Rozdział 2 - There's so much to say, but there's so little time

51 8 0
                                    

Byli coraz bliżej. Zza chmur zaczęła ukazywać się iście lagunowa tafla oceanu, w której mogliby przeglądać się każdego poranka. Słońce intensywnie błyskało swymi promieniami na wodę, nieraz oślepiając Styles'a, który wpatrywał się w nią, pogrążony w myślach. Obaj wyobrażali sobie jak ich skóra, zroszona po upojnej nocy, będzie błyszczeć się w słońcu, niczym najdroższe diamenty. Widzieli wręcz na jawie, każdy zachód słońca, który mieli spędzać w swoim domku. Ciepła faktura skóry, która miała przylegać do tej drugiej, tęczówki wpatrujące się w niesamowicie jasne słońce, kąpiące się w otchłani oceanu, to miało być ich.

I choć opuścili ten toksyczny biurowiec parę godzin wcześniej i mieli świętować, to Harry zbyt płynnie przeszedł na nieco mniej optymistyczne wizję. Nie mógł od tak wyrzucić myśli, które zaczęły go niepokoić. Nie do końca potrafił określić co się dzieje, ale było to zbyt silne, by to zignorować.

- Halo, ziemia do Harrego! - zaśmiał się Simon, kładąc dłoń na kolanie chłopaka. Widział, jak mimowolnie zagryza wargę, a znał go zbyt dobrze, by nie zrozumieć jego zachowania.

- Tak? - mężczyzna potknął głową. Uśmiechnął się znikomo do siebie, po czym odwrócił się w stronę ciemnookiego.

- Nie odpływaj i bądź tu ze mną, dobrze? - niższy szepnął cicho. Był z lekka zaniepokojony. Nie chciał, by Styles był przygnębiony. Nie wtedy, gdy mieli zacząć wszystko od nowa, zwieńczając nowy początek ich wymarzoną wycieczką.

- Dobrze - dodał mężczyzna nieco spokojniej. - Boję się. Naprawdę nie wiem czemu, ale czuję się cholernie niespokojnie - oświadczył Harry, pragnąć jedynie otuchy jego zwariowanych myśli.

- Wiesz co, kochany. Ktoś mi kiedyś powiedział, że odwaga to umiejętność współistnienia z lękiem i działania mimo niego - sapnął Simon pocieszająco, powtarzając słowa, które wpajane były mu od dziecka. Na tym się zawsze opierał. Może to stąd wziął się jego silny charakter, a może po prostu, był zwyczajnie odważny.

Harry zaczął rozmyślać nad tymi słowami, końcowo uznając ich słuszność. Odprężył się, po chwili układając się na kolanach Simona. I nawet nie wiedząc, kiedy usunęli w swoich objęciach. Czekali, aż w końcu kółka samolotu, zetkną się z pasem lądowym, a oni będą mogli wysiąść, chwytając w dłoń walizki, by ruszyć ku nieznanemu.

So how do I say goodbye? || Larry Where stories live. Discover now