XIII

13 3 0
                                    

Glacier wiedział, że gdyby zostawił Marena w lodzie na długi okres czasu mógłby wywołać poważny poziom odmrożenia, a nie na tym mu zależało. Wypuścił go ze stałego chłodu, ale dopilnował, by mężczyzna nawet nie myślał o ucieczce. Proponował Ansgarowi wyjście z pokoju i powrót do pracy, ale ten został, jakby czekał na moment między tylko nim a Marenem... i doczekał się. Ans siedział pod ścianą, Maren stał naprzeciwko; nie próbował się bronić czy tłumaczyć, pewność siebie zniknęła. Nigdy nie sądził, że komuś uda się go rozgryźć oraz postawić w najgorszym świetle — lecz to światło nie było kolorowe lub wyjątkowo intensywne.

— Podobało ci się to? — zaczął pusto Ans.

— Nie chciałem, byś pamiętał o tych krzywdach.

— Raczej nie chciałeś, żeby moja opinia o tobie się pogorszyła; żebyś zawsze w moich oczach był kimś wielkim. — Przycisnął dłoń do przedramienia. — Zawsze myślałeś tylko o sobie. Wiesz...

— Ans, posłuchaj...

— Nie przerywaj mi. To jak to było? Daj mi chociaż jeden przykład tego, co mi zrobiłeś.

Maren zbierał się dłuższą chwilę na wypowiedź. Pragnął przemilczeć całą sprawę, wrócić do domu i więcej o tym nie wspominać. Wiedział, że mu się to nie uda. Tyle lat budował coś, co runęło w jednym dniu. Brakowało mu słów na opisanie tej porażki.

— Jeżeli nie ty, Glacier mi opowie.

— Kiedyś było więcej publicznych wydarzeń niż teraz. Wiedziałem, że źle reagujesz na miejsca pełne bodźców. Brałem cię na te wydarzenia, by cię jakoś dostosować do otoczenia, często kończyło się płaczem... i moim gadaniem, że cię oddam do sierocińca lub ośrodka, jeśli nie przestaniesz płakać. Albo to, że robisz mi tylko wstyd przed ludźmi. Po latach faktycznie zacząłeś się dostosowywać, nawet zacząłeś sam podchodzić do innych magów, bawić się z nimi, więc jakoś zadziałało... — ciężko było mu to wszystko opowiadać.

— Nienawidzisz mnie.

— Nie, ja chciałem dla ciebie dobrze.

— Tak. Zabiłeś mi rodziców i potem mnie trzymałeś jak psa na smyczy.

— Jednakże... Nie musiałoby nas to wszystko spotkać, gdybyś nie nawiązywał bliższego kontaktu z Glacierem...

— Powiedz na niego złe słowo, a dopilnuję, byś nigdy stąd nie wyszedł.

Ansgar po tym udał się po drabinę. Szturchnął nią parę razy w sufit. Po chwili wyjście otworzył mu Glacier — prawdę mówiąc, tylko czekał na koniec ich rozmowy. Zjawiwszy się w labo, Ans pociągnął szybko drabinę do góry, po czym dyrektor zamknął Marenowi drogę wyjścia. Młody wpatrywał się w podłogę zagubiony.

— Na pewno robimy dobrze, przetrzymując go...? Wciąż jestem na niego zły, ale sam fakt więzienia kogoś...

— Ansgar. Maren i Jan są sobie równi. — Glacier zmarszczył brwi. — Wierz mi lub nie, ale chcę ci pokazać, dlaczego. O Marenie już wiesz. Mam tylko nadzieję, że mnie nie znienawidzisz po tym wszystkim.

— Proszę sobie nie żartować, ja już i tak mam dosyć...

— Mówię poważnie. Może tak być, a ja będę bezradny jak Maren teraz.

— W sensie... Spokojnie. — Uśmiechnął się pokrzepiająco. — W najgorszym przypadku zatrudni pan kogoś nowego.

— Niektórzy zakładają rodziny... innym te rodziny są odbierane. Nie chcę tego znowu. — Glacier poszedł usiąść przy biurku, zdjął okulary. — Mogę ci przynajmniej obiecać swobodę wyboru. Zrobisz, jak będziesz uważał.

Hiacynt: Ludzki Ogród. Tom 1Where stories live. Discover now