Rozdział czwarty

17 1 0
                                    

Całą sobotę siedziałam rozmyślając o Kaydenie.
Nie mogłam wybić go sobie z głowy.
Bałam się, że wkurzy się na mnie przez to, że rano tak uciekłam, ale po prostu nie chciałam, żeby widział mnie w takim stanie w jakim byłam wtedy rano, a wyglądałam okropnie.
Śmierdziało mi z buzi bo nie miałam szczoteczki do zębów, więc jedynie przepłukałam ją jakimś płynem Kaydena, miałam lekko tłuste i poplątane włosy, a pod powiekami rozmazała mi się resztka tuszu.
Nie chciałam mu się tak pokazywać zwłaszcza, że Kayden rano wyglądał lepiej, niż najpiękniejsze dzieło sztuki.
Brunet wyglądał ślicznie, nawet z roztrzepanymi na wszystkie strony włosami, a ja wyglądałam niczym siedem nieszczęść.
Po tym, gdy wyszłam z domu Kaydena, nie mogłam po prostu przestać o nim myśleć.
Myślałam o nim pod prysznicem, jedząc śniadanie, gadając przez telefon z Emily, której musiałam oczywiście wszystko opowiedzieć.
Myślałam o nim czytając nawet głupią książkę, przez co w ogóle nie mogłam się na niej skupić.
Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że na myśl o nim moje kąciki ust momentalnie unosiły się w górę, a w brzuchu czułam motylki co było nowym odkryciem, bo jeszcze nigdy na myśl o żadnym chłopaku tego nie doświadczyłam.
Gdy siedziałam u siebie na balkonie wpatrując się w gwiazdy, i znów przypominając sobie o brunecie doszłam do pewnego wniosku.
Chyba podobał mi się Kayden Young.
W momencie w którym sobie to uświadomiłam mój telefon w kieszeni zawibrował.
Wszechświat robi sobie ze mnie jakieś jaja.

Od nieznany:
- Ja też ci dziękuje Grace. Wczorajszy wieczór z tobą był naprawdę fajny. Może chcesz spotkać się zaraz w twoim sekretnym miejscu?

Serce zaczęło walić mi jak szalone, a cholerne motylki w brzuchu nie przestawały mnie katować.
Wzięłam głęboki wdech, i spojrzałam na godzinę.
Było dopiero wpół do dziesiątej.

Do nieznany:
- Jasne, będę za 15 minut.

Gdy wysłałam wiadomość cicho pisnęłam pod nosem. Podbiegłam do swojej szafy z bananem na ustach. Już po prostu nad tym nie panowałam.
Nad uśmiechem i dziwnym uczuciem ekscytacji, co powodował Kayden.
Moje włosy na szczęście były umyte i ładnie ułożone, więc nie musiałam ich ogarniać.
Makijaż również prezentował się w porządku, więc pozostawało mi tylko przebrać się i lekko odświeżyć. Z ubrudzonych od makaronu dresów przebrałam się w swoje ulubione szerokie dżinsy które były jasno niebieskie. Na górę założyłam białą bluzę z kapturem, i czarny bezrękawnik bo na dworze zrobiło się już trochę chłodniej. Popsikałam się pod bluzą dezodorantem, a na szyję i nadgarstki swoim ulubionym kwiatowym perfumem.
Założyłam kilka pierścionków na palce, i zabrałam swoją różową torebkę, po czym wyszłam z pokoju.
Mamy jak zazwyczaj oczywiście nie było w domu, więc nie musiałam wymyślać jej żadnych wymówek.
Zamknęłam dom na klucz, i wsiadłam do swojego ukochanego samochodu. Kochałam nim jeździć, zwłaszcza wieczorem.
Uwielbiałam kiedy pędziłam przez miasto, a przez otwartą szybę wlatywał wiatr, który rozwiewał mi włosy. W tle zawsze leciała moja ulubiona płyta lany, co dodawało jeszcze większego klimatu.
Zdarzało się czasami, że gdy chciałam uciec od problemów właśnie to robiłam.
Jeździłam w kółko po mieście z otwartą szybą i muzyką ustawioną na fulla. To była taka moja mała terapia jak ta w moim sekretnym miejscu, w którym przesiadywałam czasem praktycznie aż do rana.

                                           ...

Gdy dojechałam na miejsce zauważyłam auto Kaydena, czyli Porsche Carrera Cabrio z 90 roku.
To auto miało swój urok. Było naprawdę ładne, i zadbane. Brunet musiał o niego bardzo dbać.
Byłam na maksa zestresowana, wzięłam głęboki wdech po czym wysiadłam z samochodu.
Gdy przeszłam przez krzaki, zasłaniające widok na moje ukochane miejsce zauważyłam ognisko.
Kayden siedział przy ognisku.
Rozpalił dla nas ognisko.
Gdy zielonooki spojrzał w moją stronę na moich ustach odrazu wykwitł szczery uśmiech.
Chyba byłam..szczęśliwa?
Podeszłam w stronę chłopaka, przy ognisku znajdował się jeszcze mały drewniany stolik na którym znajdowały się pianki, krakersy, czekolada i kilka piw oraz głośnik z którego cicho leciała muzyka, której wcześniej z wrażenia nawet nie zdołałam usłyszeć.
Pokręciłam głową z wrażenia.
- Sam to wszystko przygotowałeś? - zapytałam.
- Tak - przytaknął.
- Czemu?
- Chciałem zrobić ci niespodziankę - lekko się uśmiechnął.
Usiadłam obok niego na ławeczce, którą również musiał jakoś załatwić, ponieważ wcześniej jej tutaj nie było. Było mi naprawdę bardzo miło.
- To bardzo miłe, dziękuje Kayden. Znowu - dodałam, na co przewrócił oczami ale jego uśmiech lekko się poszerzył.
Boże, wyglądał tak przepięknie.
Wyglądał jak dzieło, gdy wpatrywał się we mnie swoimi jasnozielonymi oczami, które błyszczały niczym gwiazdy.
Coś czułam, że ta noc będzie wyjątkowa.
I była, Grace.
Brunet pierwszy przerwał nasz kontakt wzrokowy sięgając po piwa. Zgarnął dwa i jedno podał mi.
- Zamierzamy pić? - zapytałam się, co zwróciło jego uwagę bo znów na mnie spojrzał.
W międzyczasie otworzyłam zębami swoje piwo? co zrobił również on.
- A nie? - zapytał, na co cicho się zaśmiałam i upiłam łyk truskawkowego piwa.
- Lubisz S'mores? - zapytał się, swoim lekko zachrypniętym głosem który wielbiłam.
- Czy je lubię? - powtórzyłam pytanie na co pokiwał głową.
- Ja je kocham - odparłam na co cicho, ale szczerze się zaśmiał.
Spojrzałam na stół biorąc głęboki wdech.
- Błagam zróbmy je już, bo te pianki się na mnie patrzą - westchnęłam, a chłopak znów się zachichotał. Podał mi jeden kijek, po czym otworzył paczkę z piankami.
Nabiliśmy sobie po piance na kijki, i zaczęliśmy delikatnie je podpiekać przy ogniu. Z głośnika leciały przyjemne piosenki, które doskonale znałam, więc cicho śpiewałam sobie je pod nosem. Nadal byłam zdziwiona, że mamy tak podobny gust muzyczny.
Dalej nie docierało do mnie to, że lubimy te same rzeczy. Te same filmy, piosenki, artystów.
Nawet głupie jedzenie. To wydawało się być chore.
Nagle zaczęła lecieć piosenka, która była tym razem z lat 60, ale znałam każde jej słowo na pamięć. Leciało „Stand by me" od Bena E. Kinga. Podśpiewywałam sobie pod nosem, bo w towarzystwie Kaydena czułam się bardzo komfortowo. Chciałam być w końcu sobą.
W sumie to mogłam śmiało przyznać, że lubiłam spędzać z nim czas.
- Ładnie śpiewasz - wyszeptał, a ja spojrzałam się w jego stronę i przyłapałam go na wpatrywaniu się we mnie. Poczułam, że lekko rumienią mi się policzki.
- Dziękuje ale..jakoś nie lubię swojego głosu - wzruszyłam ramionami. To była prawda.
Kochałam śpiewać, ale nigdy nie uważałam aby mój głos się do tego nadawał.
- Serio? Moim zdaniem masz piękny głos.
Idealny - dodał nieco ciszej, a mi zrobiło się ciepło w okolicach serca, a w brzuchu motyle rozpętały wojnę. Nie odpowiedziałam, ale znowu szczerze się uśmiechnęłam. Wzięłam ze stolika dwa krakersy i położyłam na jeden z nich kosteczkę czekolady, na to swoją jeszcze gorącą piankę, zamknęłam to cudo w kanapkę.
Chłopak zrobił to samo. Tak uroczo się przy tym uśmiechał..
Moore, boże ogarnij się.
Kayden nie jest aż tak słodki. No dobra może trochę, ale tylko trochę.
Stuknęliśmy się kanapkami i w tym samym czasie się w nie wgryźliśmy. Uniosłam oczy ku niebu cicho wzdychając, co Kayden skomentował parsknięciem śmiechem.
- Skąd wiedziałeś, że kocham s'mores? - zapytałam, nie przejmując się tym, że mam pełną buzię.
- Jakoś podejrzewałem, że możesz je lubić.
Chyba mam dobrą podświadomość - wzruszył ramionami, a ja przytaknęłam i upiłam łyka piwa.
- Ej no właśnie, skąd wziąłeś piwo? Nikt u nas nie sprzedaje - zapytałam ciekawa odpowiedzi.
- Ukradłem tacie - odpowiedział cwaniacko, a ja się zaśmiałam.
- Od kiedy Kayden Young jest bad boyem? - zapytałam się, na co poszerzył mu się uśmiech.
Oczywiście w ten swój cwaniacki sposób.
- No wiesz, jeszcze nim nie jestem, ale jeśli chcesz to z przyjemnością dla ciebie nim zostanę - puścił mi oczko, a ja przewróciłam oczami.
Dopiłam swoje piwo i odłożyłam butelkę obok ławeczki, na której siedzieliśmy.
Chłopak podał mi kolejne, cicho podziękowałam i po otworzeniu upiłam kolejnego łyka.
Kurde, to piwo było serio zajebiste.
- Dobre to piwo, słodziutkie - oznajmiłam, czytając etykietę napoju.
- Też je lubię, tata zawsze kupuje kilka zgrzewek bo szybko się wykupują. Chyba nie będzie zły o to, że jedną mu ukradłem po za tym i tak go dzisiaj nie ma, więc chyba się nie skapnie.
- Twój tata gdzieś pracuje?
- Tak, pracuje w jakimś tam biurze. Prawie codziennie siedzi w papierach, ale przynajmniej nam się przelewa - odpowiedział. Kolejna rzecz, która nas łączy. Czy to znów kolejny przypadek?
- Rozumiem, mam to samo. Mamy praktycznie w ogóle nie ma w domu. No wiesz niby fajnie bo mam spokój i mogę robić co chcę, ale czasami jest mi nudno tak samej - oznajmiłam. Brunet przytaknął.
- Rozumiem i..przepraszam, że pytam ale tak się zastanawiałem, twoi rodzice się rozwiedli czy.?
- Mój tata..on - zaczęłam ale głos lekko mi się załamał. Czułam jak łzy powoli napływają mi do oczu, więc odwróciłam wzrok od oczu chłopaka i wbiłam go w ognisko. Jakimś cudem udało mi się powstrzymać łzy.
- Nie musisz kończyć, rozumiem. Przykro mi. Przepraszam nie powinienem był poruszać tego tematu - znów powróciłam do niego wzrokiem, a w jego oczach zauważyłam wyrzuty sumienia.
- Nic się nie stało. Kiedyś opowiem ci więcej, ale nie chce się tu teraz rozklejać - odpowiedziałam spokojnie, unosząc kąciki ust. Chłopak posłał mi szczery uśmiech, który był piękny.
Bardzo lubiłam kiedy się uśmiechał.
Dojadłam swoje ciasteczko.
- Widzisz to drzewo? - wskazałam na duże drzewo naprzeciwko nas, na którym kwitły kwiaty wiśni.
- Tak? - spojrzał się na mnie pytająco.
- Kocham je. Czasami gdy mi się nudziło, wspinałam się na nie, a później oglądałam gwiazdy przy samej koronie. Gdy kwitnie na nim wiśnia, tak ślicznie od niego pachnie - podziwiałam roślinę pokrytą białymi kwiatuszkami przy gałęziach, z nostalgią.
Przypomniały mi się te wszystkie chwile, w których nocami wspinałam się po tym drzewie, a później podziwiałam niebo aż do świtu.
Kochałam to robić.
- Mam pomysł - wyszeptał, po czym wyjął z kieszeni składany scyzoryk.
Nie wiedzieć czemu, odrazu wiedziałam co chodziło Kaydenowi po głowie.
Wstaliśmy z naszych miejsc w tym samym momencie, i podeszliśmy do drzewa, o którym była mowa.
Scyzoryk wydawał się być bardzo ostry, ponieważ chłopak bez problemu zaczął coś grawerować na pniu.
Nagle przestał, więc spojrzałam się na niego pytająco.
- Zamknij oczy - wyszeptał, ponieważ staliśmy blisko siebie.
- Kayden co ty.. - nie dokończyłam, bo chłopak zakrył mi oczy swoją dłonią - wyprawiasz. - Dokończyłam, po czym założyłam ręce na piersi, przez co Kayden parsknął śmiechem.
- Zamknij oczy - powtórzył nieco ciszej, a ja postanowiłam się w końcu posłuchać, i zamknęłam powieki. Kayden po sekundzie zabrał dłoń, a ja wciąż stałam z zamkniętymi oczyma. Chłopak znów zaczął grawerować coś na drzewie, ponieważ ponownie usłyszałam charakterystyczny dźwięk drapania w drewno.
Po około trzech minutach zaczęłam się niecierpliwić. Byłam już bardzo ciekawa.
- Długo jeszcze? - zapytałam się głośno wzdychając.
Chłopak cicho zaśmiał się pod nosem.
Lubiłam ten dźwięk. Bardzo.
Ogarnij się idiotko.
- Już możesz otworzyć - powiedział, a ja zrobiłam to co mi kazał.
Najpierw zerknęłam na chłopaka który był trochę niepewny mojej reakcji.
Wyglądał jakby się obawiał.
Spojrzałam na drzewko, gdy zauważyłam co brunet na nim wygrawerował poczułam jeszcze silniejsze motylki w brzuchu niż wcześniej.
Na pniu tego drzewa wygrawerowane były nasze inicjały w serduszku.
„G + K"
Chłopak patrzył się na mnie lekko niepewnie, chyba bał się że go wyśmieje.
Spojrzałam na niego z rozczuleniem, przez co odetchnął lekko z ulgą.
- To jest..bardzo urocze - wyszeptałam niemal niesłyszalnie, ale wiedziałam że mnie usłyszał bo na jego ustach wykwitł szczery uśmiech.
- Cieszę się, że ci się podoba - oznajmił robiąc krok w moją stronę. Wystarczył jeden krok w moną stronę, a serce zaczęło walić mi młotem.
To chyba był ten w moment.
Ten w którym mieliśmy się pocałować.
Chciałam tego.
Pragnęłam jego ust, jego pocałunku.
Nie chciałam już ukrywać tego, że coś do niego poczułam. Poczułam do niego coś, czego nie czułam jeszcze nigdy do nikogo innego.
Od paru dni nie mogłam przestać o nim myśleć.
O tych jego gęstych, ciemnych włosach opadających mu na czoło. O tych jego małych piegach na nosku, które dodawały mu uroku.
O jego wyostrzonych rysach twarzy, i budowie ciała przez które wyglądał piękniej niż najwybitniejsze dzieło sztuki.
Natomiast jednym, czego za nic nie mogłam wybić sobie z głowy były jego oczy.
Jasnozielone oczy.
To o nich najbardziej nie potrafiłam przestać myśleć. Czułam się jak największa szczęściara móc wpatrywać się w te jego piękne, duże oczy które tak dobrze mi się kojarzyły.
Kochałam to, że zawsze patrzył się na mnie w tak ciepły sposób.
Tak jakby naprawdę mnie lubił.
Jakbym była dla niego ważna.
Jakby mu na mnie w jakiś sposób zależało..
Nasze twarze znajdowały się w odległości jakiś trzech cali.
Słyszałam jego przyspieszony oddech, zerkał na mnie trochę nerwowo.
Ja również się stresowałam.
Tak szczerze to stresowałam się w cholerę, bo jeszcze nigdy z nikim się nie całowałam.
Zawsze czekałam na kogoś, kogo naprawdę polubię..

Kayden

Wpatrywałem się w niebieskie oczy Grace.
Mojej Grace.
Och, chciałbym żeby była moja.
Nie mogłem przestać patrzeć się w te jej śliczne niebieskie tęczówki, które były niemal uzależniające.
Mógłbym patrzeć się w jej oczy przez cały dzień.
Grace była najpiękniejszą istotą w całym wszechświecie.
Bez trudu swoją pięknością wyprzedziłaby nawet samą afrodytę.
Jej jasne, blond włosy zawsze były pięknie ułożone, pokręcone w idealne loki, pachnące i błyszczące. Zawsze pachniało od niej kwiatami, nawet na odległość paru metrów czuć było od niej ten charakterystyczny, słodki zapach świeżych kwiatów. Boże, kochałem ten zapach.
Jej cera była niemalże idealna, brwi trochę ciemniejsze, a na nosie miała pare malutkich piegów, które na pierwszy rzut oka były niezauważalne.
Chłonąłem każdy najmniejszy cal jej twarzy, aż w końcu pierwsza zabrała głos.
- Kayden.. - wyszeptała mi praktycznie w usta, ponieważ nasze twarze były tak blisko siebie, że aż praktycznie się stykały.
- Pocałuj mnie - odszepnąłem. - Pocałuj mnie Grace - dodałem, a blondynka zerknęła w końcu na moje usta.
Tak cholernie pragnąłem jej pocałunku, mógłbym zrobić wszystko, aby w końcu mnie pocałowała.
Gdybym był cierpliwy, mógłbym czekać nawet i całe życie. Chciałem wiedzieć jakie to uczucie całować kogoś tak pięknego, i dobrego jak ona.
Odkąd zobaczyłem ją na imprezie u James'a, marzyłem o tym aby była moja.
Abym mógł ją pocałować.
Nie było dnia w którym o niej nie myślałem.
Tak naprawdę, Grace była jedynym o czym myślałem przez ostatnie dni.
Znaliśmy się tak krótko, a ja tak strasznie się w niej zatraciłem. Nie mogłem wybić sobie z głowy tej ślicznej, niskiej blondynki o oczach które kolorem przypominały ocean.
Na samą myśl o niej zawsze czułem coś dziwnego w brzuchu, a kąciki ust automatycznie pędziły mi w górę.
Gdy straciłem już nadzieję na to, że mnie pocałuje Grace zbliżyła się jeszcze bardziej.
Stykaliśmy się nosami.
Położyła swoje drobne dłonie na tyle mojej głowy, i przycisnęła swoje usta do moich.
To uczucie było aż trudne do opisania.
Całowanie jej..było niczym trafienie do nieba,
po latach bólu i męczarni w piekle.
Grace całowała mnie tak, jakbym był jej pragnieniem.
Całkowicie zapomniałem, o otaczającym nas świecie.
Liczyła się tylko ona.
Liczyliśmy się tylko my.

Between our heartsWhere stories live. Discover now