszystko w jednej sekundzie.
- Uciekajcie! - ryknęłam, szarpiąc się z napastnikami.
Strzykawka mignęła mi gdzieś w zasięgu wzroku, a po chwili obraz zmącił się. Opadałam z sił, tocząc walkę z nagłym zmęczeniem, które stopniowo zajmowało moje ciało.
Michael rzucił się w moim kierunku, ale ojciec zatrzymał go. Krzyczeli, ale słowa ginęły w ryku ognia i mgle dziwnej substancji krążącej w moich żyłach.
Ostatni raz zobaczyłam rodzinę.
- Zabiłaś czterech ludzi... - powtarzał jakiś głos. - Jesteś potworem, a tacy jak ty siedzą w klatkach!

~•~

Poderwałam się na łóżku obudzona zapachem dymu. Zaciśnięte gardło piekło mnie niesamowicie. Dopiero po chwili zobaczyłam przytrzymujących mnie strażników i lekarkę z pustą strzykawką po morfinie. Brałam gwałtowne oddechy i przymknęłam oczy. Szok spowodowany wspomnieniami nie pozwalał mi na jakiekolwiek emocje.
- Co się właściwie stało? - wykrztusiłam.
Psy puściły moje ramiona, zdjęły rękawice ochronne i cofnęły się, robiąc miejsce drobnej blondynce w białym kitlu.
- Miałaś zwykły koszmar. Już wszystko dobrze - powiedziała spokojnym, kojącym głosem. - Później podamy ci dodatkowe środki uspokajające. Prześpij się jeszcze. - Posłała mi szczery uśmiech i wszyscy wyszli z pokoju. Gdy tylko drzwi zostały zamknięte, poczułam silne ramiona Nicka obejmujące moje ciało. Jego zapach odpędził woń spalenizny nawet, jeśli nie była prawdziwa.
- Nie zdajesz sobie sprawy, jak się o ciebie bałem - szepnął, bujając mną lekko. - Chciałem ci pomóc, ale gdyby dowiedzieli się o przejściach... Tak strasznie krzyczałaś, to rozdzierało mi serce, a ja nie mogłem być przy tobie.
- Już jest dobrze. Nic mi nie jest - powiedziałam, wygładzając kciukiem jego zmarszczone czoło.
- Bałem się.
- Masz ładne oczy - mruknęłam, widząc, jak światło księżyca tańczy w jego srebrnych tęczówkach.
- Co ci zrobili? - zapytał podejrzliwie, marszcząc brwi.
- Jestem na morfinowym haju.
Zaśmialiśmy się i przez chwilę nic mnie nie obchodziło. Był tylko Nick.
- Mogę zapytać o twój sen? - zapytał, całując mnie lekko.
- Nie - odpowiedziałam stanowczo. - Idź już, bo nie ręczę za siebie! - rzuciłam ze śmiechem i zepchnęłam go z łóżka.
- Lubię, kiedy jesteś na haju - powiedział, podnosząc się z podłogi. - Śpij dobrze, rudzielcu. – Okrył mnie kołdrą, pocałował w czoło i niechętnie wrócił do swojego pokoju.
Minęło kilka minut zanim usłyszałam, że jego oddech stał się równy. Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na łzy. Ostatni raz płakałam, kiedy pakowali mnie do ciężarówki, trzy lata temu. Po przyjeździe do ZOO obiecałam sobie, że nie będę płakać. Jedna łza rodzi kolejną i następną, a to w niczym nie pomaga. Jedynie pokazuje słabość. A nawet jeśli byłam słaba, nie chciałam, by inni o tym wiedzieli.
To możliwe, że jedno wspomnienie wystarczy do załamania?

ZOO - ostatni ObiektOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz