Rozdział 12 - And I saw the way he looked into my eyes and i see again

36 10 0
                                    

Nocne zmiany bywały trudne. Szereg powtarzających się czynności, które Louis musiał wykonać, dość mocno go tej nocy nużyły. Miał pod opieką trzech pacjentów.

Jednym z nich był starszy pan, w podeszłym wieku. Miał problemy z pamięcią, a poczciwy wiek osiemdziesięciu ośmiu lat, dawał się mocno we znaki. Był słaby, i ledwo co słyszał, ale mimo to zawsze wiedział, kiedy jego lekarz wchodził do sali. Louis nigdy tego nie zrozumiał, ale zaczynał wierzyć, że to jakieś boskie moce, choć nigdy w Boga nie wierzył.

Kolejnym pacjentem była młoda kobieta, która była zaledwie od dwóch dni w ich placówce. Miała problemy z żołądkiem, które utrzymywały się od tygodnia. Dostawała leki, powoli dochodząc do siebie, ale nikt nie wiedział, co skutkowało tak nagłym atakiem bólu, przez co musiała zostać na kontroli przez parę dni.

Tym trzecim był Harry, który był najcięższym z przypadków. Od dnia wczorajszego mężczyzna zwyczajnie bał się tam pójść, czego zwyczajnie nie rozumiał. Bił się z myślami, a obraz zapłakanego pacjenta przewijał się zbyt długo w jego pamięci. Louis nie wiedział, czy to dlatego, że od dwóch dni był szczęśliwy i zdążył przyzwyczaić się do takiego mężczyzny, czy to coś innego. Nigdy tego nie doświadczył, i skutecznie spędzało mu to sen z powiek.

Jednak, gdy wybiła północ, był zmuszony pójść także do niego, wybierając go jako ostatniego, którego odwiedzi. Pozostała dwójka spała, więc miał wielką nadzieję, że on także. Wszedł do sali z zamiarem szybkiego odklepania go. Podszedł cicho do mężczyzny i wyjął termometr, szybko mierząc mu temperaturę, lecz ten gwałtownie otworzył oczy.

- Nie śpię. - Harry sapnął cicho pod nosem, patrząc na mocno speszonego i wystraszonego lekarza.

- W porządku. Boli cię coś? - zapytał Louis z automatu, chcąc za wszelką cenę ukryć zaskoczenie. Schował urządzenie z powrotem do kieszeni, podchodząc do czoła łóżka. Wziął badania i zaczął je uzupełniać.

- Nie, po prostu dużo spałem w dzień. Pielęgniarki nie przekazywały informacji? - zapytał Harry, chcąc zaakcentować brak jego odwiedzin w dniu dzisiejszym.

- Niestety nie. No nic, uzupełnimy to w karcie. - Lekarz uśmiechnął się sztucznie. - Porobimy jutro jeszcze parę badań kwalifikujących cię do rehabilitacji. Twój organizm nabrał zdecydowanie więcej siły i powinieneś zacząć ćwiczyć mięśnie uda, by móc nosić protezę.

Harry nie pamiętał, kiedy ostatnio patrzył na pozostałość jego nogi. Nie czuł się na tyle silny, by chociażby spojrzeć podczas zmieniania bandaży. Poczuł, że to ta chwila, w której musi się przełamać. Jeśli nie teraz, to nigdy. Ostrożnie podniósł kołdrę, a Louis obserwował bacznie, każdy jego krok. Gdy materiał odsłonił całość, zielonooki niepewnie spojrzał. Pozostała część nogi, była owinięta szczelnie białymi bandażami, zakańczając całość srebrną spinką.

- Mógłbym to odwinąć na chwilę? - zapytał Harry, niemalże szeptem. Bał się, ale chciał to przezwyciężyć.

- W porządku, przy okazji zdezynfekuje - dodał spokojnie lekarz. Patrzył się na powolne ruchy dłoni chłopaka, zmierzające do nogi. Widział, jak wiele go to kosztowało. Odwrócił się na chwilę, by zabrać czysty bandaż i płyn do dezynfekcji z szafki, tuż obok łóżka.

Każdy ostrożny ruch, który wykonywał Harry, zbliżał go do zobaczenia całości. Jedno odwinięcie, za tym drugim i tak w kółko, aż do jasnej skóry. Zobaczył to, a jego ręce zadrżały. Przełknął głośno ślinę i powoli podążył palcami do zakończenia kolana. Było ładnie zagojone, z lekkimi pozostałościami białych punktów na skórze po szwach. Dotknął je ostrożnie, a spod jego powiek wypłynęły łzy. To co czuł, było nie do opisania nawet przez niego samego.

- Harry, w porządku? - zapytał Louis, podchodząc na jego prawą stronę.

Znowu ujrzał łzy na rumianych policzkach chłopaka. Rzęsy zaczęły przyklejać mu się do powiek, a policzki nabierać jeszcze bardziej intensywniejszego koloru. Tak bardzo nie mógł na to patrzeć. Louis czuł, że przeżywa każdy krok razem z nim, nie rozumiejąc z tego zupełnie nic. Nawet nie chciał rozumieć, gdy nieprofesjonalnie usiadł na jego łóżku. - Harry? - powtórzył, gdy nie otrzymał nawet najcichszego westchnienia przez mężczyznę, który zalewał się na jego oczach oceanem łez.

- Nieco inaczej - odparł po chwili Harry, z lekką chrypką w głosie. Spojrzał zaczerwionymi i zapłakanymi oczami na lekarza, który siedział na jego łóżku.

- Przepraszam, nie powinienem. - Louis otrząsnął się, szybko wstając z łóżka swojego pacjenta.

- Nie, proszę - wychrypiał kręconowłosy, łapiąc mężczyznę za nadgarstek.

Tomlinson poczuł obce, rozgrzane dłonie na swojej chłodnej skórze, patrząc na splot długich palcy na swoim nadgarstku. Nie mógł odmówić, nie potrafił, chociażby chciał, nie rozumiał nic.

- Dobrze - odparł cicho Tomlinson, patrząc jak dłoń szybko wraca do jego ciała, a on patrzy na niego przepraszająco. Ponownie usiadł, wyciągając ze swej kieszeni bandaż i płyn, który wcześniej zabrał z szafki. - Zdezynfekuję i zawinę nogę - oświadczył krótko, po czym spojrzał na potakującego głową Harrego.

Tomlinson ostrożnie dotknął chłodną dłonią jego nogi, przykładając mały wacik nasiąknięty preparatem. Zaczął przecierać jego szwy, dokładnie oglądając czy wszystko w porządku, choć wiedział, że po takim czasie nie mogłoby być inaczej. Poczuł zdecydowanie większą troskę w stosunku do jego osoby i to w końcu zaczęło do niego docierać. Styles przypatrywał się każdemu ruchowi Louisa, który ostrożnie zawijał wokół jego niekompletnej kończyny bandaż. I choć Louis wiedział, że nie musiał już zawijać żadnych bandaży, to zrobiłby wszystko by chłopak poczuł się komfortowo.

- I już, wszystko w porządku. - Louis uśmiechnął się pocieszająco do chłopaka, powoli przykrywając jego nogi kołdrą.

- Dziękuję, Louis. - Kręconowłosy oddał uśmiech, ocierając zastygnięte na policzkach łzy.

Lekarz ostrożnie podniósł się z łóżka, kiwając głową. Poczuł ciepło w sercu, na wydźwięk jego imienia w ustach tego chłopaka, a mocny kamień obciążył jego żołądek. I choć powinien mu odpowiedzieć, że to przecież jego praca, jego obowiązek i podziękowania nie są potrzebne, to nie chciał. Zaczynał czuć, że to nie tylko praca, lecz zdecydowanie coś więcej. I tylko on wie, jak bardzo nie chciał odchodzić z pokoju chłopaka, żegnając go bardzo ciepłym uśmiechem. To wtedy zauważył głębie jego oczu, która choć odbijała się w sztucznych lampach, była naprawdę hipnotyzująca. To wtedy Harry dostrzegł, coś więcej, niż zwykłą, zawodową troskę, w jego błękitnych niczym laguna oczach.

So how do I say goodbye? || Larry Where stories live. Discover now