Lesson twenty one

5K 383 8
                                    

 24 kwietnia 2015 roku, przyjęcie na cześć Roberta Madisona

-A najmocniej chciałbym podziękować...

-Jakby mnie to obchodziło.- Luke wymamrotał przy moim uchu, na co uśmiechnęłam się szeroko i mocniej ścisnęłam jego rękę. Tak jak przewidziałam, przyjęcie było czymś w rodzaju stypy, tylko, że zamiast uczcić martwego miałam cieszyć się (a przynajmniej udawać, że się cieszę) z wygranej Grubaska. Wielka sala balowa wypełniona była gośćmi, na szczęście nie musieliśmy się wśród nich kłębić, bo staliśmy na balkonie, z którego idealnie widzieliśmy wszystko i wszystkich. Mogłam zobaczyć niedopinającą się koszulę Roberta, balony w rogach sali i na podłodze, radio na podeście "DJ'a" i piękne kreacje innych kobiet. Czułam się dziwnie w białej, prostej, przylegającej do ciała sukience, którą przewiązałam w pasie czarnym, szerokim paskiem. Na stopach miałam, zakupione wcześniej, czarne szpilki, a na szyi dyndał wisiorek, który dostałam od Luke'a. Udało mi się szybko pomalować paznokcie na czarno i zrobić perfekcyjny makijaż (jak nigdy!).

 Luke nie prezentował się gorzej, śmiem powiedzieć, że nawet lepiej ode mnie. Miał na sobie czarne, przylegające jeansy (tym razem nie były podarte), białą koszulę i marynarkę koloru spodni. Zmusiłam go, by do tego założył krawat i wyjściowe buty, nie Vansy.

-...bawcie się!- wykrzyknął mężczyzna z dołu, co wywołało aplauz. Po niespełna minucie z głośników popłynęły pierwsze takty "Ghost Town" Adama Lambert'a. Uśmiechnęłam się pod nosem i chwyciłam przyjaciela za rękę i pociągnęłam go na parkiet. Przedzieraliśmy się przez setki osób, aż- w sam raz na refren- znaleźliśmy miejsce. Luke nie protestował, gdy zaczęliśmy tańczyć coś, co miało przypominać taniec towarzyski w nieco bardziej modernistycznej wersji. Przyciągał mnie do siebie, a potem odpychał i tak w kółko. Gdy ponownie rozbrzmiał refren, za pomocą blondyna, zrobiłam kilka obrotów, a następnie wróciłam do Luke'a i przytuliłam do niego.

 Śmialiśmy się wesoło i tańczyliśmy przez następne dwie godziny. Kto by pomyślał, że to przyjęcie będzie takie udane?

 25 kwietnia 2015 roku, pokój hotelowy Luke'a i Luna'y

-Eee...prawda, czy wyzwanie?

-Nieee.- mruknęłam. Przewróciłam kolejną stronę jakiegoś pisemka, na którym nawet się nie skupiałam i czekałam na kolejne propozycje "zabaw" od chłopaka.

-Ciągle słyszę nie, a może w końcu powiesz tak?- zapytał, a ja się zaśmiałam.

-Nie sądzę, by to było możliwe.- zachichotałam ponownie. Chyba sprowokowałam tym Luke'a, bo rzucił się na mnie i zaczął łaskotać.- O Boże! Prz-przestań!- chichrałam się jak nienormalna. Prosiłam go, by przestał, kopałam, szamotałam się i wiłam, a gdy w końcu przestał, nie mogłam złapać oddechu. Chłopak zawisnął nade mną, gdy próbowałam się pozbierać. Czułam jego palący wzrok na twarzy, a następnie niemal płonące usta na swoich. Nie wiedziałam co się dzieje, ale odwzajemniałam pocałunek, który stawał się coraz zachłanniejszy z każdą chwilą.

 Muszę przyznać, że nigdy nie rozumiałam tego, co było pomiędzy mną a Hemmings'em. To zawsze była przyjaźń, a może nawet coś więcej. Wydawało mi się, że pomimo tak krótkiej znajomości, jesteśmy bliżej niż ktokolwiek inny na świecie. Gdy stał obok, czułam, że mogę na niego liczyć, byłam bezpieczna i szczęśliwa. Gdy mnie całował, przesuwał swoimi dużymi dłońmi po moim ciele, gładził włosy i przyciskał do materaca, nie mogłam oddychać. Nie było to spowodowane rzadkimi i krótkimi przerwami między pocałunkami, myślę, że to raczej było uczucie, którego opisać nie idzie słowami, czynami, niczym. To trzeba poczuć.

 Zarzuciłam mu ręce na szyję, gdy wymieniana czułość powoli stawała się delikatna, a zarazem pełna troski. Chłopak zacisnął uścisk na mojej talii i podniósł nas tak, że siedziałam na jego kolanach.

-Luna.- mruknął, gdy powoli rozłączyliśmy usta. Potarł kciukiem mój policzek, cały czas patrząc mi głęboko w oczy.- Chcę czegoś więcej.- wymamrotał, a ja przycisnęłam moje czoło do jego.

-Wiem.- wyszeptałam i potarłam nosem o jego nos.- Wiem.- powtórzyłam i położyłam obie ręce na jego barkach.

-A czy ty...

-Tak.- przerwałam mu i ponownie wpiłam się w jego słodkie, malinowe usta.

-Luno, lekcja dwudziesta pierwsza, nie zakładaj się ze mną.- szepnął i cmoknął moje czoło.

-Hm?- mruknęłam niezrozumiale, a on zachichotał, po czym założył mi kosmyk włosów za ucho.

-Mówiłem, że powiesz "tak".- uśmiechnął się triumfalnie, a zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku i jeszcze raz, delikatnie pocałował.

_____________________________

 LOVE IS IN THE AIR! xx

(PAMIĘTAM O DRAMIE)

Pamiętacie o mojej propozycji co do Nothing Wrong? Co o tym sądzicie? Może na serio powinnam zacząć to pisać?

50 things to learn| l.hemmings ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz