Prolog

251 58 104
                                        

Ha! Wygrałam!

Spojrzałam na brata, nie kryjąc zwycięskiego uśmiechu.

– Młodsza jesteś, to i oczy masz zdrowsze – burknął.

– Wmawiaj to sobie, frajerze – zaśmiałam się krótko. – Może bym w to uwierzyła, gdybym nie czytała raportu dotyczącego twojej celności. Oczy masz świetne. Problem jest po prostu w tobie. – Wyprostowałam się z dumą. – Już nigdy ze mną nie wygrasz.

– Jest jeszcze wiele innych pojedynków, w których mam przewagę.

Wypowiedział te słowa na pozór lekceważącym tonem, jednak zbyt dobrze go znałam. Cokolwiek planował w swojej głowie, nie mogło mi się spodobać. 

Złapał mnie w pasie i pociągnął w stronę łóżka. Obrócił mnie na plecy, jednocześnie siadając nade mną okrakiem. Wiedziałam, co się zbliżało. Wydarłam się głośnym piskiem, zanim jeszcze rozpoczął moje tortury.

Wbił palce w moje żebra, przez co natychmiast wybuchnęłam śmiechem. Spróbowałam się wyrwać, uderzając go na oślep po torsie oraz twarzy, ale jedynie pogorszyłam swoją sytuację. Chwycił mnie za nadgarstki, unieruchamiając jedną rękę nad głową. Nie przejmował się delikatnością.

– Przestań! – pisnęłam, miotając się pod wpływem jego łaskotek. – Dosyć!

Z każdą kolejną sekundą odczuwałam coraz większe skurcze brzucha i dyskomfort spowodowany poczuciem bezradności. Mój śmiech zamienił się w spazmatyczny chichot wymieszany z niemożnością złapania tchu. W kącikach oczu poczułam pojawiające się łzy.

– Słychać was już z korytarza.

Usłyszałam roześmiany głos mamy, w następnej chwili dostrzegłam ją ponad ramieniem brata. Patrzyła na nas jak na najlepsze widowisko, kręcąc delikatnie głową.

No zakończ to już!

Piskiem zagłuszyłam sobie kolejne słowa mamy, dzięki którym męczarnie dobiegły końca. Philip puścił moje nadgarstki, na koniec czochrając mnie po włosach.

– Następnym razem zastanów się, kogo nazywasz frajerem, frajerko. – Puścił do mnie oczko.

Zszedł na podłogę, robiąc miejsce dla mamy, która pochyliła się i pocałowała mnie w policzek.

– Nie siedź za długo. Dobranoc.

– Pa, mamo.

Wyszła z pokoju, a ja spojrzałam na Philipa, oddychając ciężko.

– Nienawidzę cię.

– Kochasz mnie.

– Nienawidzę.

– Szkoda – skwitował. – Mam dla ciebie super prezent. Zaraz go zabiorę i nic nie dostaniesz.

– Kocham cię – ożywiłam się. – Co masz?

– Zobaczysz jutro – roześmiał się i skierował do drzwi. – O ile wstaniesz do czasu powrotu mamy. Karaluchy pod poduchy, Nellie!

Opadłam na łóżko, przecierając wilgotne od śmiechu oczy. Byłam wykończona przebytą batalią, ale również podekscytowana wizją jutrzejszego dnia.

Wtedy nie wiedziałam, że to wydarzenie będzie ostatnim.

Ostatni uśmiech.

Ostatnia chwila szczęścia na bardzo długi czas.

◊◊◊

Wraz z Cornelią liczymy, że spodoba się wam jej historia.

Miłego czytania! 

xoxo

Aleksandra

START TO SMILE | TOM IWhere stories live. Discover now