I

33 3 2
                                    

Trzeci temat jest dla mnie trudny. Postanowiłem napisać o tym tylko dlatego żeby wyzbyć się negatywnych emocji.

❗️uwaga, opisy scen 18+❗️

❗️ chciałem też powiedzieć że o wszystkim wie policja, matka oraz ojciec postarali się jednak żeby sprawa nie trafiła do mediów z powodu mojego wieku i wstydu oraz traumy jakiej doświadczyłem❗️

❗️Masz zamiar się ze mnie śmiać? Pomyśl zanim coś napiszesz. To była dla mnie trauma. Nie piszę tej powieści dla atencji, a każde słowo wychodzące spod klawiszy jest dla mnie cholernie trudne do napisania. Wstawiam to tylko po to żeby osoby które doświadczyły przemocy seksualnej dostały odwagi do poproszenia o pomoc❗️

❗️MOŻESZ DO MNIE NAPISAĆ Z JAKIMKOLWIEK PROBLEMEM POSTARAM SIĘ POMÓC❗️

Wszystko zaczęło się gdy miałem 15 lat. Moja matka niezaspokojona z powodu ojca miała kochanka na boku. Było okej. Ojciec rozwiódł się z nią, jednak dalej mając kontakt ze mną i bratem.

Na początku te "przypadkowe" gesty wydawały mi się normalne ponieważ nie doświadczyłem zbytnio rodzicielkiej miłości.

******  kazał mówić do siebie po imieniu, tłumaczył się tym, że przecież mam już ojca a on nie chce mi go "odbierać". Uznałem że jest to z jego strony nawet miłe.

Powracając do gestów. Były różne. Pocałunek w policzek. Dotyk w udo, w kolano. "Przypadkowe" zjechanie ust z policzka na usta. "Przypadkowe" zjechanie ręki na krocze. W tamtym momencie postanowiłem interweniować.

Był wieczór, byłem z ******** sam w domu.

- ******? - zapytałem cicho wchodząc do kuchni. Siedział przy blacie. Jak tylko mnie zobaczył to wstał.

- Emil! (mimo tego że przecież mam imię w swojej nazwie postanowiłem go wcześniej nie ujawniać, teraz jest mi to obojętne) Coś się stało mały? Masz nietęgą minę - powiedział zmartwiony. Podszedł do mnie objął ramieniem. Oparłem się o ścianę a on usiadł na krześle.

- Chodzi o to... - zacząłem cicho i niepewnie. Cały czas przeklinam siebie za swoją wstydliwość i niepewny głos. - o te gesty...

- Jakie gesty? - zapytał z uśmiechem. Wstał i podszedł do mnie. Szybko odepchnąłem się od ściany. Wziąłem szklankę do ręki i zacząłem nalewać wodę z kranu.

- No... - powiedziałem cichutko - te... no jak wtedy....uhm.... no....

- Spokojnie... - mruknął mi do ucha. Podskoczyłem. Nie zauważyłem jak się zbliża. Oparł swoją klatkę piersiową o moje plecy kładąc obie ręce po moich bokach. - nie śpiesz się.... mów powoli...

- Czy możesz... - zacząłem drżącym głosem - trochę się odsunąć? Nie... nie jest to komfortowe...

- Ale co jest nie komfortowe? - zapytał przyciskając mnie swoim ciałem do blatu tak, że ten nieprzyjemnie wbijał mi się w podbrzusze - to? - spytał wkładając ręcę pod moją bluzkę. Zamarłem. W tamtej chwili jedyne co mogłem robić to mówić i płakać. Łzy natychmiast pociekły po moich policzkach.

- P-przestań... - wyszeptałem - zostaw mnie...

- Musisz wiedzieć - wyszeptał lodowatym głosem ostro odwracając mnie twarzą do siebie - że miałem ochotę zerżnąć cię od porzątku.

- Co... - powiedziałem cicho - ******! Nie podoba mi się to.

- No widzisz... - wystchnął cicho. Otarł swoje krocze o moje udo. Wyczułem jego erekcję. Przeraziłem się - Mi się to podoba skarbie.

(❗️tutaj mamy punkt kulminacyjny. Różnorodne zwroty: "kochanie" "słońce" "skarbie" są przeze mnie źle odbierane. Postanowiłem użyć ich w moim opowiadaniu o Peterze, ponieważ wylewały się tym sposobem moje emocje❗️)

- Zostaw mnie! - krzyknąłem - Nie! Nie chcę!

