1.

114 15 3
                                    

Pete stał przed lustrem wpatrzony w swoje odbicie, poraz kolejny uderzył ręką w lustro, był wściekły na siebie, znów dał się oszukać. Znów został omamiony, znów popadł całkowicie w słowach innego mężczyzny. Nie tego którego pragnął, żaden mężczyzna nie jest w stanie zastąpić w jego głowie Wayz
Uspokoił się dopiero kiedy usłyszał pukanie do drzwi, skierował się do drzwi, otworzył je, spojrzał na niskiego Betę

- p'Pete słyszałem hałas... Co się stało?- mężczyzna złapał chłopaka za brodę - p...

- idź stąd. - chłopak wydawał się być zdziwiony - nie pokazuj mi się więcej na oczy- puścił go, chłopak wkurzony uderzył go z otwartej ręki w twarz

- najpierw pieprzysz mnie w swoim biurze teraz ma tak po prostu zniknąć? Pierdol się - wkurzony mężczyzna ruszył do wyjścia, zabrał tylko swoją torbę i ruszył do wyjścia.

Pete westchnął ciężko i skierował się na balkon, oparł się o barierkę, wpatrywał się w niebo pełne gwiazd.
Minęło kilka tygodni od kiedy Way oddał swoje życie za Babe, Pete dobrze wiedział, że Way nigdy nie pokochał go tak jakby ten tego chciał.
Nikt nie kochał Pete w ten sposób jak ten by tego chciał... Teraz tak jest, jeszcze lata temu był pewny, że jest chociaż jedna osoba, która kocha go.
Lecz teraz? Jest zupełnie sam.

Już wcześniej zaspokajał swoję potrzeby zapraszając chłopaków poznanych w barach, ale teraz to nawet nie przynosiło mu przyjemności. Zapewne przez fakt, że zawsze zapraszał Bety, obawiając się, że w przypadku Omeg lub Alf przelotny romans mógłby zakończyć się niechcianą ciążą.

Do uszu Enigmy dotarł szelest, obejrzał się w stronę żywopłotu, miał wrażenie, że ktoś go obserwuje, ale gdy skierował tam swój wzrok nikogo tam nie było.
" Zapewne to przez zmęczenie" pomyślał i ruszył znów do pokoju.
Położył się na łóżku, zasnął jakby jego ciało tylko czekało aż się położy.
Obudził się kiedy jego ciało zostało odkryte ciepłem słonecznym wchodzącym do sypialni przez otwarty balkon.
Wstał z łóżka wsuwając nogi z miękkie kapcie, skierował się do łazienki , nie przejmując się niczym zdjął z siebie ubrania, wszedł pod prysznic, odchylił głowę do tyłu, spływała na nią lodowata woda, nienawidzi zimnej wody.
Ale tylko to pobudza go z rana, nawet kawa nie działa już na jego organizm, najgorsze według niego i tak jest to, że będąc enigmą będzie skazany na ten świat dłużej niż bety, nawet alfy Mają dłuższą żywotność, ale on nawet je bije na głowę.
Enigma jest w stanie żyć na świecie nawet do stu czterdziestu lat, na dodatek nie starzeje się tak szybko, jego ciało jakby zatrzymywało się przed trzydziestką i jest w tym stanie do około pięćdziesiątki, a nawet i dłużej.
Bardzo podobnie mają Alfy żyją do stu dwudziestu lat, Oznaczone Omegi żyją równie długo jak Alfy, dzięki substancji zawartej w kwasie alfy, który wydziela się w ślinie podczas oznaczenia.

Pete wyszedł spod prysznica z spojrzał na lustro, w które kilka godzin temu uderzył ręką, nadal znajdowała się na nim krew Enigmy... Pete jednak zamarł kiedy krew była rozmazana, wyglądała jakby ktoś przyłożył do niej swoje usta i odbił je kilka razy na lustrze, przełknął ślinę i nagi pobiegł do swojego biura zamykając po drodze za sobą wszystkie okna i drzwi, ktoś w nocy był w jego domu.
Usiadł przy biurku, od razu odpalił laptopa chcąc zobaczyć nagrania z monitoringu, pusto... Kamery wokół domu zostały zniszczone w ułamku kilku sekund, kiedy nagarnie zapisuje się i kamera na moment nie nagrywa... Musiało to trwać nie całe trzydzieści sekund. Wziął do ręki telefon, wybrał numer Babe.
Czekanie aż Alfa odbierze wydawało się mu wieczne, na szczęście Babe dosięgnął w końcu telefon leżący na szafce nocnej, zmęczony przeciągnął się przykładając telefon do ucha

- Czego ty chcesz z rana? - spojrzał na Charliego śpiącego dosłownie głową przy samym brzuchu Babe, poczochrał mu delikatnie włosy

- jesteście bezpieczni? Ktoś był w nocy w waszym domu?- Babe zdziwiony usiadł słysząc poważny ton Enigmy- ktoś był w nocy w moim domu.

- Charlie wstawaj - Babe wstał szybko z łóżka, wziął do ręki pierwsze co znalazł, nożyczki. - Pete, zadzwonię za chwilę - rozłączył się i przeszukał z Charlie'm cały dom w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów obecności kogoś obcego w ich domu, kuchnie, łazienki, garaż... Na koniec Babe wszedł do małego pokoju, rozejrzał się dokładnie, podszedł powoli do kołyski, która stała w rogu pokoju, wziął do rąk ich syna, przytulił go do piersi, Charli przybiegł do niego i przytulił ich dwójkę. Charlie wziął od Babe syna, a ten zadzwonił do Pete- Pete u nas nikogo nie było...  Jesteś pewny, że ktoś u ciebie był?- zapytał dla pewności

- napewno, są ślady ust w łazience...kurwa mać zwariuję zaraz, ważne, że wy jesteście bezpieczni, wrazie co uważajcie.- powiedział poważny

- Pete może to jakiś z twoich byłych kochanków się na tobie mści, oboje wiemy, że ostatnio zamieniasz ich jak rękawiczki - starał się znaleźć na to wszystko jakieś wyjaśnienie.- napewno to nikt od Tonego, wszyscy nadal są w więzieniu... jeśli czujesz się narażony możesz przyjechać do nas. Nasz dom jest zawsze otwarty na ciebie.

- nie Babe , nie mogę narażać ani was ani tym bardziej waszego dziecka. Poradzę sobie - rozłączył się i wziął z szuflady biurka pistolet, ruszył powoli do sypialni obawiają się że znów ktoś może być w jego mieszkaniu.
W sypialni ubrał się najszybciej jak umiał, cały dzień chodził jak na szpilkach, a żeby to jeden dzień, chodził tak przez tydzień, nie wychodził Nawet z domu, dzwonił tylko do Babe by dać mu znać, że nic mu nie jest.
W pewnym momencie zaczął nawet myśleć, że ktoś ciągle zagląda mu do okien.
Był już tym wszystkim naprawdę zmęczony, nie mógł spać po nocach, wszystko co tylko zjadł z nerwów zwracał już po chwili.
To wszystko sprawiło, że jego oczy zamknęły się od razu jak położył się na łóżku, by tylko odpocząć...

Nie był świadomy, że w tym momencie jego kamery poraz kolejne zostały zniszczone z idealną perfekcją.
Gołe stopy mężczyzny dotykały podłogi w korytarzu, szedł przez siebie niczym się nie przejmują, dokładnie wiedział co w tym momencie dzieje się w zamkniętej od środka sypialni Pete, mężczyzna wyszedł z domu i wszedł tam dokładnie tak jak za pierwszym razem, balkonem.
Wdrapał się na niego bez najmniejszego problemu, spojrzał na łóżko. Bez żadnych oporów wszedł na łóżko na kolanach, Pete mimo zmęczenia poczuł ciężar na łóżku, jednak nie mógł się ruszyć, nie wiedział nawet dlaczego...
Kenta stanął nad klatką piersiową Enigmy z nożem w dłoni.
Nagle Pete nie otwierając nadal oczu wyjął spod poduszki pistolet, przyłożył go do szyi Alfy, który właśnie przysunął ostrzę do krtani Enigmy.
Otworzył oczy... był w szoku, Kenta miał siedzieć w więzieniu...

Zobaczył tylko wredny uśmiech który zawitał na twarzy, alfy, przez nie uwagę Pete, Kenta zdołał wytrącić mu broń z rąk, rzucił nim o podłogę, Pete chciał się wyrwać spod chłopaka, Kenta by go zatrzymać usiadł na nim.
Nadal trzymając nóż przy jego szyi

- co ty tu robisz...- Pete w końcu wydusił z siebie patrząc nadal na alfę, który przejechał drugą ręką po jego boku.

- jak to co? Przyszedłem po zemstę, uratowałem wam życie zabijając tego chuja, a zostawiliście mnie z tymi idiotami w więzieniu.- nie odrywał wzroku od Oczu Pete

- Kenta ty zasłużyłeś na to ... pomogłeś mu ty jesteś zły.- Kenta uśmiechnął się wrednie nadal siedząc na nim.

- oh jestem według twoich ust zły, ale twoje ciało mówi zupełnie co innego.- powiedział przejeżdżając po jego klacie w dół - twój kutas jest twardy jak kamień- przybliżył się do jego ucha-twoje bety nie są w stanie sprawić ci takiej przyjemności co ja prawda?- ugryzł jego ucho- należysz od zawsze do mnie.- powiedział i nożem przejechał po jego koszulce rozcinając ją, delikatnie naciął przez przypadek skórę Pete na wysokości mostka. Widział jak klatka piersiowa Enigmy unosi się, znów spojrzał w jego oczy , jego źrenice mimo były powiększone. Przepadł całkiem...

Przepadł całkiem w pułapce Kenty.


.Bloody Kiss.Où les histoires vivent. Découvrez maintenant