2.Przeklęty Potter //Regulus//

127 14 3
                                    

Wyminąłem go szybko. Nie chciałem z nim się konfrontować. A na pewno nie teraz kiedy jestem...nie. Nie rozczulaj się nad sobą. Jesteś tym, czym cię stworzyli rodzice. Po prostu. Jesteś taki jaki powinieneś być. Chłodny, obojętny, ironiczny, małomówny, nieufny, oschły. Z odpowiednią wagą, wzrostem, nazwiskiem. Black. Nazwisko, które właściwie zniszczyło mi życie. Rodzice od zawsze wymagali ode mnie perfekcji. Tej pierdolonej perfekcji, której nie umiałem uzyskać w żaden sposób. Czasami żałuje, że się urodziłem.

Syriusz się odnalazł, ma szczęśliwe życie. I mnie zostawił. Porzucił na pastwę losu z rodzicami. Wie, co się dzieje, a nawet nie raczy głupiego listu napisać, zainteresować się, spytać. Nic. Dla niego też jestem nikim. Tak samo, jak dla reszty jego przyjaciół. Dla matki jestem eksponatem, porcelanową lalką, która ma za zadanie nie przynieść wstydu rodzinie. Dla ojca nie istnieje, traktuje mnie jak powietrze, albo mówi coś sporadycznie tak, by matka nie zauważyła.

Dobiegłem do właściwego przedziału i usiadłem koło Pandory, która robiła coś na szydełku. Ręcznie, ściślej rzecz biorąc. Podniosła wzrok znad robótki i spojrzała na mnie, mówiąc tym swoim delikatnym głosem:

- Wszystko w porządku? - odłożyła włóczkę i coś, co przypominało szalik. Chwila ciszy między nami nawiązała się, a gdy miałem już mówić, o co chodzi, to się odezwała- Rozumiem, nie musisz mówić - uśmiechnęła się lekko i puściła mi spojrzenie pod tytułem "Ja wiem". Doskonale wiedziałem, że ona czuje to, co ja. Dogadywaliśmy się bez słów. One były dla nas zbędne. Niepotrzebne.

Barty był nadal na spotkaniu prefektów. Evan spał, a Dorcas była u swoich koleżanek gryfonek i swojej dziewczyny Marlene Mckinnion. Wszystko przebiegało spokojnie, a ja mogłem wrócić do moich myśli.

Powinienem nauczyć się zaklęcia gojącego i znaleźć jakiś lepszy korektor. Wiecznie nie będę siniaków i blizn zakrywał bluzą. A zaklęcie gojące przyda się na później. Oprócz pozostałości po metodach wychowawczych (o ile można je tak nazwać) mojej matki, miałem główny problem. Nienawidziłem się za to tak bardzo...nienawidziłem tego, że byłem aż taki słaby. Że nie umiem postawić się rodzicom. Mruknąłem do Pandory, że idę do toalety na chwilę i zniknąłem za drzwiami przedziału.

Wzdłuż korytarza nikogo nie było. Rozglądnąłem się i skierowałem swoje kroki w kierunku, w którym zmierzałem. Usłyszałem z oddali śmiech młodszych ode mnie ślizgonek, więc czym prędzej zamknąłem się w ubikacji. Wyciągnąłem różdżkę z kieszeni i machnąłem nią, cicho wymawiając zaklęcie wyciszające.

Ściągnąłem przydużą bluzę i popatrzyłem od razu na moje przedramiona. Delikatna mlecznobiała skóra teraz okraszona cienkimi, jak igiełki bliznami, świeciła się w blasku lampy. Na drugim przedramieniu było znacznie gorzej. Blizny tam były bardziej rozległe, ułożone w pewien kształt. Był on smukły, z paroma wybrzuszeniami i zawijasami. Próbowałem wyciąć ten cholerny Mroczny Znak, ale moje działania szły na marne. Nie potrafiłem. Zastanowiłem się nad tym, co powinienem zrobić...przecież znienawidzą mnie jeszcze bardziej.

Z moich rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi i wesoły głos osoby za nimi. Zignorowałem to, ale pukanie nie ustawało, wręcz przybrało na sile. W końcu cofnąłem zaklęcia. Nie przewidziałem jednak, że od razu wparuje tu ta osoba. Osoba, której jakoś nieszczególnie chciałem widzieć.

Roztrzepane, brązowe włosy, opadające na czoło. Wiecznie przekrzywione okulary i luźno zawiązany krawat. James Potter we własnej osobie. Odruchowo zaciągnąłem pospiesznie na siebie bluzę, by nie zauważył co mam na rękach. Lecz - o zgrozo - jego błysk w oku przygasł i spojrzał na mnie z litością. Rozważałem jakie szanse mam na ucieczkę, ale były one co najmniej zerowe. Pozostało mi tylko stanie przed nim i oczekiwanie na rozwój sytuacji.

- Reggie... - powiedział delikatnie, jakby miał obawę, że się złamię od mocniejszego tonu głosu.

Mnie tymczasem wmurowało. Ostatnio mnie tak nazywał, jak miałem...13 lat? W moich oczach zaszkliły się łzy, które szybko wytarłem rękawem. Podszedł do mnie blisko i objął ostrożnie. Nie cofnąłem się. Nie wiem dlaczego. Nie lubiłem cudzego dotyku. Nie lubiłem..no może bardziej nie przepadałem. Wtuliłem się w niego, jak małe dziecko i załkałem. Czułem, że robi kółka ręką po moich plecach, bym się uspokoił. Tłumione emocje puściły. W końcu przestałem płakać i odsunąłem się od niego szybko.

- Powiedz mi, co się dzieje. Nawet jeśli nie ufasz mi, to powiedz komukolwiek. Będzie wtedy lepiej - tłumaczył spokojnie, a ja nadal wpatrywałem się w niego i myślałem nad tym, co powiem.

- Nie mogę. Doskonale wiesz, że nie mogę, więc nie naciskaj. Urwał nam się kont-

- No właśnie, urwał. Nie pomyślałeś, że chcę to naprawić? Nawet nie wiem, czemu się odsunąłeś.

- Bo może miałem pieprzony powód? - warknąłem, już wkurwiony. Podnosił mi już lekko ciśnienie.

- A jaki to był powód? Regulus...proszę cię..

- Nie. Daj mi spokój. Najlepiej leć do mojego brata i o mnie zapomnij - powiedziałem łamiącym się głosem. Wtedy mnie przepuścił w drzwiach. Popatrzył na mnie i cicho obiecał:

- Nigdy nie zapomnę o tobie, nie wiem, co sobie myślisz, ale cię nie zostawię. Nie tym razem. Słowo huncwota.

Kiedy przechodziłem koło niego, mruknąłem ciche "Powodzenia" i "Dziękuję". Poszedłem stamtąd, zostawiając go samego. Wiedziałem, że tymi dwoma słowami dałem mu znak, że gra się rozpoczęła. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Zapowiada się niespokojny rok, zwłaszcza z nim. Przeklęty Potter.

Last year//JEGULUS//Where stories live. Discover now