Rozdział 6

12 2 0
                                    

    Vasari przysypiał, jego powieki były coraz cięższe. Szum drzew otulał ciało mężczyzny, kołysząc je do snu. Ciężko mu było utrzymać się w siodle, tym bardziej że wyjechali o świcie. Cały dzień miarowe kołysanie konia wprowadzało fae w senny nastrój. Jego ciało nadal było zmęczone po ekscesach poprzednich dni. Dodatkowo miejsca, które jeszcze się nie zagoiły, co jakiś czas dawały o sobie znać. Z każdym nagłym bólem, Vasari prostował się w siodle, chcąc zminimalizować nieprzyjemne uczucie. W nocy nie spał prawie wcale. Nawet jeśli Lauren odstąpił mu łóżko, poczucie winy odnośnie Urd skutecznie odpędzało sen. Tej nocy wróciły do niego wszystkie dawno zapomniane wspomnienia i obrazy z tamtego okresu. Pół nocy wiercił się na posłaniu, przez co mógł przypuszczać, że jego przyjaciel też nie zmrużył oka. '

- Nie wierć się tak, zaraz spadniesz.

Zirytowany głos Laurentiusa dotarł do Vasariego, w momencie kiedy niebezpiecznie przechylił się w siodle. Ich droga miała być prosta, a przynajmniej ten fragment do miasta Tracer. Faktycznie jechali jednym szlakiem cały czas przed siebie, nigdzie nie skręcając. Dlatego właśnie Vasari przysypiał. Krajobraz był ten sam, zlewający się w jedno, a jednostajny ruch konia nie pomagał. Mężczyzna wyprostował się w siodle i starał się jak najlepiej utrzymać się w pozycji pionowej. Na horyzoncie zaczęły już majaczyć im pojedyncze budynki okalające mury miasta. Fae uśmiechnął się pod nosem, na widok jaki się przed nim rozciągał. Uwielbiał przebywać w Tracer wiosną i latem. Wtedy pobliskie sady, kwitły i z okna ratuszu, wyglądał niczym dywan obsypany niezliczoną ilością kwiatów. Zapach roznoszony przez ciepły letni wiatr, był wszędzie.

Dziś mury miasta były przyozdobione bluszczem i różnokolorowymi kwiatami. Nie było nigdzie widać nawet skrawka cegły. Na szczycie powiewały flagi w kolorach królestwa. Czarno-białe róże na tle granatu. Powiewały one też z każdego okna mijanego budynku, które również przystrojone były w bluszcz i kwiaty. Vasari zachłannie rozglądał się dookoła, poruszony odświętnym wystrojem miasta. W momencie zamiany był piąty dzień od rozpoczęcia lata, więc dziś wypadałyby urodziny Szamanki. Była to osoba, której Vasari nie znosił, podświadomie nawet się bał. Kobieta wyglądała, jakby niedawno wkroczyła w wiek młodzieńczy, mimo to żyła dłużej niż dynastia panująca obecnie w Naranii. Nikt nie wiedział gdzie i w jaki sposób się urodziła, ani kiedy przyszła na świat. Jej przeszłość była tak mglista, że straciła pewnie wspomnienia ze swoich młodzieńczych lat. Podporządkowała sobie całe królestwo i szczęśliwa siedzi w zamku przy boku króla.

Dopiero szturchnięcie w ramię i głos przyjaciela, wybił z rozmyślań mężczyznę. Nie zauważył nawet, jak ich konie przyspieszyły i zaniosły ich pod główną bramę.

- Zatrzymamy się przez chwilę w gospodzie Cztery Kąty. Zjemy coś i zdrzemniemy się. Jutro przed wschodem słońca opuścimy miasto.

Vasari skinął głową i zaciągnął kaptur letniej peleryny mocniej na głowę. Nie chciał ryzykować rozpoznania, tym bardziej że dziewczyna pochodziła z tych okolic. Rozglądał się wokół chłonąc świąteczną atmosferę. Nawet jeśli Szamanka nie była jego ulubioną osobą, to jej urodziny w innych miastach wyglądały po prostu pięknie. Nie mógł tego nie przyznać. Większość młodych dziewczyn już była odświętnie ubrana i paradowały w jasnych sukniach z wyszytymi białymi nićmi kwiatami jaśminu. Im bardziej jaskrawy kolor odzienia tym była większa szansa na znalezienie dobrej partii do małżeństwa. W tym dniu Szamanka daje błogosławieństwo oraz pomyślność każdej parze. Fae zacisnął pięści mocniej na lejcach, próbując nie przewrócić oczami. Brunet niemalże czytając mu w myślach, zagadał.

- Jak się czujesz z myślą, że dziś będziesz moją słodką dziewczyną?

Śmiech Laurentiusa stał się jeszcze głośniejszy, po zobaczeniu morderczego spojrzenia, jakie posłał mu Vasari. Nie podobało mu się nawet samo sugerowanie, że mogliby zostać uznani za parę. Jednak nie miał innego wyjścia. Potrzebował kogoś, kto pomoże mu w wędrówce. Dodatkowo brunet był w najbliższym kręgu generała, więc jego pojawienie się w zamku nie będzie aż tak podejrzane jak samotnej, obcej dziewczyny. Jechali głównym traktem, dzięki czemu nie musieli schodzić z koni, aby przedrzeć się przez tłum ludzi. Fae rozglądał się po mieście, chłonąc widok, jaki się przed nim rozciągał. Nie mógł sobie przypomnieć kiedy ostatnio chodził po uliczkach, nie będąc przy tym rozpoznanym. Każdy w królestwie wiedział, jak wyglądał. Mężczyzna cieszył się chwilowym spokojem od wszechobecnych szeptów na jego temat i licznych spojrzeń, za każdym razem jak kogoś mijał. Teraz nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi, co było nowym doświadczeniem po wielu latach.

On the other sideKde žijí příběhy. Začni objevovat