I. Witamy w hotelu Hazbin

85 8 7
                                    


Charity otworzyła gwałtownie oczy. Leżała na ziemi, a otaczały ją drzewa i krzewy. Definitywnie był to jakiś las. Drzewa te jednak były smoliście czarne, jakby spalone i nie rósł na nich żaden, pojedynczy liść. Niebo zaś ponad koronami drzew było krwistoczerwone, a chmury na nim formowały symbol w którym Charity rozpoznała pentagram.

Czy tak wyglądało piekło?

Charity podniosła się do pozycji siedzącej próbując przypomnieć sobie co się wydarzyło.

Koncert, Rowan, pistolet i żyletka.

Czyli zabiła chłopaka i jego kochankę, po czym popełniła samobójstwo.

Ale wbrew jej założeniom nie smażyła się w piekielnym ogniu.

Charity miała okropną migrenę odkąd się przebudziła jednak gdy tylko wyciągnęła rękę żeby przyłożyć ją do głowy zobaczyła, że jej ręka ma odcień ciemnej szarości i naznaczona jest mnóstwem cięć, których nie wyczuła natomiast na szyi. Co to miało znaczyć? Jakim cudem nie cierpi?

Czy aby na pewno trafiła do piekła?

Wstając z ziemi dziewczyna zaczęła kierować się przed siebie z nadzieją, że uda jej się znaleźć cokolwiek. I jak się okazało, niedaleko było wyjście z lasu, a przy nim ruchliwe ulice, rozświetlone budynki i mnóstwo różnych, dziwnych i niekiedy przerażających istot. Zniknęła pewność siebie Charity jaka wypełniała ją w willi i zastąpił ją dziwny niepokój. Jeśli to było piekło, to jakim cudem wiedzie się tu... nienajgorzej?

Wokalistka ruszyła więc wzdłuż ulic. Nikt nie zwracał na nią uwagi i szczerze powiedziawszy była za to niezwykle wdzięczna losowi. Naprawdę nie chciała przykuwać sobą zbytniej uwagi. A przynajmniej nie teraz.

Zastanawiało ją czy wciąż ma swój głos i talent oraz czy będzie mogła wykorzystać to tutaj?

Gdy tak szła zamyślona nie zauważyła, że ktoś nadchodzi z naprzeciwka. Musiała dopiero wpaść na tę osobę żeby powrócić do rzeczywitości. Charity podniosła wzrok. Zobaczyła istotę wyższą od siebie o głowę. Mężczyznę, na oko niewiele od niej starszego. Jego cera była jasnoszara. Miał rubinowe oczy - na prawym nosił równie czerwony monokl i nienaturalnie szeroki uśmiech, a rządek ostrych zębów odbijał blask ulicznych latarni. Jego włosy były czerwone z czarnym ombre, a spod tych krwistych pukli wystawały sarnie uszy i niewielkie rogi. Ubrany był natomiast w elegancką czerwono-czarną koszulę, muszkę i rękawiczki na dłoniach, czarne spodnie, kowbojki przypominające sarnie racice oraz długi, bordowy płaszcz. Trzymał w dłoni czerwoną laskę z czymś co przypominało mikrofon. Patrzył na Charity z uśmiechem przez co dziewczyna nie była pewna jego emocji.

– B-bardzo przepraszam – powiedziała patrząc na nieznajomego. – N-nie chciałam na pana wpaść. Zamyśliłam się i...

– Wypadki się zdarzają moja droga – przerwał wchodząc jej w słowo. Jego głos brzmiał jakby pochodził z jakiegoś starego radia. – Najważniejsze żeby nie powtarzały się zbyt często. Więc dobrze ci radzę żebyś na przyszłość patrzyła gdzie idziesz. Czy to jasne?

Wokalistka kiwnęła energicznie głową. Chciała przeprosić jeszcze raz, jednak nieznajomy już odszedł. Ogarnęło ją wtedy dziwne uczucie. Od nieznajomego biła jakaś dziwna aura. Coś mrocznego i równocześnie potężnego. Oraz dziwnie... pociągającego?

Zaraz Charity odrzuciła od siebie ostatnią myśl. Przecież to nieznajomy i definitywnie nie podobało mu się jej rozdrażnienie.

Ruszyła więc dalej przed siebie mijając różne sklepy, kluby i domy publiczne. Gdzieś na ławce jakiś pijak drzemał po dobrej libacji, w jakiejś uliczce ktoś ściągał z kogoś haracz, a stojąca pod latarnią dziwka zaczepiała jakiegoś faceta. Charity patrzyła na nich wszystkich. Niby zachowywali się jak ludzie, jednak z wyglądu mało kto ich przypominał. Niektórzy przypominali zwierzęta, inni byli nienaturalnie wysocy, ktoś miał jedną gałkę oczną podczas gdy ktoś inny miał trzy.

Sweet song - Alastor x Fem!OCWhere stories live. Discover now