5.Drużyna //James//

112 10 13
                                    

Słyszałem jakiś ruch w dormitorium. Ktoś odsłonił okna, z których zaczęło rozlewać się po pokoju światło. Zmrużyłem oczy, osłaniając się rękoma przed uciążliwymi promieniami słońca. Za chwilę bordowa zasłona, została odciągnięta, a moja kołdra zwleczona ze mnie. Drgnąłem, szukając jej ręką. Po nieudanej próbie odnalezienia mojej miłości numer jeden mruknąłem coś niezrozumiale pod nosem i przewróciłem się na drugi bok. Osoba, która stała nade mną gdzieś poszła. Już myślałem, że dalej będę spał spokojnie, kiedy jakaś dłoń zacisnęła się na mojej kostce, a zaraz po tym zostałem pociągnięty i spadłem z łóżka.

- KURWA SYRIUSZ — wrzasnąłem na niego, pocierając obolałą głowę, w którą przy "budzeniu" uderzyłem się. Ten tylko niekontrolowanie zaczął się śmiać. - Chuja widzę, daj, chociaż okulary...

- No już się tak nie wściekaj, kusiło przecież — powiedział, podając mi okulary, które od razu założyłem. - Poza tym przynajmniej w końcu się obudziłeś — wyszczerzył się do mnie i pomógł mi wstać.

- Podziękuje za takie pobudki...żebyś ty się czasami nie obudził, zwisając do góry nogami z różowymi włosami — na te słowa zrobił minę, jakbym właśnie powiedział, że go zabije.

- OD MOICH CUDOWNYCH WŁOSÓW SIĘ ODWAL — pogładził je czule, wręcz matczynym gestem, na co się zaśmiałem.

- Bardzo cudownych Syri, ale czasami myślę, że kochasz je bardziej ode mnie — mówiąc, to Remus (już przebrany z piżamy) przytulił się do Syriusza, który również jak Lunatyk, był ubrany, a jego charakterystyczna skórzana kurtka lśniła w słońcu. - Poza tym powinniśmy już iść na śniadanie. Zanim Syriusz cokolwiek odpowiedział, wtrąciłem się, mówiąc:

- Wy idźcie ja za chwilę przyjdę-wziąłem jakieś ubrania i poszedłem do łazienki. Usłyszałem jeszcze parę słów z ich rozmowy, zanim wyszli z dormitorium.

Spojrzałem w lustro, już się nie uśmiechając. Miałem dużo spraw na głowie. Dzisiaj miałem zorganizować testy sprawnościowe, które miały na celu wybranie nowych zawodników do drużyny gryfonów. Wypadło trochę osób, ponieważ skończyły one już Hogwart. Do tego obowiązki prefekta, patrolowanie korytarzy, przynajmniej już bezkarnie...no i oczywiście Regulus... Musiałem z nim jeszcze raz porozmawiać. Obserwowałem go przez ostatni tydzień i próbowałem złapać na korytarzu, ale zawsze mi umykał. Był jak duch. Raz pojawiał się w zasięgu mojego wzroku, a kiedy przeniosłem go na coś innego, ten znikał jak dym ulatujący z ogniska we wszechświat. Skoro nie dawał mi szansy na normalne spotkanie się z nim, to będę musiał to jakoś wykombinować.

Przebrałem się w swoje normalne ciuchy i wyszedłem z łazienki. Uśmiechnąłem się na myśl tego dnia. Tym razem mi się uda. Na pewno. Opuściłem dormitorium, mijając różnych uczniów. Nie chciało mi się jakoś szczególnie schodzić po tych schodach, więc zjechałem po ich poręczy na dół. Oczywiście parę młodszych gryfonek się na mnie popatrzyło, po czym zaczęły między sobą szeptać i chichotać. W pewien dziwny sposób schlebiało mi to. Byłem obiektem westchnień niejednej dziewczyny, ale moje uczucia i myśli należały do kogoś innego.

Puściłem się biegiem do Wielkiej Sali, by zdążyć cokolwiek zjeść i może akurat wpaść na młodszego Blacka. Moje rozwichrzone włosy miotały się na wszystkie strony, a parę kosmyków co chwila spadało mi na oczy. Wpadłem przez drzwi i od razu rozejrzałem się po pomieszczeniu. Przy stole ślizgonów nigdzie nie dostrzegłem czarnej czupryny. Rega tu nie było... Podszedłem do Remusa i Syriusza, którzy już w najlepsze jedli. Syriusz wsuwał jakieś parówki, a Luniek swoje słynne tosty. Niedaleko nich siedziały dziewczyny. Evans krzątała się wokół młodszych dzieciaków. Wzięła sprawowanie obowiązków prefekta za strasznie poważną sprawę. Marlene przytulała się do swojej dziewczyny, a Mary wodziła wzrokiem za Lily...? Nie, przywidziało mi się coś.

Last year//JEGULUS//Where stories live. Discover now