M

30 3 2
                                    

Hmmm... drugi temat toooo....

Kamil.

Tak, ten chłopak to cudo. Odważny, miły, opiekuńczy.

Jak się poznaliśmy...

Biegałem sobie jak co dzień lasem. Ładna pogoda, miła atmosfera wśród drzew i ptaków, Mother Mother puszczone na full na słuchawkach. Piękny chłopak niedaleko. Przejrzyste niebo.

Chwila.

Piękny chłopak kilkanaście metrów przede mną. Aż zachłysnąłem się powietrzem. Przez moją wadę wzroku nie widziałem go dokładnie, a fakt że przecież był do mnie tyłem bo biegł przede mną nie pomagał wcale. Postanowiłem przyśpieszyć co spotkało się z lekkim kaszlem i nierównym oddechem, jednak bardzo pragnąłem go zobaczyć. W chwili gdy byłem już metr od niego zakręciło mi się w głowie. Wydałem z siebie głośny jęk, który nie wiem co miał oznaczać, ale jak już miałem kucnąć żeby się spokoić ktoś położył dłonie na moich bokach przytrzymując mnie w pionie i pomógł dojść do ławki. Na początku nie zwracałem na nic uwagi, za bardzo skupiałem się na łapaniu oddechów.

Podniosłem wzrok na mojego "wybawiciela" i zobaczyłem tamtego chłopaka. Aż mi się znowu zakręciło w głowie jak zobaczyłem jego piękne oczy.

Ale oczywiście taki debil, idiota i kurwa nie wiem co jeszcze powiedział najgorsze co mogło wtedy być. No japierdole rycze do teraz z mojej głupoty.

- Wow... jakie ładne... - wysapałem cichutko jednak na moje nieszczęście (albo szczęście) chłopak to usłyszał.

- Dziękuję - odparł wesoło, jednak potem zmarszczył brwi - nie wiem czy brać to jako komplement bo mówiąc wprost wyglądasz jakbyś brał rano kilka działem fentanylu.

Wyprostowałem się bardziej po czym nieprzytomnym głosem zacząłem recytować to co pani Lila i Thomas wmawiali mi w szpitalu.

- Fentanyl to narkotyk płynny, więc nie da się go brać w działkach, można go wstrzyknąć dożylnie lub podać donosowo poprzez areozol. Narkotyk ten został stworzony tak, że nieświadomie odkryto iż w małych dawkach pomaga na nowotwór. Po kilku latach stosowania badacze odkryli jednak że jest on uzależniający przez co wycofali go z recept, jednak niektóre uzależnione już osoby (jak mój ojciec) nie potrafiące funkjonować  normalnie bez tego leku, dalej mają wypisywane recepty... - mówiłem beznamiętnym głosem patrząc chłopakowi w oczy, mówiłbym jeszcze długo, ale przerwał mi.

- Okej, okej. Chyba jednak dziś coś brałeś. Jak się czujesz? Prawie się tam przewróciłeś - zapytał.

- Miałem zamiar tylko sobie kucnąć - odpowiedziałem cicho.

- Mhm, a potem jakiś losowy przechodzień zadzwoniłby na policję bo znalazł trupa. Masz wodę - podał mi swój bidon - jak ci się uspokoi oddech to odprowadzę cię do domu. Wolę nie mieć cię na sumieniu gdy rano w wiadomościach będą podawać informacje że nastolatek zasłabł. - zaśmiał się. Też lekko się zaśmiałem.

- Już jest okej - powiedziałem.

- Super, to chodź - pomógł mi wstać i przerzucił moje ramię przez swoje barki - no chodź.

- A-ale co - zapytałem cicho - mogę sam iść.

- Okej - puścił mnie a ja zachwiałem się niebezpiecznie, szybko znowu mnie chwycił wracając do poprzedniej pozycji. - no, idziemy.

- Jak masz na imię? - wypaliłem szybko rumieniąc się i odwracając wzrok.

- Kamil - odpowiedział miło. - a ty?

- ****... - wyszeptałem jeszcze bardziej się czerwieniąc.

- Wyglądasz jakbyś miał 13 lat. Mały jesteś. - zaśmiał się.

- Mam 15...

- O, to jestem o rok starszy.

- Mhm - mruknąłem tylko. Czułem jak głos mi się trzęsie.

- Hej, wszystko okej? Jesteś cały czerwony.

- Tak tak - wyszeptałem szybko - tylko um troszkę tu gorąco, wiesz...

- Jest środek zimy. Na pewno nic nie brałeś?

- Och, cicho bądź. - mruknąłem.

Gdy dotarliśmy pod mój dom podał mi jeszcze raz swój bidon. Wziąłem go i spojrzałem na niego pytająco.

- Trzeba dużo pić! - krzyknął na odchodne i pobiegł w stronę lasu.

W domu znalazłem na bidonie jego imię, nazwisko i numer telefonu. Piszczałem w poduszkę jak zakochana małolata.

A oto moja historiaWhere stories live. Discover now