- Rozpuszczony bachor - warknął i chwytając mój nadgarstek zaprowadził do sypialni.

- ZOSTAW! NIE CHCĘ! NIE CHCĘ! TY ZBOKU! TY... TY PEDOFILU! Z.O.S.T.A.W.  M.N.I.E!!!!!!

- Zamknij się - warknął. Oberwałem z liścia - cicho bądź, mówię.

- Nie! Zostaw mnie! - krzyczałem. ****** dosłownie rzucił mną o ziemię. Uderzyłem potylicą o twarde deski przez co przed oczami zatańczyły mi twarde plamki.

- Zabawimy się. - warknął. Nie był już moim opiekunem. Stał się potworem.

Ja nie zrobiłem już nic na swoją obronę. Byłem jak szmaciana lalka. Strach całkiem mnie sparaliżował. Mogłem jedynie mówić. Już nawet nie płakałem.

Ten potwór zaczął robić "swoje".

Rzucił mnie na łóżko. Usiadł na mnje okrakiem. Jedną ręką przytrzymał moje oba nadgarstki nad moją głową. Przejechał wolną ręką od ust, przez szyję, klatkę piersiową, brzuch aż do paska od spodni. Dosłownie rozerwał cieńki materiał bluzki.

- Ćiwczysz... - mruknął całując moją szyję, zachłysnąłem się powietrzem - widać że chodzisz na siłownię.

Nagle jakby coś się we mnie obudziło.

- ZOSTAW MNIE KURWA MAĆ. JESTEŚ PIERDOLONYM ZBOKIEM. - krzyknąłem próbując wierzgać nogami.

To było szybkie. Zerwał swoje a potem moje spodnie. Bez rozciągania, bez wyćwiczenia. Wszedł we mnie na sucho. Ból jaki poczułem był okrutny. Ale ten psychiczny był gorszy.

- AGH - warknąłem. ****** przycisnął swoje usta do moich.

- Jesteś cholernie ciasny słoneczko. - Nie odpowiedziałem. Płakałem patrząc w sufit.

W tej chwili dzwonek zadzwonił do drzwi.

Starszy zerwał się z łóżka w stronę drzwi. Ja dalej leżałem. Usłyszałem rozmowę.

- Nie go w domu. - warknął ******.

- Są jego buty. Sądzę że jednak jest - odpowiedział... Kamil...

- Chwila. - wrócił do pokoju - twój chłoptaś o ciebie pyta, wypierdalaj do niego.

- Ja...

- NO IDŹ

Wyszedłem do przedpokoju zakładając buty. ****** otworzył drzwi na ościerz i (znowu) rzucił mną na korytarz. Upadłem na ścianę i zapłakałem. Kamil momentalnie przy mnie kucnął.

- Emil! - krzyknął wystraszony - co... kurwa co się stało?!

- Ja... nie chcę już - wyszeptałem przez łzy. - To boli... b-bo-oli...

- No już - przytulił mnie - spokojnie. Już wszystko dobrze. Czy to ******?

- T-tak - jeszcze bardziej się rozpłakałem.

Poszliśmy do Kamila. Po drodze zauważył coś dziwnego.

- Szeroko chodzisz - zauważył - skrzywdził cię?

Odwróciłem wzrok w drugą stronę.

- Emiś... - powiedział cicho odwracając moją głowę w swoją stronę tak żebym spojrzał mu w oczy - kotek... no co ty... nie płacz już.

- Nie chcę... - powiedziałem łamiącym się głosem.

- Wiem... - wyszeptał. - wiem Emiś... chodź usiądziesz.

Usiedliśmy na ławce, objął mnie ramieniem.

- Cholera! Emil! - krzyknął wskazując na moje spodnie. Spojrzałem na nie. Krew. Nigdy nie ropłakałem się tak głośno.

Odchyliłem głowę do tyłu. Tak po prostu. Uderzyłem nią o oparcie ławki, co (przez moje wcześniejsze uderzenie potylicą) spowodowało omdlenie.

Obudziłem się u Kamila. Miałem jego ubrania. A jego mama siedziała przy mnie uśmiechając się na widok mojej pobudki.

Piekło się nie skończyło.

A oto moja historiaWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu