Rozdział 7 ~ To nie jest miejsce na szkolne romanse

14 1 0
                                    

Następnego dnia, kiedy weszłam do szklarni na zielarstwo, natrętny puchon już na mnie czekał. Przewidując jego zamiary, stanęłam po drugiej stronie pomieszczenia. Profesor Sprout jeszcze się nie pojawiła, więc nie trzeba było dobierać się w pary.

Chłopak miał chyba inne zdanie, bo zaczął się przepychać między uczniami, żeby do mnie dotrzeć. Zdenerwowana, zaczęłam lekko podrygiwać nogą. Tak bardzo nie chciałam znowu z nim pracować!

Przełknęłam ślinę widząc, że dzielą nas już tylko dwie grupki ślizgonów. Miałam ochotę uciec, jak najdalej od szklarni i od tych okropnych zajęć. Nigdy nie sądziłam, że tak znienawidzę zielarstwo, ale puchonowi udało się mnie do tego przekonać.

Nagle, jakimś cudem, przed moimi oczami mignęła blond czupryna Cassy.

- Hej! Czy... Masz ochotę może ze mną dzisiaj pracować? - spytała mnie dziewczyna, lekko przegryzając dolną wargę ze stresu. Odetchnęłam z ulgą.

- Jasne! Tak! Chętnie - zgodziłam się szybko. Sorry puchonie, nie tym razem.

Jednak oczywiście chłopak nie wiedział, co się wydarzyło parę sekund wcześniej i musiał do mnie podejść.

- Cześć Aljanah! Jesteśmy razem w parze? - krzyknął, czerwieniejąc na twarzy.

- Oj przepraszam kolego, ale dzisiaj będę z Cassy - odparłam, rozkładając ręce. Twarz blondyna momentalnie nabrała jeszcze głębszych odcieni czerwieni.

- O, umm... - zawahał się. - Nie ma sprawy. I tak tylko... Mam na imię Benny.

- Miło poznać Benny - miałam ochotę zaśmiać mu się w twarz. Czułam się źle, ale z drugiej strony... BENNY był bardzo nachalny.

- Kto to? - zainteresowała się McConnor, kiedy puchon odszedł.

- Jak widać Benny. Przystawia się do mnie od kilku lekcji i nie rozumie, co to znaczy nie. Już mu nawet wcisnęłam, że mam chłopaka, ale jak widać, nie zadziałało - przewróciłam oczami, a ślizgonka zachichotała.

Chwilę później do szklarni weszła Pomona Sprout. Wyjaśniła, że będziemy dzisiaj przesadzać Kłaposkrzeczki. Skrzywiłam się. Trochę czytałam o tych roślinach i wiedziałam, że oznaczało to sporo hałasu. Spojrzałam jednak na Cassy, która dosłownie promieniała.

- Niby co cię tak cieszy?

- Słuchaj Aljanah ogarniemy wszystko raz dwa! Już miałam dużo doczynienia z tymi roślinami i trzeba po prostu zadbać o to, żeby było im wygodnie, bo one na wpół odczuwają i ból, i rozkosz - dziewczyna prawie skakała, a ja pokręciłam głową.

- Ty serio masz świra na tym punkcie - powiedziałam, a blondynka zaśmiała się lekko.

***

Następną lekcją były eliksiry. Zmęczona, zajęłam miejsce w pierwszej ławce, gdzie nie było jeszcze George'a. Tak jak obiecywała Cassy, wykonałyśmy swoje zadanie perfekcyjnie, a nasza roślinka nie wydała z siebie ani jednego dźwięku. Tego niestety nie można było powiedzieć o innych uczniach, przez co niestety moje uszy dogłębnie ucierpiały.

Powoli ławki się zapełniały, a rudzielców wciąż nie było. Odnalazłam wzrokiem Lee, który wzruszył ramionami. Też nie wiedział, gdzie są jego przyjaciele.

Nagle drzwi klasy otworzyły się gwałtownie, a do środka wpadł Snape, po drodze zasłaniając zaklęciem okna.

- Dzisiaj praca w parach - wysyczał. - Będziecie ważyć eliksir wzmacniający razem ze swoim sąsiadem z ławki - przeleciał wzrokiem po klasie i zatrzymał się na mnie. - Panno Meadowes chyba będzie pani musiała wykonać go sama... Jaka szkoda... - nauczyciel uśmiechnął się szyderczo, a ślizgoni zachichotali. Idioci.

Mysterious girl • George WeasleyDove le storie prendono vita. Scoprilo ora