Rozdział 19

64 11 86
                                    

Ismet Polat trzymał drobne rączki swoich córek, bacznie rozglądając się na przejściu dla pieszych. Sześcioletnia Balbina i ośmioletnia Arleta podskakiwały radośnie, omijając płytkie kałuże. Mężczyzna skinął głową w stronę kierowcy, który zatrzymał pojazd, pozwalając pieszym, na swobodne przedostanie się na drugą stronę ulicy.

Szli w stronę płatnego parkingu, radośnie podśpiewując piosenkę „Pszczółka Maja". Mężczyzna z trudem wyswobodził prawą dłoń z uścisku córki i wyjął z kieszeni kurtki kluczyki do białego Mercedesa. Po chwili obie dziewczynki siedziały w fotelikach, przypięte pasami na tylnych siedzeniach.

— Ismet Polat? — Usłyszał męski głos. Odwrócił się gwałtownie i dostrzegł czterech funkcjonariuszy policji. — Tak, to ja — odparł z szerokim uśmiechem na twarzy.

— Jest pan zatrzymany — odezwał się drugi z policjantów.

Ismet roześmiał się w głos i zmierzył mężczyzn łagodnym spojrzeniem.

— Panowie, po co ten oficjalny ton? — zapytał, zatrzaskując drzwi pojazdu, w której szybie pojawiła się zaciekawiona twarz Balbiny.

— Pójdzie pan z nami.

Twarz Ismeta omiótł grymas zdziwienia, uniósł gęste czarne brwi i przetarł ręką równo przyciętą brodę.

— Chodzi o zakłócenie ciszy nocnej? Przecież już wyjaśniliśmy sprawę z sąsiadami — powiedział, nerwowo mrugając powiekami, okalanymi rzędem długich rzęs.

Policjanci stali niewzruszeni i tylko wbijali w niego czujny wzrok. W końcu jeden z nich wyciągnął zza paska kajdanki i zbliżył się do Ismeta.

— Zaraz! Moment! Jestem tu z dziećmi. — Wskazał ręką tyłu pojazdu. — Nie możecie — urwał, widząc zdecydowane ruchy policjanta, który odwrócił go tyłem do siebie i przygniótł do drzwi auta. Krzyk dziecka zbudził w Ismecie złość. W panicznych, niekontrolowanych ruchach rękami, starał się wyrwać z mocnego uścisku funkcjonariusza. Na darmo. Ostatnim co zobaczył, wchodząc do radiowozu, były zapłakane twarze córek, które uderzały piąstkami o szybę, a tuż przy nich dwóch policjantów, stojących na baczność i skutecznie ignorujących rozhisteryzowane dzieci.

— Odpowiednie służby zajmą się pana dziećmi, do czasu przyjazdu kogoś z rodziny — Usłyszał.

— Dzwońcie po moją żonę — warknął. — Dzwońcie po Justynę Polat!

Policjant kierujący pojazdem zahamował gwałtownie, gdy pod koła wdarł się zaciekawiony nastolatek z telefonem w ręku. Zaraz za nim pojawiła się niewielka grupa przechodniów, która stała nieopodal parkingu z komórkami w dłoniach i przyglądała się całemu zajściu z zaciekawieniem.

— To on! To ten brudas z Gniezna! Precz z brudasami! — wrzasnął nastolatek.

— Polska dla Polaków — zawtórował mu jeden z mężczyzn, który w mig naciągnął klubowy szalik drużyny Lecha na twarz. — Precz z brudasami! Wypierdalać do siebie!

Policjant nie zareagował, pospiesznie wyminął wrzeszczących ludzi i ruszył w stronę komendy.

***

Gabriela Piękniewska siedziała skupiona przy biurku i zerkając co chwilę na telefon, wczytywała się w zeznania Kulczyńskiej. Protokół był obszerny, bo dziewczyna była skora do opowiedzenia wszystkiego tego, co udało jej się zapamiętać.

„Grozili mi seks taśmą, moimi nagimi zdjęciami, które zrobili wbrew mnie [...] Grozili, że skrzywdzą moją mamę [...] Znają różnych ludzi [...] Zamknęli mnie w pokoju, całe ciało mnie bolało [...] Nafaszerowali mnie lekami i zawieźli do Poznania [...]". Informacji było dużo, ale szczegółów już znacznie mniej.

Zbrodnia [Zakończone]Where stories live. Discover now