~3~ tylko nie mam towarzysza

3 0 0
                                    


- Witam was wszystkich, którym udało się przejść przez zagadkowy labirynt.

Głos jednego z komendantów zaczyna rozprzestrzeniać się po dziedzińcu pełnym ludzi którzy przeżyli. Jesteśmy ustawieni w dziesięciu rzędach po dwadzieścia osób. Stoimy przed długą sceną na której stoi tylko kilka osób a wśród nich jeden chłopak którego rozpoznaje od razu. Swoimi majestatycznymi oczami błądzi wzrokiem po moim ciele i twarzy, nie zwracając uwagi na to co mówi komendant. Jest ubrany w czarny skórzany mundur ze srebrnymi i fioletowymi zdobieniami, które połyskują w blasku wschodzącego słońca. Stoi na baczność odwrócony do mnie twarzą.

- Z dwustu osiemdziesięciu siedem osób, przeżyło tylko dwieście. - mówi starszy Feston wchodząc jeden stopień wyżej aby lepiej nas widzieć - Pamiętajcie że nie przywiążecie się jeżeli jesteście tchórzami, na szczęście tacy tchórze jak niektórzy z was nie pobędą tu dość długo.

Ciągnie swoją przemowę. Podłoga zaczyna drżeć kiedy na murze za sceną ląduje Hass, Geayl i inne smoki. Czarny z zielonymi oczami zajmujący połowę muru na którym usiedli, czerwony z czerwonymi oczami wyglądającymi jak krew, blado różowy z pudrowymi oczkami niezdolny aby utrzymać właściciela na grzbiecie, chiński pomarańczowy wyglądający jak pomarańcza i ostatni który najbardziej przykuwa uwagę biały jak śnieg smok. Ten sam smok patrzył delikatnie na mnie analizując każdy szczegół mojego wyglądu.

- Panno Wheaton może zechce pani powtórzyć co teraz powiedziałem?

Odwracam się w stronę głosu. To ten sam mężczyzna którego podczas kolejki do Próby spoliczkowałam. Ma brązowe włosy zalizane do tyłu i spokojne jednak jednocześnie groźne spojrzenie brązowych tęczówek. Wciągam ze świstem powietrze kręcąc przecząco głową.

- Nie, przepraszam.

- To nie była prośba, to był rozkaz.

Zaczyna robić mi się gorąco. Do tego mój strój wcale mi tego nie ułatwia. Otwieram usta dalej próbując grać na zwłokę, jednak ryk smoka jest głośniejszy niż mój marny prawie załamany głosik. Wszystkie głowy szybują do smoka którym źródłem tego dźwięku jest Geayl. Kłapie szczęką w stronę starszego komendanta który rozkazał kiwnięciem głowy zabrać komendanta który przed chwilą miał mnie upokorzyć na tle całej uczelni.
Wszyscy prześlizgują swoje oczy na mnie i moją bladą skórę. Nawet z tąd słyszę pomruk smoka.

- BACZNOŚĆ UCZEŃCY!

Woła chłopak z granatowymi oczami. Zastanawiam się jak ma na imię. Felix? Sam? Peter? Może, kto wie. Każdy staje na baczność wraz ze mną.

- Pierwsza Próba odbędzie się już po śniadaniu, teraz przydzielimy wam Mentorów którzy będą się wami opiekować jeżeli oczywiście przeżyjecie - przerywa aby złapać oddech - niech każdy teraz złoży przysięgę Wyższej Uczelni Wojskowej, w przypadku przydzielenia na Medyka lub Papiernika przysięga stanie się nieważna.

Ukląkł na jedno kolano a wszyscy wraz z nim. Położył rękę na lewej piersi i mówi:

- Przysięgam na życie swoje i mojej rodziny, posłuszeństwo wobec Festonów, komendantów i Mentorów którzy będą pomagać nam przetrwać.

Powtórzyliśmy wszystko co powiedział z przesądną dokładnością.

- Przysięgam że nie złamie zasad Kodeksu Uczelni ani Kodeksu PPID, przysięgam...

Wtedy rozległ się przeraźliwy pisk. Wszyscy zatkali uszy i padli na podłogę kuląc się potwornie. Zdążyłam zobaczyć jak z daleka nadlatują Cienie. Inaczej nazywane pomiotami szatana. Smoki zerwały się szybko z miejsca i stanęły na podłodze a ich właściciele szybko na nie wsiadają. Wśród nich jest chłopak, on. Właściciel Hass.
Ręce zaczynają mi drżeć a niebo z jasnego staje się szare. Przecina je jasna błyskawica jednak deszczu jak nie było, tak nie ma. Mam ochotę wsiąść na jakiegoś smoka i zacząć walczyć, jednak nie mogę, nie mam towarzysza. Zaczynam nucić sobie piosenkę którą mój brat - Xander nucił kiedy nie mogłam spać;

Podaj mi rękę, mój mały towarzyszu.
Siedź tu i czuwaj, dla dobra nas obu.
Pociesz mnie w smutku a będę szczęśliwy, móc cię kochać jak część mej rodziny.
Może w innym świecie nie będzie cierpienia, może w innym świecie nie będzie chłodu.
Jednak nie tutaj, jednak nie tutaj, jednak nie tutaj...
Podaj mi rękę, mój mały towarzyszu.
Siedź tu i czuwaj, dla dobra nas obu.
Pociesz mnie w smutku a będę szczęśliwy, móc cię kochać jak część mej rodziny.
Po długich latach przyszedł czas rozłąki,
Mój malutki, mały towarzyszu, przyszedł koniec tego cierpienia,
Tak więc czuwaj, czuwaj jak dawniej, aby się świat w końcu skończyć mógł.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 04 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

My animalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz