~ Rozdział 9 ~

129 7 54
                                    

Pov: Pablo

Nigdy się jeszcze tak nie stresowałem. Mecz, na który właśnie jadę z Elijahem ma decydować o moim życiu. I to dosłownie.

Zapytacie czemu ten macz, ta jedna niewinna gra, ma decydować o moich przyszłych losach?

Już wam tłumacze.

Szkoła, do której chodzę, posiada swoją drużynę baseballu. Nazywa się Vanilla Wolves. Co roku wybierany jest jeden kapitan i stety, niestety - ja jestem nim niezmiennie od trzech lat. Zazwyczaj po prostu to ja miałem konsultować się z trenerem i miałem największy wpływ na przebieg meczu.
Teraz jednak to coś więcej. Otóż gramy dzisiaj z najlepszą szkołą sportową. Jeśli oni wygrają, a my przegramy, stracę mój status kapitana, a drużyna będzie uznawana za 'słabą, nieradzącą sobie z przeciwnikami'.

Natomiast jeżeli my wygramy, zdobędziemy tytuł najlepszej szkolnej drużyny basballowej w Stanach Zjednoczonych. Ponadto, ja zostanę ogłoszony najlepszym kapitanem szkolnej drużyny basballowej w całych Stanach Zjednoczonych. *

I stąd ten zjadający mnie od środka stres.

- Stresujesz się - Z zamyślenia wyrwał mnie przyjemny głosik chłopaka. Aż było to po mnie widać?

- Skąd... To tylko jeden mecz... W dodatku decydujący o moim życiu - Zrobiłem małą pauzę. Skręciłem na szkolny parking i zatrzymałem samochód - Nie mam czym się stesować.

- Wygracie ten mecz. Na pewno - Pocieszał mnie Elijah.

- Mam nadzieję - odpowiedziałem cicho, wpatrując się bezcelowo w boisko szkolne.

- Idziemy - Powiedział wesoło szatyn, po czym  wysiadł z samochodu. Nie spodziewałem się po nim takiego entuzjazmu. Przebywał u nas dopiero miesiąc, a tak bardzo zdążył się przyzwyczaić do normalnego życia. Wydaje mi się, czy Elijah po prostu próbuje tym entuzjazmem nabrać samego siebie, że wcale się nie boi i w ogóle się nie stresuje. W końcu nie wychodził do miasta i do tak dużych zbiorowisk ludzi przez dziesięć miesięcy. Do dość sporo.

No cóż, teraz miałem grać w baseball. Zaprowadziłem chłopaka na trybuny, tak żeby był trochę dalej od ludzi i blisko wyjścia. Po tysięcznym razie upewnienia się, że Elijah na pewno nie zmienił zdania i mogę już odejść do szatnii, niespiesznie udałem się do budynku.

- Witamy kapitana! - Krzyknęli wszyscy niemal jednocześnie, śmiejąc się i uśmiechając. Czyli wszystkim dopisuje dzisiaj dobry humor. Wyśmienicie.

~\~/~

Zaraz ogłoszenie wyników. Niby był remis, co wskazywało na dogrywkę, jednak sędziowie dopatrzyli się jakiegoś błędu. Muszą to teraz szybko zweryfikować. Cała drużyna się strasznie stresuję, a co jeśli wszystko jest dobrze? Jeżeli będzie remis, a w dogrywce przegramy?

Niemal słyszałem przyspieszone bicie mojego serca, nierówny oddech i doskonale czułem nieopanowane drżenie rąk.

Jednak byłem ciekawy wyniku i to sprawiało, że stałem tylko i wpatrywałem się w sędziów.

Podczas meczu czasami spoglądałem na chłopaka, z którym tu przyjechałem. Na mojego chłopaka.

Na szczęście nie uciekł z boiska, i mimo że wyglądał trochę na zagubionego i przestraszonego to oglądał mecz z żywą ciekawością w oczach.

W końcu przyszła pora na decyzję. Czy odejmę punkt przeciwnej drużynie? Czy przegramy? Czy nasza drużyna przetrwa, jeżeli cała szkoła zacznie ją obrażać i poniżać? Czy ja zostanę wtedy znienawidzony?

Niewolniczy talent | yaoi Where stories live. Discover now