[ 12 ]

17 4 1
                                    

A MOŻE TAM PO PROSTU NIE PÓJDĘ?

Pantalone zaczynał się stresować. Specjalnie z Columbiną zwolnili się ostatnich piętnastu minut lekcji, by na szybko znów zrobić z niego dziewczynę. Tym razem jednak postawili na wygodę i nie dali mu sukienki, a spodnie. Na dodatek męskie, bo Columbina stwierdziła, że Dottore i tak nie zwróci na to uwagi. Największy problem mieli z założeniem stanika i wypchaniem go czymś tak, by nie był kompletnie płaski — skończyło się na tym, że Clarke wyciągnęła watę ze swojej pluszowej gąski kupionej nad morzem, dodając, że ma jej ją zwrócić w stanie nienaruszonym. Nawet się nie wykłócał.

— Ty chcesz mnie upodobnić do psa? — spytał, gdy Columbina wyciągnęła z szuflady szeroki choker, który, chcąc nie chcąc, faktycznie przypominał obrożę. — Ja się w tym nie uduszę?

— Nie, przecież ja sama to noszę na co dzień, debilu — mruknęła, próbując mu to zapiąć. Zadanie miała utrudnione przez przedłużone paznokcie. — I musimy ci ukryć jakoś jabłko Adama, bo inaczej twój Alvaro ucieknie, gdy tylko cię zobaczy.

— Nie polepszasz sytuacji, wiesz? Już Childe by sobie lepiej poradził — westchnął, odgarniając włosy z oczu. — Cholera, przecież Dottore mnie znienawidzi, gdy się dowie. Czemu ty nie możesz po nią pójść?

— Bo napisał mi, że chce się spotkać tylko i wyłącznie z tobą — odpowiedziała, wzruszając ramionami. — Jego kuzyn napisał, że próbował mu ją zabrać, by ją nam przekazać, ale Dottore go nakrył.

— Asmodeus?

— Mhm. Znasz go?

— To on stał przed nami w kolejce w sklepie. Wtedy, gdy kupowaliśmy tę suknię — wyjaśnił. — Chyba mnie rozpoznał.

Columbina dała mu jedną ze swoich bluzek — różową, odkrywającą brzuch. Czuł się w niej głupio, mimo tego, że miał jeszcze płaszcz zimowy, ale koniec końców założył na nią czarny sweterek z wyszywaną pajęczyną i podziękował dziewczynie za pomoc. Gdy wyszedł z jej domu, znów ogarnęła go lekka panika, więc wszedł z powrotem do środka, na co Columbina po prostu parsknęła śmiechem.

— Pójdziesz ze mną? — spytał. — Proszę.

— Okej, ale znikam, gdy tylko pojawi się Dottore.

Pantalone chciał się wykłócać, ale wiedział, że dziewczyna nie zgodzi się na zostanie przy nim aż do momentu pożegnania Dottore. Stwierdził, że lepsze to niż nic i po prostu kiwnął głową.

Droga do Zespołu Szkół Sumeru minęła im w ciszy, przerywanej jedynie przez ciche kaszlnięcia Columbiny. Wokół szkoły nikogo nie było, w sumie nawet ich to nie zdziwiło, bo trwała jeszcze lekcja. Śnieg skrzypił pod ich nogami i wpadał we włosy (Pantalone schował do kieszeni płaszcza swoje okulary, bo nie nadążał z wycieraniem ich), a Columbina zażartowała, że jeśli zbudują bałwana to w sumie będą mieli całą swoją ekipę w komplecie, bo Childe był w sumie takim trochę bałwanem. Pantalone się zaśmiał, ale był to śmiech trochę wymuszony. Serce biło mu tak, jakby miało zaraz wyskoczyć, a sytuacji nie polepszał fakt, że właśnie usłyszeli dzwonek na przerwę.

— Wyglądasz, jakbyś miał się zaraz rozpłakać — powiedziała Columbina. — Napisałam Dottore, że stoimy przed głównym wejściem.

— Columbina, nie.

— O, patrz, idzie do nas, więc to chyba czas na mnie — uśmiechnęła się lekko, po czym zaczęła machać. — Cześć, Dottore!

I sobie poszła, tak po prostu. Pantalone kątem oka spojrzał na Dottore i znów poczuł ten nieprzyjemny ucisk w klatce — nie dość, że chłopak mu się podobał, to jeszcze był ciągle okłamywany i myślał, że na balu maskowym poznał dziewczynę. Wszystko mogło się posypać w ułamku sekundy, jeśli nie będzie uważał na swój głos, Dottore zauważy jabłko Adama lub nagle pojawi się ktoś z Snezhnayi i go pozna. Zastanawiał się jak zacząć rozmowę, ale w końcu pierwszy odezwał się Dottore.

— To twoje, prawda? — spytał, wyciągając z kieszeni srebrną bransoletkę z zawieszką w kształcie kruka. — Mówiłaś, że jest dla ciebie ważna i zależało mi na tym, by ci ją oddać. Osobiście.

— Tak, jest moja. Dziękuję — uśmiechnął się lekko, wciąż czując narastający stres. — Jeśli to wszystko to ja może lepiej już pójdę...

— Czekaj! — Dottore chwycił go za rękę, gdy zdążył zrobić jeden krok w stronę bramy. — Wiem, że mówiłaś, że nie możesz zaczynać relacji romantycznych, ale... Może dałabyś się zaprosić chociaż na jakąś kawę?

— Okej — powiedział, nim zdążył przemyśleć propozycję. Bawił się palcami, stojąc przed chłopakiem i zastaawiając się jak mógłby się pożegnać, aż w końcu znów usłyszeli dzwonek, tym razem na lekcje. Spojrzał na Dottore, który wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale tym razem to Pantalone zadziałał jako pierwszy. Położył mu dłonie na karku, zmuszając, by się pochylił i cmoknął w policzek, rumieniąc się jak dorodny pomidor. — Do zobaczenia, Dottore.

— Do zobaczenia...

— Pantalone — dodał, uświadamiając sobie, że nigdy nie podał mu swojego imienia. Dottore uśmiechnął się szeroko.

— Do zobaczenia, Pantalone.

I pobiegł w stronę szkoły, prawie wpadając na drzwi. Ktoś przy bramie zaczął cicho klaskać i pokasływać. Odwrócił się i zobaczył Columbinę w naprawdę dobrym humorze.

— Przecież mówiłaś, że nie zostaniesz.

— Po prostu chciałam dać ci swobodę w rozmowie. Nie pocałowałbyś go przy mnie.

— To był tylko buziak w policzek.

— Pantalone, dla ciebie, i dla niego pewnie zresztą też, to był buziak w policzek.

I Columbina Clarke jak zwykle miała rację — dla Pantalone to był buziak w policzek. Poczuł, że zaczął rumienić się jeszcze bardziej.

———
hej, ja żyję, tylko że najpierw straciłem wenę, a potem zgubiłem zeszyt z planem wydarzeń do tego ff XD ale teraz już chyba wszystko będzie dodawane w miarę systematycznie

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 09 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

kopciuszek zgubił pantofelka. ▬ dottoloneWhere stories live. Discover now