Inny 4 marca | Alternatywne zakończenie 'Topiel' 3/3

118 13 28
                                    

3. Wilk pozostał wolny


W zasadzie nie wiedzieli, ile piw wypili. Po czwartym było piąte i chyba koniec, a może jeszcze jedno? Wyszli z baru chwilę przed zamknięciem i dopiero zimne powietrze Meropide uświadomiło im, jak bardzo byli pijani.

- Mieszkam tam - wskazał palcem Louis. - To blisko.

- I tak cię odprowadzę.

– Czuję się zaszczycony, diuku – parsknął śmiechem Louis.

Ruszyli w stronę kwater powolnym, krętym chodem. Śmiali się przy tym na głos z głupot i przejęzyczeń. Był środek nocy, choć w Meropide nigdy nic nie było wiadomo. Latarnie paliły się nieustannie, a dobę wytyczyły jedynie zegary.

- Może zostaniesz, diuku? W takim stanie powrót do kwatery może być niebezpieczny, jeszcze diuka ktoś zobaczy - rzucił Louis, gdy został odstawiony pod swoje drzwi. Z trudem przekręcił klucz i otworzył na oścież.

- Może to nie jest głupi pomysł - przyznał mu rację Wriothesley. - Prześpię się godzinkę i wrócę do siebie.

- Rozgość się, diuku. Ja muszę... - Louis urwał i ruszył biegiem do toalety.

Rzygał jak kot, a gdy skończył, poczuł, że wytrzeźwiał całkiem. Wyszedł z łazienki i stanął jak wryty. Wriothesley leżał na jego łóżku, z rękami splecionymi na brzuchu, skrzyżowanymi nogami i lekko uchylonymi ustami. Spał. Louis chwilę bił się z myślami, aż w końcu uznał, że przecież też jest pijany i może więcej. Położył się obok i zerknął na profil starszego. Był idealny. Zasnął szybciej niż myślał, wciśnięty w ścianę i wpatrzony w miłość swojego życia.

Obudzili się popołudniu, gdy do hut przyjechała dostawa kruszywa. Hałas, jak lawina, zerwał Wriothesley'ego ze snu. W pierwszej chwili nie wiedział gdzie jest i jak się nazywa. Jedynie czuł za sobą ciepło drugiego ciała. Odwrócił się i zaklął w myślach. Louis leżał za nim, kurczowo trzymając skrawek jego koszuli w pięściach. Nie miał odwagi się przesunąć bardziej, a jednak trzymał go i teraz otwierał dopiero zaspane oczy.

- Diuku? - wymamrotał pół sennie. – Ał... moja głowa.

- Popiliśmy wczoraj.

- O tak, za dużo, zdecydowanie. Nic nie pamiętam i... – Lousi puścił szybko jego koszulę. – Przepraszam.

-Rany, dzisiaj przychodzi Neuvillette, która godzina? A niech to, po pierwszej.

- A na którą miał przyjść?

- Od kwadransa czeka.

Wriothesley wstał, przeciągnął się i zniknął na moment w łazience. Gdy wyszedł, wyglądał na względnie ogarniętego. Ułożył włosy, włożył koszulę do spodni i poprawił kamizelkę.

- Dzięki za nocowanie - rzucił na wyjściu. – Następnym razem idziemy na bezalkoholowe drinki.

Louis zaśmiał się cicho i kiwnął na zgodę,. Gdy został sam, oklapł na plecy i złapał się za głowę. Nic się nie wydarzyło, jedynie przenocował u siebie diuka, a jednak czuł, jakby w brzuchu skakały mu rozszalałe motyle. Nie powinien robić sobie nadziei, niczego oczekiwać, a jednak miał wrażenie, że ich relacja wzbiła się na jakiś wyższy poziom.

*

- Masz dużo pracy? - zapytał Neuvillette, widząc zmarnowanego Wriothesley'ego. - Wyglądasz na zmęczonego.

- Powiedzmy - wymigał się od odpowiedzi Wriothesley.

- I czuć od ciebie alkohol.

- Świętowaliśmy nadchodzące śluby.

Krótkie formy | Genshin ImpactWhere stories live. Discover now