Rozdział 1

16 3 0
                                    

Vasari jęknął, przeciągając się na posłaniu. Jego głowa nieprzyjemnie pulsowała, co zrzucił na wczorajszy brak umiaru w piciu miodowego wina. Umysł mężczyzny był przyćmiony i z ledwością mógł wyostrzyć wzrok, by uchwycić elementy wystroju pokoju, w którym się znajdował. Przewrócił się na prawy bok i ponownie jęknął, tym razem z bólu, uświadamiając sobie, że prawy bok piecze go do żywego. Skonsternowany zmarszczył brwi i spojrzał w kierunku centrum jego dyskomfortu. Jego oczom ukazała się dłoń i to nie byle jaka, a kobieca. Zszokowany spojrzał niżej i dostrzegł lekko zaokrągloną klatkę piersiową i pasma czarnych niczym noc włosów opadających pomiędzy piersiami. Niżej udało mu się dostrzec suknie zakrywającą znaczną część nóg. Jednak mimo długiej sukni, nadal mógł zauważyć drobne stopy pozbawione obuwia. Wszystko, na co patrzył było okryte czarnym pyłem, fartuch przy odzieniu nosił ślady dłoni i palców, które z pewnością nie raz były oczyszczane jedynie przez materiał. Powoli jakby nadal śnił, dotknął swojej twarzy i z przestrachem stwierdził, że jego zarysowana szczęka i lekko zadarty nos zniknęły. Na ich miejsce pojawiła się delikatna zaokrąglona buzia z drobnym i prostym noskiem. W akcie paniki Vasari rozejrzał się w poszukiwaniu lustra. Kiedy dostrzegł rozbity kawałek, jego kąciki ust wykrzywiły się.

Już z daleka widział duże jasnoniebieskie oczy okalane gęsto rzęsami. Kiedy spojrzał nieco niżej w okolicach policzka, bezwiednie otworzył usta. Na lewym policzku widniał brzydki siniak rozciągający się od kości policzkowej po linię żuchwy. Delikatnie dotknął opuszkami palców miejsce krwiaka. Irytujący tępy ból przeszył całą twarz. Mężczyzna spojrzał ponownie na prawy bok i równie delikatnie co przy twarzy przejechał palcami po żebrach. Wywnioskował z tego dwie rzeczy. Po pierwsze, mógł policzyć bez problemu ile żeber posiada, co oznaczało niedożywione ciało dziewczyny. Po drugie ktoś skopał bezlitośnie to ciało dzień wcześniej, bo ból był nie do wytrzymania. Mężczyzna spróbował podnieść się o własnych siłach i z trudem ustał, podpierając się ściany. Lekko zamglonym wzrokiem rozejrzał się po całym pomieszczeniu. Surowe ściany z kamienia nie posiadały żadnych ozdób oprócz jednego smutnie wbitego haczyka na płaszcz przy drzwiach. Trzydrzwiowa komoda to był jedyny mebel, jaki znajdował się w pokoju. Nawet łóżka nie było, a za posłanie dziewczynie służył worek wypełniony słomą i dziurawy koc. Vasari westchnął z irytacji i wyprostował się dumnie. Przetrzepał z kurzu suknie dziewczyny. Która była uszyta z drażniącego skórę materiału w kolorze zielonym. Była bezkształtną breją, którą ratował niegdyś biały fartuch przepasany w pasie wstążką. Przeszedł dwa kroki, po czym upadł na kolana i z głośnym jękiem uderzył ciałem o kamienną podłogę. Zaklął soczyście, rozcierając uda, pozbywając się z mięśni tym samym chłodu, jaki panował w całej przestrzeni. Kolejną rzeczą, jaką zauważył to obłoczki pary wydobywające się z ust przy każdym głębszym wydechu. Zacisnął pięści na materiale i jego spojrzenie stało się bardziej przezroczyste niż wcześniej. Jego aura przyciemniała. Determinacja wypływała z niego każdą możliwą drogą. Ponownie podniósł się do pozycji wyprostowanej i przeszedł kilka kroków  w stronę komody. Uznając, że da radę się jakkolwiek poruszać, odetchnął z ulgą. Przeczesał palcami włosy i odrzucił je do tyłu. Przeszukiwanie komody wydawało mu się niestosowne, ale nie miał innego wyboru. Musiał znaleźć cokolwiek dodatkowo do ubrania, bo zamarznie, zanim wyjdzie z tego pomieszczenia. Jego myśli przerwał nagły łomot w drzwi. A wraz z głośnym dźwiękiem walenia w drewno, popłynął lekko zachrypnięty kobiecy głos.

-Cherine do cholery, już godzinę temu powinnaś dać jeść zwierzętom! Jeśli panicz się dowie, że zaniedbujesz swoje obowiązki, ponownie da ci nauczkę.

Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. "Cherine". Tak miała na imię dziewczyna. Rozkosznie. Założył pukiel włosów za ucho, a w głowie miał tylko jedną myśl. " Ma na imię Cherine". Potrząsnął głową, próbując się skupić. Donośny kobiecy głos przedzierał się do pomieszczenia i nieprzyjemnie wwiercał się w uszy, nie dając mężczyźnie chwili spokoju. Raźnym, jak na obolałe ciało, krokiem podszedł do drzwi i zamaszyście je otworzył. Przed nim stała starsza kobieta. Siwe włosy związała w kok na czubku głowy. Jej zmarszczki ozdabiały kąciki ust, skórę pod oczami i czoło. Dłonie miała ułożone na biodrach, a ciężar ciała przeniesiony na lewą nogę.  Jej twarz mieniła się frustracją i zgorzkniałością. Nie było nic przyjemnego w jej czarnych niczym węgiel oczach. Brak uśmiechu sprawiał, że twarz była surowa i nieprzyjemna do oglądania. Blizna rozciągająca się od kości jarzmowej aż po kącik ust szpeciły ją jeszcze bardziej. Vasari wyprostował podbródek i spojrzał na kobietę z irytacją i naturalną wyższością. Była to cząstka jego duszy, nieugięty, waleczny i zawsze stawiający na swoim. Te cechy mogły go kiedyś zgubić, jednak dopóki wierzy w siebie uznał, że nie zagrażają mu tak bardzo. 

On the other sideWhere stories live. Discover now