[ 9 ]

24 2 0
                                    

PANTALONE ZACZYNAŁ SIĘ STRESOWAĆ. Choć nikt na niego nie patrzył, czuł na sobie wzrok wszystkich osób zebranych w sali. Oczami wyobraźni widział, jak wskazują na niego palcami i nazywają pedałem, choć kompletnie nikt tak nie robił. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Nikt z wyjątkiem Columbiny i Tartaglii, którzy stali obok niego.

Na końcu pomieszczenia była scena, na której stała dyrektorka Sumeru oraz najprawdopodobniej jej córka, bo były do siebie naprawdę podobne. Te same białe włosy i te same duże, zielone oczy, które jeździły swobodnie po całej sali, chyba czekając, aż wszyscy się zbiorą. Oprócz nich, stała tam też jakaś niska brunetka z włosami do ramion, ubrana w ładną i prostą sukienkę w kolorze różowym. Trzymała w rękach mikrofon oraz plik kartek.

— Po prostu spróbuj się dobrze bawić — powiedziała do niego Columbina, gdy dyrektor Rukkhadevata zaczęła coś mówić. — Nie wiem, poderwij kogoś, spoliczkuj, cokolwiek. I tak nikt cię nie pozna.

— Jak mam kogoś poderwać, skoro wszyscy myślą, że jestem kobietą?

— O to chodzi.

Pantalone nie wiedział o co chodzi dokładnie, ale nic więcej już nie powiedział. Brunetka stojąca na scenie została przedstawiona jako Elodie, przewodnicząca szkoły i poproszona o wygłoszenie przemowy. Wszystko czytała z przygotowanego wcześniej tekstu — dowiedzieli się między innymi tego, że przez najbliższą godzinę światło na sali będzie włączone, by mogli w spokoju coś zjeść, a potem wyłączone, by już do końca imprezy bawili się na parkiecie. Dla Pantalone każda chwila spędzona przy włączonym świetle była koszmarem, toteż westchnął, a Tartaglia poklepał go nieśmiało po ramieniu.

— Mam nadzieję, że będzie coś słodkiego — powiedziała z kolei Columbina. — Mam ochotę na jakieś bezy lub chałwę... Albo na mascarpone.

Pantalone nawet nie zarejestrował momentu, w którym usiedli do jednego ze stołów, ani tym bardziej, gdy minęła godzina. Ciągle czuł na sobie czyjś wzrok, ale nie potrafił stwierdzić czyj dokładnie, w końcu oprócz Columbiny i Tartaglii w okolicy nie było nikogo znajomego.

Brunetka praktycznie od razu po zgaszeniu świateł gdzieś zniknęła z jakimś chłopakiem, a Tartaglia zaczął wpatrywać się w stół, gdzie większość siedzących tam to byli uczniowie Inazumy. Nie wiedział co aż tak przykuło uwagę jego przyjaciela, ale postanowił mu nie przeszkadzać. Zamiast tego, zaczął miętolić w dłoni swoją bransoletkę od babci.

— Idę do łazienki — oznajmił po chwili, odchodząc od stołu, a Childe kiwnął głową.

W końcu Pantalone zniknął w mroku korytarza szkolnego, szukając toalety. Odruchowo chciał wejść do męskiej, ale przypomniało mu się, że nie mógł, chociażby ze względu na fakt, że miał udawać kobietę.

W łazience nie było nikogo, z czego się ucieszył. Mógł w spokoju umyć dłonie i chwilę pobyć sam na sam ze swoimi myślami. Czuł, że jego bateria społeczna jest na wyczerpaniu i musiał ją naładować chociaż trochę, by móc wrócić na salę i się nie popłakać. Gdy spojrzał w lustro, musiał przyznać, że Columbina naprawdę ładnie go pomalowała. Przez założoną maskę nie widział całkowitego efektu, ale wolał jej nie zdejmować z obawy, że ktoś wejdzie i go zobaczy. Wtedy na pewno miałby przejebane w swojej szkole.

Gdy wyszedł, zderzył się z kimś, kto pachniał truskawkami i wanilią. Był to chłopak, mniej wiecej w jego wzroście, z jasnoniebieskimi włosami i czarną koszulą. Miał na sobie też zwykłą, niebieską maskę oraz lekki uśmiech, jakby właśnie spełnił się jego jakiś cel w życiu.

— Przepraszam — powiedział Pantalone, starając się brzmieć tak kobieco, jak tylko potrafił. Uśmiech chłopaka się powiększył.

— Wybaczę, jeśli ze mną zatańczysz.

kopciuszek zgubił pantofelka. ▬ dottoloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz