Rozdział 22

75 10 124
                                    

Grudzień 2018 r.

Zbliżające się wielkimi krokami święta Bożego Narodzenia napawały Małgorzatę Kulczyńską przygnębieniem. Tyle złego działo się wokół Alicji, że zapomniała już o normalnym życiu. Wypadła z rytmu, który kiedyś nazywała męczącą rutyną, dziś oddałaby za nią wszystko. Krążyła wokół szerokiego stołu, rozmawiając przyciszonym głosem przez telefon komórkowy. Nerwowo zerkała w stronę schodów, lękając się zobaczenia u ich szczytu córki. Po wygłoszeniu oburzonym tonem swoich pretensji zamilkła i padła zrezygnowana na jedno z ciężkich krzeseł. Słuchała przez chwilę rozmówcy, przewracając oczami, po czym warknęła możliwie najciszej:

— Nie możesz zamknąć śledztwa.

Po kolejnym niezadowalającym ją komunikacie przerwała połączenie bez pożegnania. Próbując uspokoić przyśpieszony oddech, przymknęła powieki i zacisnęła pięść na smartfonie, wracając myślami do szczęśliwych chwil sprzed tragedii, jaka dotknęła jej rodzinę.

— Coś się stało? — Usłyszała słaby głos Alicji.

Zerwała się z miejsca i z wymuszonym uśmiechem odparła, że nic. Skierowała się do przestronnej jasnej kuchni i wstawiła wodę w czajniku elektrycznym.

— Napijemy się herbaty — rzuciła, otwierając szufladę, w której piętrzyły się różnego rodzaju opakowania. — Dobrze nam zrobi chwila relaksu — mówiła bardziej do siebie niż do córki.

Przez chwile krzątała się niespokojnie, a na dźwięk pstryczka czajnika, drgnęła z przestrachem. Zalała wrzątkiem dwa półlitrowe kubki i łapiąc wdech odwagi, odwróciła się w stronę córki ze słowami:

— Ala kochanie. Musimy porozmawiać.

***

Prokurator Reis schował telefon do teczki i ponownie spojrzał w stronę rozmawiających ze sobą Nowaka i Skowrońskiego. Chciał jeszcze zamienić kilka zdań z podkomisarzem, ale po chwili czekania zrezygnował, skupiając się na Gabrieli Piękniewskiej.

— Dziękuję za wsparcie i zaangażowanie — powiedział, wyciągając dłoń. — To była przyjemność współpracować z panią, pani komisarz. — Mocnym uściskiem dłoni zaakcentował swoje słowa.

— Dziękuję prokuratorze. — Uśmiechnęła się lekko, odwzajemniając gest.

— Na mnie już pora. Wszystkiego dobrego — dodał, opuszczając biuro wydziału kryminalnego.

Monika Kamińska przyglądała się scenie znad ekranu komputera, a gdy tylko postać prokuratora zniknęła za drzwiami, podniosła się z miejsca i raźnym krokiem podeszła do Gabrieli.

— Myślisz, że to zrobi? — zapytała, wlepiając wzrok w ściągniętą skupieniem twarz Piękniewskiej. — Wszczęcie śledztwa rozpęta aferę stulecia. — Przeczesała dłonią kilkucentymetrowe włosy, które niedbale sterczały, nie dając się okiełznać.

— Myślę, że musi to zrobić. Dowody mówią jasno. Dziewczyna kłamała, kłamie i jeśli jej na to pozwoli, będzie kłamać dalej — odparła sucho. — Ja swoje zrobiłam. Bawcie się już beze mnie. — Uśmiechnęła się półgębkiem.

— Wyjeżdżasz?

— Tak. Jutro jadę pod niemiecką granicę. Sprawa jest.

Monika spuściła wzrok, smutniejąc. Potarła zmarszczone czoło, jakby się nad czymś zastanawiała. W końcu zebrała się nad odwagę i lekko drżącym głosem, zapytała wprost:

— Spotkamy się jeszcze?

Gabriela oderwała się na moment od wrzucania swoich rzeczy do obszernego plecaka i spojrzała na zmieszaną twarz Kamińskiej.

Zbrodnia [Zakończone]Kde žijí příběhy. Začni objevovat