~ Rozdział 13 ~

76 9 16
                                    

Pablo

— Poczekaj tu, nie wychodź z mojego pokoju. Ja zaraz wrócę, pójdę po Seco — Rzucałem słowa, jednocześnie podnosząc się z łóżka i szybkim krokiem idąc do drzwi.

Gdy dotarłem po chwili do jadalni, spróbowałem się jakoś uśmiechnąć, lecz nie sądzę, żeby dobrze mi to wyszło. Przez chwilę każdy wpatrywał się we mnie, nagle nastała grobowa cisza. Każdy zjadł już obiad, a teraz rozmawiając popijali kawę, bądź herbatę.

— Mój chrześniak! Wszystko dobrze, Pablo? - Spytał Ric, lecz nie wyglądał ani trochę na zmartwionego. Na jego słowa chyba jeszcze bardziej mój uśmiech się pogorszył, ponieważ tym razem pytanie ponowił mój ojciec.

— Synu, coś się dzieje? Nie wyglądasz najlepiej. Źle się czujesz? — W jego głosie wyraźnie usłyszałem troskę i niepokój. To dobry znak.

— Wszystko dobrze, nie chcę przeszkadzać. Mogę tylko zamienić kilka słów z tatą? — Spytałem głośno mając nadzieję na zmniejszenie zainteresowania moją osobą i tym wyrazem twarzy, cokolwiek się na niej kryło.

— Jasne.

Już po chwili obaj staliśmy w rogu pomieszczenia.

— Tato, musimy szybko iść do mojego pokoju.

Franseco jeszcze bardziej się zaniepokoił słysząc moje słowa i ściągnął brwi.

— Pablo, powiedz proszę, co się dzieje? Mamy gości, to są urodziny Kate, nie za bardzo mogę teraz gdzieś wychodzić. To ważne?

— Bardzo, bardzo ważne. Mam gdzieś, że mamy gości, właściwie jednego gościa powinno tu nie być już nigdy więcej, mam też gdzieś co myślisz o związkach homoseksualnych, musisz teraz iść ze mną do pokoju na górę i wysłuchać uważnie Elijahy — Dopiero kiedy słowa padły z moich słów, zdałem sobie sprawę, że niemal krzyczałem. Rozejrzałem się po jadalni. Wszyscy wpatrywali się we mnie, każda źrenica, każde oko, skierowane było wprast na moją twarz.

— Ach, te dzieci. Pamiętam jak byłam w Amsterdamie, bardzo piękne, romantyczne uliczki. Widziałam tam wielu chłopaków, którzy razem spacerowali trzymając się za dłonie. Ten świat już na prawdę schodzi na psy, no ale co poradzić... — Nagle ciszę przerwała Jessica, która zaczęła opowiadać kolejną swoją historię. Korzystając z okazji, że chwilowo zebrani tutaj ludzie zwrócili na nią uwagę, pociągnąłem niezbyt delikatnie za rękaw koszuli tatę, wychodząc z nim z pomieszczenia. Ostatni raz spojrzałem przez ramię na jadalnię. Tylko jedno spojrzenie było utkwione we mnie. Umięśnionego, wysokiego mężczyzny o imieniu Riccardo.

Zacisnąłem szczękę i złapałem mocniej tatę. Zacząłem wbiegać po schodach, omijając co drugi schodek.

— Pablo! — Usłyszałem za mną krzyk Seco, który ledwo łapał oddech — Zwolnij!

Lecz ja się go nie posłuchałem. Szybko otworzyłem drzwi, zatrzymałem się tuż za nimi i spojrzałem za siebie. Tata wbiegł do pokoju, poślizgnął się, lecz w ostatniej sekundzie złapał się mocno drzwi. Wyprostował się i zaczął głęboko oddychać.

— Macie mi wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi. Natychmiast! — Wydusił z siebie pomiędzy łapczywymi oddechami.

— Elijah.

Dostali jste se na konec publikovaných kapitol.

⏰ Poslední aktualizace: May 06 ⏰

Přidej si tento příběh do své knihovny, abys byl/a informován/a o nových kapitolách!

Niewolniczy talent | yaoi Kde žijí příběhy. Začni objevovat