3. Stacja Hogsmeade-Hogwart //Barty//

108 11 7
                                    

Patrolując pociąg, rozmyślałem nad tym spotkaniem. Nie spodziewałem się, że zostanę prefektem naczelnym. Ojciec będzie w końcu dumny. Dosyć dużo ode mnie wymagał. Bo przecież syn szanowanego urzędnika w Ministerstwie Magii nie może być nieudacznikiem. Pod względem nauki byłem najlepszy na roku. Sporty? Żadna trudność. Zarządzanie? Stanowisko prefekta przydzielone. Wybrana przyszłość? Wyłącznie pokierowana przez ojca. Uczucia? Tutaj byłem nieudacznikiem. Nie potrafiłem ich okazywać. Były dla mnie obce. Dziwnie się czułem, nawet kiedy ktoś mnie przytulał. Nie było to dla mnie normalne, ale to nieważne. Na pewno nie teraz.

Zauważyłem, że krajobraz za oknem zaczął się zmieniać. Okoliczne lasy stały się bardziej gęste, a mgła wokół dała znać o kiepskiej pogodzie. Niebo było pochmurne, prawie czarne, a deszcz lał nieprzerwanie. Wszystko było jakieś przygnębiające, ale zarazem intrygujące.

Nadchodziły zmiany i to duże zmiany w świecie czarodziejów. Mój ojciec nadal wypierał tę wiadomość. Uznał, że to są zwykłe brednie ludzi. Ja tak nie uważam. Czarny Pan wzrastał w moc z każdym dniem. Słyszałem to i owo na Nokturnie...wszyscy są zaniepokojeni. Kolejni czarodzieje znikają. Ministerstwo za to wszystko zamiata pod dywan.  Nie chcą wywołać paniki, ale co to da? Skoro już panikują? Zacznie się rewolucja. Zgodnie z ideą Czarnego Pana, chce on oczyścić społeczeństwo ze szlam i mieszańców. Coraz bardziej fascynowała mnie ta sprawa. Czysta krew to coś, co jest z pokolenia na pokolenie mniej spotykane, rzadkie. Jest ona odznaczeniem człowieka od zwykłych mugoli. Jest czymś lepszym.

Z tej gonitwy myśli wyrwało mnie pukanie w szybę. Przechodziłem już koło przedziału, gdzie siedzieli moi przyjaciele? Tak, raczej tak mogę ich nazwać. Zza drzwi wychylała się blond czupryna. Niektóre niesforne kosmyki opadały mu na czoło, które nieumiejętnie, dmuchaniem ustami, próbował odgarnąć. Uśmiechnąłem się lekko i wszedłem do przedziału.

- A wy co? Nie w szatach? - zapytałem, śmiejąc się cicho.

- Och daj no spokój, zdążymy — powiedziała Dorcas, odwracając wzrok od okna i przekładając swoje długie włosy przez ramię. Obecnie były całe w warkoczykach, najprawdopodobniej zrobione przez jej dziewczynę.

- No właśnie. Poza tym, co nas pouczasz, jak sam nie jesteś w szacie? Hm? - zawtórował jej Evan.

- Bo jak widzisz Evs, ja na razie nie muszę być w szacie-specjalnie użyłem tego przezwiska. Popatrzyłem na niego chwilę dłużej, na co ten spiekł buraka. Przysunąłem się w jego stronę i nachyliłem się, szepcząc — Chociaż ty to byś mnie wolał bez niczego — ten tylko na te słowa zarumienił się mocniej i odepchnął mnie lekko.

- Przynajmniej to nie ja tu rozbieram wzrokiem przyjaciela — odszepnął mi.

Takie zagrania były już u nas normą. Filtrowanie na porządku dziennym i chociaż dla innych wydawało się, to trochę dziwne dla nas było normalne. Bo przecież to tylko żarty, prawda?

                                                                                    ***

Siedzieliśmy wszyscy spokojnie już przebrani w szaty. Jakoś zmotywowaliśmy się, by je ubrać. Evan nawijał o tym, co robił w wakacje, Dorcas malowała sobie paznokcie, Pandora siedziała jeszcze na swoją robótką, brakowało tylko...

- REGULUS — krzyknął w pewnym momencie głos na korytarzu. Wychyliłem się sprawdzić, co się dzieje, reszta poszła za mną. Głos ten był strasznie...rozpaczliwy. Mignęły mi przed oczami dwie czarne głowy. No tak. Bracia Black, kto by się spodziewał.

- Kurwa mówiłem byś się ode mnie odpierdolił. Czego nie rozumiesz? - spytał już lekko wzburzony Reg. Jego wzrok rzucał nienawistne błyski. Po chwili odepchnął od siebie brata, minął nas i wbiegł do sąsiedniego przedziału, który był pusty.

Pandora prawie od razu pobiegła za nim i zapukała do drzwi. Ja natomiast podszedłem do starszego Blacka. Wyglądał, jakby niedawno płakał. Jego makijaż był lekko rozmazany, za to reszta nadal na nim dobrze leżała. Koszula była trochę rozpięta, a krawat luźno zwisał na szyi. Odwieczna, skórzana kurtka była przewieszona przez ramię, a jego czarne spodnie tworzyły elegancką całość z resztą ubrań.

- Black. Albo w tej chwili wracasz do swojego wagonu, albo odejmę punkty Gryffindorowi i załatwię ci szlaban. Zostaw Regulusa w spokoju, a jak chcecie gadać, to nie tutaj — powiedziałem oziębłym tonem. Ten tylko na mnie popatrzył ponuro. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale ostatecznie je zamknął i poszedł.

Zza okien było już widać zarysy zamku. Po chwili zauważyłem, że Pandora wychodzi wraz z Regiem z tamtego przedziału. Nadal był w normalnych ciuchach. Wydawało mi się przez chwilę, że nawet schudł...ale to niedorzeczne. Nie miał powodu. Zawsze był szczupły. Zaprowadziliśmy go do naszego przedziału. Usiadł i tylko odpowiadał zdawkowo na nasze pytania. Uznaliśmy, że trzeba mu dać czas..to może w końcu powie, co się takiego stało dokładnie. Zaczęliśmy zabierać swoje bagaże. Spojrzałem znowu przez okno. Na szczęście przestało padać.

Pociąg powoli zwalniał. Po chwili całkowicie się zatrzymał na stacji. Z wagonów zaczęła się wylewać masa uczniów z różnych domów. W oddali było słuchać głos gajowego, który zbierał przestraszonych pierwszoroczniaków wokół siebie. Jak co roku po starszych uczniów przyjechały powozy, które ciągnęły się same. Wysiedliśmy i skierowaliśmy się w stronę jednego z nich. Zaintrygowani drugoroczni przyglądali się pojazdom i szeptali między sobą. Niedaleko nas szła grupka gryfonów na czele z Potterem. Śmiał się głośno, a kiedy zwrócił roziskrzony wzrok na nas, puścił oczko i wsiadł do powozu z resztą swoich przyjaciół. Obejrzałem się i dostrzegłem, że na policzki Rega wpływa szkarłatny rumieniec. A więc to tak...wiedziałem.

Wsiedliśmy do powozu po kolei. Znowu zaczęły się rozmowy i delikatne śmiechy. Dorcas wróciła do poprawiania swoich paznokci i gadała z Pandorą, która czytała jakąś mugolską gazetę. Regulus studiował zaciekle jakąś książkę, a od czasu do czasu coś wtrącał do rozmowy. Evan natomiast położył głowę na moim ramieniu i nadal opowiadał, co się zdarzyło i komentował ostatni mecz Quidditch'a. Wszystko przebiegało spokojnie. Z innych powozów też dobiegały różne strzępki rozmów. Po trzydziestu minutach ujrzeliśmy już tak dobrze nam znaną bramę. Hogwart.

Last year//JEGULUS//Where stories live. Discover now