Rozdział 4

64 25 0
                                    

Pierwsze dni, a nawet tygodnie września minęły mi dosyć szybko i zanim się odwróciłam to już był październik. Trochę czasu spędziłam wtedy z Vincentem, czułam się tak jakby dzięki tym spotkaniom i wspólnym spędzaniem czasu nasza relacja się wzmocniła. Z czasem zaczęłam przekonywać się, że Evelyn wcale nie była taka zła, lecz co do Axela i Ryana dalej nie mogłam się przyzwyczaić.

Właśnie siedziałam w samochodzie mojego taty i jadąc do znajomych rozmyślałam o różnych rzeczach. Kilka chwil później samochód stanął, spojrzałam przed siebie i okazało się, że stoimy na czerwonym świetle, jęknęłam niezadowolona po czym spojrzałam na tate.

– Nie rozumiem, po co są te światła? Jaki sens to ma skoro bywa, że i ludzie na czerwonych przejeżdżają?

Zauważyłam, że ojciec jedynie wzruszył ramionami i lekko się uśmiechnął. Przewróciłam oczami.
– Równie dobrze mogłam iść na pieszo..– Mruknęłam cicho pod nosem.
– Możesz przecież iść, ja Cię wcale nie muszę wieźć, wiesz? – Spojrzał na mnie i się uśmiechnął a ja prychnęłam.
– Weź mnie nawet nie denerwuj.
Właściwie to nawet długo nie musieliśmy czekać na zielone z czego się ucieszyłam. Po niedługim czasie dotarliśmy na miejsce a tato zatrzymał samochód spoglądając na mnie.
– Tylko nie pij alkoholu i nie rób nic głupiego dobrze? Jakbyś jednak chciała wrócić do domu to zadzwoń do mnie albo do Vincenta.
– Dobrze, dobrze, pa tato, kocham cię.
– Pa Inuś, baw się dobrze.
Ucałował mnie w czoło po czym wyszłam z samochodu i podeszłam do drzwi, zapukałam i po chwili otworzył mi Teodor, brat Luny.

– Hejka – uśmiechnęłam się a chłopak odwzajemnił uśmiech.
– Hej, wchodź, czekaliśmy na ciebie bo reszta już jest.

Weszłam do środka po czym ściągnęłam buty i poszłam do salonu, gdzie faktycznie była reszta moich znajomych.
Usiadłam na kanapie pomiędzy dwoma chłopakami, zerknęłam na telefon.

– Co powiecie na urbex jak zrobi się ciemniej, żeby był klimacik?

Usłyszałam czyjś głos więc uniosłam głowę, spoglądając na resztę.

– Ja jestem za.
– Ja również, brzmi ciekawie.

Po chwili okazało się, że wszyscy są na to chętni, a jako, że ja nie powiedziałam czy też chcę czy nie to wszystkie wzroki zwróciły się w moją stronę.

– To jak Inez, pójdziesz z nami?
– No dobrze, co mi szkodzi..

Tak więc przez kilka godzin graliśmy w butelkę, oglądnęliśmy film, trochę pogadaliśmy i o 20, gdy zrobiło się ciemniej postanowiliśmy zebrać się i pójść. Gdy wszyscy byli gotowi, w miarę ciepło ubrani i mieli jakąś latarkę, wyszliśmy i stanęliśmy przed domem.

– Dobra słuchajcie, ostatnio dowiedziałem się, że niedaleko stąd, jest opuszczony hotel, który ma 48 lat a jego stan, jeśli chodzi o sam budynek jest nawet dobry jak na tyle czasu. Wiem bo miałem okazję tam być i zerknąć z zewnątrz lecz niestety nie wchodziłem do środka, ale na pewno skoro ściany od zewnątrz wyglądają dobrze to wewnątrz też będą. No to co, ja was poprowadzę, chodźcie. – Powiedział Kyle po czym poszedł przed siebie a reszta, w tym ja, ruszyliśmy za nim. Zauważyłam, że Luna szła gdzieś bardziej z przodu a ja się wcisnęłam w środek.
Ja się modliłam żeby nikt nas nie zobaczył bo jednak byłby przypał, a ja nie chciałabym mieć problemów..

Gdy dotarliśmy do hotelu to najpierw się rozejrzałam. Budynek stał nieopodal jakiegoś parku ale nie widziałam tam ludzi, więc lepiej dla nas. Po chwili weszliśmy powoli bo jednak drzwi były tylko w połowie otwarte a bardziej się ich nie dało otworzyć. Po wejściu do pierwszego pomieszczenia zaczęłam się rozglądać, jednocześnie patrząc pod nogi czy przypadkiem podłoga gdzieś nie jest załamana.

Gdyby to było takie proste...Where stories live. Discover now