~ Rozdział 8 ~

109 10 49
                                    

Od kilku dni praktycznie jedyne co robiłem, to granie na fortepianie i czytanie książek. Nadal mało jadłem, spuszczałem wzrok przy Panie Franseco i nie wychodziłem z posesji.

Właśnie grałem jeden z utworów, który wpadł mi do głowy niedawno. Nie pamiętałem nic oprócz nut, żadnych tytułów, wykonawców - nic. Usłyszałem zamykanie się drzwi wejściowych, byłem w domu sam z Lily, która siedziała na sofie niedaleko mnie.
Pan Seco i Kate musieli pojechać do miasta, a Pablo był w szkole.

- Halo? - Liliana wyłączyła cicho grający telewizor i wstała z kanapy.

- To tylko ja, mama mówiła, żebym wracał szybko do domu - Usłyszałem tak bardzo znany mi, piękny głos - Coś się stało?

Pablo wszedł do salonu i posłał mi wielki uśmiech. Odwzajemniłem go.

- Tutaj nie, wszystko w porządku, ze mną i z Elijahem też - Odpowiedziała blondyna. Wzięła pusty kubek ze stolika i ruszyła w kierunku kuchni.

Czarnowłosy podszedł do mnie i przytulił mnie od tyłu. Po chwili jednak zamarł.

- Nie ma moich rodziców, prawda? - Spytał przejętym głosem. Zachichotałem krótko.

- Nie, pojechali do miasta.

- To dobrze, mam już dość tego udawania, że jesteśmy przyjaciółmi - Wyszeptał mi do ucha i złożył delikatny pocałunek na szyi.

Wstałem z taboretu i pocałowałem go. Chłopak się chyba tego spodziewał, bo przez chwilę stał tylko i nic nie robił. Po chwili jednak zdał sobie sprawę z zaistniałej sytuacji i odwzajemnił pocałunek.

- To co robimy? - Spytałem przerywając chwilę czułości.

- Wrzesień się już kończy, zwczyna robić się zimno. Może wyjdziemy na spacer, korzystając z pięknej pogody? - Spytał Pablo.
Jak miałbym odmówić wyjścia na dwór, po spędzeniu kilku dni w domu?

- Tak! - ucieszyłem się jak małe dziecko.

- Ale załóż bluzę - Polecił czarnowłosy.

~\~/~

- Ale tu pięknie, jeszcze ładniej niż ostatnio - Powiedziałem zachwycony rozglądając się wokół. Byliśmy na tej samej polanie, co wtedy z Lily i Jerrym. Teraz jednak pokryta była ona czerownymi i żółtymi liści. Promienie zachodzącego już słońca oświetlały ścieżkę pod naszymi stopami. Ptaki siedzące na gałęziach, wysokich świerków śpiewały piękne piosenki. Było idealnie.

Podeszłem do Pablo i przytuliłem go mocno. Ten oplótł mnie ramionami i zaczął szeptać.

- Elijah... Gram w szkolnej drużynie... Chciałbyś przyjść jutro na mecz?

Wybrał cudowną chwilę na zapytanie oto.
Chwilę się zastanowiłem. Rodzice Pablo w każdą sobotę wyjeżdżają do pracy, a wracają dopiero w poniedziałek. Tym nie musimy się przejmować.
Ale pobyt na zatłoczonym boisku, wśród krzyczących nastolatków nie jest zbytnio kuszący.

- Nie wiem - Wyszeptałem cicho, lecz tak, by chłopak mógł mnie usłyszeć. Wpatrywałem się w jakże interesującą, długą trawę.

- Jeśli nie chcesz, to rozumiem

Czy chcę? Spędzę trochę czasu z Pablo, zobaczę misto, będę mógł obserwować jak gra. Ale ci wszyscy ludzie i ten hałas...

- To jak? - spytał nadal szepcząc mi do ucha chłopak. Raz się żyje.

- Pójdę.

Niewolniczy talent | yaoi Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt