Rozdział Czwarty

4 0 0
                                    


Był czwartek godzina dziesiąta zero jeden. Siedziałam zestresowana w salonie nad książkami od biologii i czekałam na korepetytora. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi podskoczyłam. To był on. Chwyciłam za kulę i pokuśtykałam w stronę drzwi by je otworzyć. Za drzwiami stał Ezra. Byłam zaskoczona on w sumie też.

- Co chcesz? - zapytałam od razu przybierając surowy wzrok.

- Będę twoim korepetytorem. - odpowiedział

- Kto cię zatrudnił? - zapytałam jakby to było najmniej oczywiste pytanie na świecie

- Sam siebie zatrudniłem. Pamiętaj że z biologii zawsze miałem A na koniec roku z biologii. -

- Oj weź przestań. Liczyłam na prawdziwego korepetytora, a nie tylko sąsiada, który próbuje odkupić swoje winy. Przez ciebie to okropieństwo będę nosić do sierpnia! -

- A ja liczyłem na sąsiadkę, która swoich żali nie będzie wylewać na mnie tylko weźmie się do pracy. - powiedział - Ustalmy jedną zasadę. Zakaz kłótni na korepetycjach, a poza nimi nie znamy się na ulicy. - dodał

- Stoi. - powiedziałam wyciągając rękę. - Ale nie możesz nikomu mówić bo inaczej już po tobie. - dodałam

- Zgoda. - powiedział i uścisnęliśmy sobie dłonie. Teraz będę musiała je odkazić.

Na korepetycjach bawiłam się znakomicie. Ten Ezra nawet nie jest zły ale pamiętajmy że on jest moim wrogiem. Teraz już nawet się cieszę że mój ojczym załatwił mi go jako korepetytora.

- Dobra już spokojnie. - powiedział kiedy zaczęłam się śmiać jak opętana - Kiedy masz ten A - level? -

- Pod koniec sierpnia wtedy kiedy poprawki. - odpowiedziałam

- Okej w takim razie spotykamy się w poniedziałki, czwartki i soboty. - powiedział - Pasuje ci to? - zapytał

- Zależy na, którą godzinę. -

- Może być dziesiąta? -

- Jasne dziesiąta jest spoko. - odpowiedziałam i otworzyłam mu drzwi kiedy wychodził.

                                                                                              ***

- I jak ten twój korepetytor? - zapytała mama

- Jest spoko dzięki Mark że go załatwiłeś. - odpowiedziałam

- Podziękuj Sarah to ona go poprosiła. - powiedział - Przez mojego messengera. - dodał mierząc sześciolatkę surowym wzrokiem.

- Nie ma za co. - odpowiedziała szczerząc zęby do mnie co rozbawiło Violet jak i również, mnie.

Po obiedzie siedziałam w pokoju i scrollowałam tik toka kiedy wpadły do mnie moje siostry.

- Hej! Jedziemy z mamą do Worthing. Jedziesz z nami? - zapytała Violet

- Jasne tylko wezmę bluzę bo morski klimat jest zimny. - odpowiedziałam i pokuśtykałam do garderoby po moją ulubioną bluzę w stokrotki. Była to bluza Violet dostałam ją kiedy wyprowadzałam się z Nowego Jorku.

- No to jazda! - krzyknęła Sarah i wybiegła z pokoju.

- Sar! Próg! - krzyknęła moja siostra ale było za późno Sarah leżała na podłodze.

- Nic ci nie jest? - zapytała Violet podbiegając do Sarah.

- Boli mnie broda. - powiedziała sześciolatka

- To pewnie tylko siniak. - powiedziałam

- Wątpię. - powiedziała Violet

- Boję się. - odpowiedziała Sarah

- Nie bój się... - powiedziałam podchodząc - To tylko trochę krwi. -

Na szczęście Sarah nic się nie stało miała tylko trochę krwi. Droga do Worthing zajmowała jakieś czterdzieści minut co dawało jakieś trzydzieści mil angielskich. W Worthing było przyjemnie wiał lekki wiatr, słońce świeciło, a morską bryzę było czuć na kilometr.

- Na molo! - mówiła Sarah kiedy tylko je zobaczyła

- Dziewczynki. Pójdźcie z Sarah na molo ja umówiłam się z koleżanką. - powiedziała moja mama

- Dobrze nie ma sprawy. - powiedziała Violet

Poszłyśmy z Sarah na molo. Ma molo było pełno automatów z zabawkami.

- Violet. - zaczęła słodko Sarah - Możemy zagrać w to? - zapytała wskazując na jedno ze stanowisk na, którym wisiały pluszaki samoloty.

- Jasne. Clar masz może dwa funty? - zapytała mnie moja siostra

- Jasne masz. Bez problemu starczy na dwie rozgrywki. - odpowiedziałam

Violet podeszła do stoiska i wzięła piłeczki. Zaczęła rzucać jak opętana. Wygrała trafiła we wszystkie kubeczki i dostała ogromny samolot, który później podarowała Sarah.

- Jest super! - mówiła sześciolatka w drodze do samochodu.

- Jak go nazwiesz? - zapytałam

- Nazwę go... Winston! - powiedziała i jeszcze raz przytuliła się do samolotu.

Sweet Daisy | + 13Where stories live. Discover now